Szymon
Smutna melodia rozchodzi się po pustym pomieszczeniu. Palce co rusz suną po klawiszach fortepianu. Czy nie mógłbym zagrać czegoś weselszego? Przecież jestem szczęśliwy. Dlaczego więc gram właśnie tę smętną pieśń o utracie czegoś pięknego? Nie potrafię przestać, nie potrafię zmienić melodii. Czuję się jak żeglarz, który pomimo ostrzeżeń wypłynął na wzburzone morze i teraz musi zmagać się z ogromnymi falami, które go zalewają. Fale kłamstwa zatapiają mój mały statek miłości i nadziei. I po co to komu było? Dlaczego nie mogłem być wobec niej od początku szczery? Wyrzuty sumienia paliły wnętrze, głupie głosy w głowie osaczały i coraz bardziej zgniatały. Wielka łapa zaciskała się na gardle i dusiła, nie pozwalała złapać oddechu. Co teraz będzie? Co będzie jeśli jej powiem? Jak zareaguje? Czy zrozumie? A jeśli mnie zostawi, czy dam sobie bez niej radę? Czy będę chciał żyć bez niej? Muzyka milknie. Moje dłonie zaciskają się w pięści, czuję napięte mięśnie. Z impetem odsuwam się od fortepianu prawie przewracając się na stołku. Co ja do cholery wyprawiam?!
Od dwóch cholernych dni nie potrafię odgonić od siebie nieprzyjemnych myśli. Nie potrafię spojrzeć jej, ani sobie w oczy. Serce łomocze mi w piersi, a płuca domagają się więcej tlenu pomimo głębszych oddechów. Strach, panika i wściekłość na samego siebie ściskają moją klatkę piersiową niczym obręcz. Prycham pod nosem. Teraz wyrzuty sumienia się obudziły? Teraz rozum domaga się wyjawienia prawdy? Gdzie był, gdy to wszystko się zaczynało. Dlaczego jej o tym nie powiedziałem? Na co liczyłem? Na cud, że to wszystko się ukryje? A jeżeli teraz jej powiem o Nicholasie, jaka niby ma być jej reakcja? Na co mam nadzieję? Na zrozumienie i wybaczenie zatajenia takiej sprawy? Głupiec. Sam, na jej miejscu posłałbym siebie gdzie pieprz rośnie. Tyle czasu ukrywać tak ważną rzecz? Co ja sobie wyobrażałem?
Michalina
Do świąt zostały tylko dwa tygodnie, więc sobotnie popołudnie spędzam z Zuzą przy pieczeniu pierników. Z głośników radia lecą co chwile świąteczne piosenki, które obie z zaangażowaniem próbujemy śpiewać. Wychodzi nam to z marnym skutkiem.
– Mam nadzieje, że to maleństwo odziedziczy głos po Piotrze nie po mnie.
– Nie jest jeszcze tak źle jak ze mną.- śmiejemy się.
– Nawet nie wiesz jaką ulgę czuję, że Piotr już o wszystkim wie.
– A Ty nie wiesz jaką ja czuję ulgę, że wziął to na klatę i zaproponował wspólne mieszkanie od przyszłego roku. W ogóle myślałam, że w szoku większym będzie. Miło mnie zaskoczył.
– Mnie też.- blondynka się uśmiecha, głaszcząc niewidoczny jeszcze brzuszek.- Tak się bałam, że zerwie ze mną, że nie będzie chciał mnie znać.
– No, ale okazał się prawdziwym facetem.- przytulam ją.
– No a jak Wy spędzacie święta? Jedziecie do Twoich rodziców?
– Szczerze to nie wiem. Jakoś nie było czasu o tym rozmawiać. Może on będzie miał inne plany.
– A niby jakie? Jest sam, nie ma nikogo. Kto by chciał święta spędzać sam?
– Mama ostatnio dzwoniła i Nas gorąco zapraszała. Chciałabym jechać. Teraz jak Nasze relacje się poprawiły odwiedzałabym ich co chwilę.
– To powiedz to Szymonowi. W czym widzisz problem? Na pewno się ucieszy. Sam Cię namawiał żebyś się pogodziła z rodzicami.
– Jutro się widzimy, więc z Nim na ten temat pogadam.- zamyślam się.
Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że tak potoczy się moje życie, wyśmiałabym go. Byłam przecież do szaleństwa zakochana w Robercie, nie dałabym sobie złego słowa o nim powiedzieć. Jakie życie może być przewrotne. Ile może się zdarzyć w tak krótkim czasie. Ile się zmieniło. Czy nie za szybko to wszystko się dzieje? Z ramion jednego w ramiona drugiego. Czy nie potrafiłabym być sama? Chociaż przez chwilę poczuć kontrolę nad swoim życiem. Robert, Szymon. Dwa różne światy, dwie różne osobowości. Dwóch tak różniących się od siebie, ale obydwu pokochałam. Tak, mogłabym to powiedzieć.
Robert był młodzieńczą miłością. Niedojrzałą, nagłą, nieprzemyślaną. Zatraciłam się w niej. Nie dostrzegałam niczego prócz niego. Tylko on był dla mnie najważniejszy. Zrobiłam wszystko, co chciał. Rzuciłam wszystko, tylko by być z nim. Odtrąciłam miłość bliskich, ich troskę i strach. I co mi po tym przyszło? Sprawiedliwość musiała kiedyś nadejść. Nie miałam pojęcia, że odbierze mi to wszystko w tak brutalny sposób. Ciąża, utrata dziecka. To dziwne i przerażające nie czuć powiązania z własnym dzieckiem. Nie czuć bólu po jego stracie. Jakby to teraz było? Gdyby jednak przeżyło? Byłabym w 5 miesiącu. Byłoby już widać brzuszek. Jego serduszko odgrywałoby szaleńczą pogoń, byłby już ukształtowanym człowieczkiem. W kwietniu bym urodziła. Jaką byłabym matką? Czy pomimo wszystko potrafiłabym go pokochać? Czy nie czułabym ciągłego żalu do jego ojca i nie przenosiłabym go na to dziecko? Czy gdybym nie poznała Szymona pogodziłabym się z rodzicami?
Szymon. Na samą myśl o nim usta rozciągają się w uśmiechu. Dał mi nową siebie. Odgonił złe myśli, pomógł stanąć na nogi. Pomógł odnaleźć utraconą radość. Rozświetlił swoją osobą moje szare życie. W jego ramionach wszystko było możliwe, a przeciwności jakby łatwiejsze do pokonania. Tylko czy życie czegoś nie powinno mnie nauczyć? Przecież z Robertem na samym początku było tak samo. Czułe słówka, zapewnienia, bezpieczeństwo. Tylko kiedy to wszystko zamieniło się w przyzwyczajenie? Czy z Szymonem będzie tak samo?
– O czym Ty tak rozmyślasz?- zagaduje Zuza smarując piernika nuttelą.
– Aa tak mi się na rozmyślania wzięło.- uśmiecham się, nie chcę jej martwić swoimi czarnymi myślami.
– O Szymonie? Bo wyglądałaś jakbyś batalię w głowie przechodziła.
– O Szymonie, Robercie, rodzicach. Ogólnie o minionym roku.- wzruszam ramionami.- Trochę się tego działo, no nie?
– Jasne, ale chyba teraz masz lepiej, prawda?
– O wiele.- posyłam jej szczery uśmiech, na który ona również odpowiada uśmiechem. Przyglądam się jej z zadowoleniem. Z przestraszonej, płaczącej Zuzy nie zostało nic. Siedziała natomiast teraz przede mną spokojna, szczęśliwa przyszła mama, która zaakceptowała fakt, że nią zostanie. Ani śladu lęku, czy smutku. Biła od niej radość, której jej trochę zazdrościłam.
Szymon
Od dobrych paru minut wpatruję się w przyjaciela z niedowierzaniem. Wszystkiego bym się po nim spodziewał, ale nie informacji, że zostanie ojcem. Ponownie. Nie powinien być przerażony? Mieć jakieś obawy? A nie, że sobie spokojnie siedzi piwko sączy i gdera na temat nowego mieszkania, bo przecież dziecko musi mieć swój kąt.
– Coś tak zamilkł? I wzrok masz jakbyś wariata przed sobą widział.
– Bo może siedzi przede mną wariat?- rzucam mu zaczepne spojrzenie.- Wyszedłeś z jednych pieluch, pakujesz się w następne. Ii podobno się zabezpieczaliście.- rzucam z ironicznym prychnięciem.
– Myślałem, że się ucieszysz, a Ty mi tu jakieś kpiarskie teksty rzucasz.
– Bo się martwię o Ciebie durniu. Już na jedno dziecko płacisz alimenty, a gdy Ci nie wyjdzie z Zuzą to i na drugie będziesz płacił.
– Dlaczego sądzisz, że mi nie wyjdzie z Zuzą?- gniewny wzrok Piotra w ogóle nie robi na mnie wrażenia.
– Bo po tylu latach małżeństwa z Dagą nagle Wam się odwidziało, więc skąd możesz mieć pewność, że z Zuzą nie będzie tak samo?
– Bo do Zuzy czuję coś innego niż do byłej żony i wierzę, że z nią spędzę resztę życia. Co z Tobą dzisiaj nie tak? Stało się coś?
– Nie.- odburkuję i przechylam butelkę piwa, by nie odpowiadać już na żadne pytania. Sam nie wiem co się ze mną dzieje. Przez swój parszywy humor zamiast cieszyć się szczęściem przyjaciela, dokopuję mu. Nie jest niczemu winny, a ja zachowuję się wobec niego jakby mi robił na złość. Miałem dość tej frustracji i narastającego napięcia.
– Powiem jutro Michasi o Nicolasie.- wypalam. Biorę głębszy wdech, bo znów czuję ucisk w klatce.
– Ahh czyli to Cię gnębi.- Piotr odstawia pustą butelkę.- Co Cię tak nagle natchnęło? Wyrzuty sumienia Cię zżerają?- pyta kąśliwie.- Teraz stary? Po takim czasie? Trzeba było jej od razu powiedzieć, a nie teraz. Jak jej powiesz to Cię na zbity pysk wywali.
– Dlatego ją wezmę do siebie.- Piotr patrzy na mnie zaskoczony. Jego brwi windują do góry, a usta zaciskają się w wąską linię. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. Wzdycham i zeruję do końca piwo. Sięga pod stół i podaje mi kolejną butelkę, którą chętnie odbieram. Muszę się odstresować.
– Nie poznaję Cię stary, serio.- kręci głową.- Zamiast jej od razu powiedzieć, tak jak Ci radziłem, to trzymałeś to dla siebie. Co Ci z tego przyszło? Teraz czujesz się nieswojo, bo zaczyna Ci na niej zależeć i chcesz być wobec niej fer. Nie skończy się to dobrze, ostrzegam.- krzywię się na jego słowa. Myśli, że ja o tym nie wiem. I to mnie tak bardzo przeraża. Tylko, że kiedyś ona sama się dowie, więc nie lepiej żebym powiedział jej osobiście? Po czasie, bo po czasie ale jednak, prawda?
– Co ma być to będzie.- burczę pod nosem i nie zwracam uwagi na zatroskany wzrok przyjaciela.
Na drugi dzień rano budzę się z tępym bólem głowy i suchością w gębie. Nieprzytomnym wzrokiem rejestruję, że spałem na kanapie Piotra. Mój zbolały mózg rejestruje dźwięki dochodzące z kuchni, zapach świeżej kawy wdziera się w nozdrza. Siadam najwolniej jak tylko potrafię, mam wrażenie że z mózgu zrobiła mi się papka, przelewająca się z każdym ruchem.
– Śpiąca królewna się obudziła.- na dźwięk głośnego tonu przymykam oczy i krzywię się.- Co za dużo się wczoraj pochlało?
– Stary odpuść.- mówię cichym, ochrypłym głosem. Przecieram dłońmi zmęczoną, nieogoloną twarz.- Ile żeśmy wczoraj wypili?
– Chyba Ty.- obrusza się.- Ciągnąłeś wczoraj raz za razem. Myślałem, że mi alkoholu nie wystarczy.- zakpił.
– Czasem człowiek musi, bo inaczej się udusi.- chrypię, na co on prycha i podaje mi kubek kawy.
– Dalej masz w głowie ten durny pomysł?- wzdycha poirytowany, gdy posyłam mu zwątpione spojrzenie.- No chcesz powiedzieć Michalinie o Nicolasie?
– Muszę.- upijam łyk gorzej kawy.- Żałuję tylko, że nie zrobiłem tego wcześniej.
Michalina
Budzi mnie słoneczny poranek. Nie wiedzieć czemu budzę się z uśmiechem na twarzy. Czyżby mi się coś śniło? Nie wiem, nie pamiętam. Ale jeżeli się uśmiecham, to pewnie było to coś miłego. Spoglądam na telefon. 8.40. Zero wiadomości od Szymona. Dziwne, miał mi dać znać o której się dzisiaj widzimy. Wybieram jego numer, ale odzywa się poczta głosowa. To jeszcze bardziej mnie dziwi. Zruszam jednak tylko ramionami, wyskakuję z łóżka i zabierając potrzebne rzeczy zamykam się w łazience. Spędzam w niej długie dwie godziny doprowadzając moje nogi i resztę ciała do porządku. Suszę włosy układając je w fale, bo wiem że Szymon tak lubi. Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze. Patrzy na mnie teraz inna dziewczyna, niż parę miesięcy temu. Zadowolona, uśmiechnięta, ogarnięta. Podobał mi się ten obrazek.
– Utopiłaś się tam?- słyszę stłumione ziewaniem głos Zuzy.- Wyłaź już kobieto.
– A śniadanie zrobiłaś?- pytam z uśmiechem otwierając drzwi.
– Nie, ale jak Ty w takim doskonałym humorze jesteś, to zrób.
– Omlet może być?
– Spoko.- mruczy i zamyka mi drzwi przed nosem.
Parę minut później zasiada do stołu i opiera nieprzytomną głowę o rękę. Raz po raz ziewa i mlaska, co wygląda komicznie. Podaję jej talerz ze śniadaniem i sok z pomarańczy.
– Wyglądasz nie za dobrze.
– Za to Ty dzisiaj kwitniesz.- zerka na mnie spod przymkniętych powiek.- Nie śpię ostatnio najlepiej. Nie umiem sobie znaleźć miejsca w łóżku.
– Brakuje Ci w nim Piotra, to zrozumiałe. Po nowym roku będzie już z nim spała cały czas.
– U niego znowu będzie mi brakowało Ciebie.- marudzi.
– Zuza, tak już musi być, a ja będę do Ciebie przychodzić jak często będziesz chciała mnie widzieć.
– O tym nawet nie ma co dyskutować. To się rozumie samo przez się.- patrzę z konsternacją jak ochoczo pałaszuje omleta. Jakby co najmniej tydzień nie jadła. Co ten mały człowieczek w jej brzuchu zrobił z moją przyjaciółką? Moje myśli przerywa dźwięk telefonu. Zerkam na wyświetlacz, na którym pojawia się uśmiechnięta twarz Szymona.
– Noo heej.- przeciągam samogłoski i uśmiecham się szeroko.
– Wpadnę po Ciebie po 16, dobrze?- mówi bez ogródek. Ma zmęczony, ochrypły głos.
– Nie ma problemu.- przygryzam lekko wargę.- Stało się coś?
– Pogadamy u mnie. Na razie.- i tylko tyle? Marszczę brwi. Nie podoba mi się ton Szymona. Ciekawa jednak jestem, co się takiego stało i o czym chce pogadać. Może o tym wyjeździe do Niemiec? Może chcą żeby przyjechał szybciej? Bo dlaczego byłby taki zdenerwowany? Przecież wszystko między nami jest dobrze. A może było?
Parę minut po 16 lądujemy u niego w domu. Serce łomocze mi w piersi, bo prócz przywitania chłopak się zbytnio nie odzywa. Ma posępną minę i nie chce patrzeć mi w oczy. Jego zdenerwowanie przenosi się na mnie i napięcie między nami jest coraz większe.
– Powiesz mi co jest grane?- opieram się o blat kuchenny i patrzę na jego szerokie plecy. Pod wpływem impulsu podchodzę do niego i oplatam go w pasie. Pod palcami czuję jego napięte mięśnie. Z cichym westchnieniem odwraca się do mnie przodem. Jest przygnębiony, wręcz zrezygnowany. Widać, że wczoraj nieźle popił. Tylko dlaczego? Głaszczę go po nieogolonym policzku i smutno się uśmiecham. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
– Idź na górę. Wezmę coś na ból głowy i do Ciebie przyjdę.- całuje mnie w czoło. Chociaż niechętnie ale odrywam się od niego i spełniam jego prośbę.
Przychodzi parę minut później. Siada niepewnie na łóżku i przeciera twarz. Dźwigam się i siadam za nim. Moje dłonie zaciskają się na jego spiętych barkach. Odchyla głowę, gdy całuję go w szyję.
– Misia.- mruczy.
– Pogadamy potem.- szepczę mu do ucha, które po chwili lekko przygryzam. Dobrze wiem, że to jego słaby punkt. Długo nie muszę czekać na jego ruch. Po chwili już leżę pod jego twardym, umięśnionym ciałem. Jego miękkie, gorące wargi miażdżą moje. Brakuje mi tchu, ale on nie przestaje. Całuje mnie jakby to robił ostatni raz. Nie potrafię się jednak na tym skupić, bo czuję jego silne dłonie na piersiach. Nie wiedzieć kiedy pozbywa się mojej bluzki, a jego usta zaciskają się na moim twardym sutku. Wariuję, gdy jego palce wbijają się w moje uda. Niemal zrywa ze mnie legginsy. Gdy patrzę prosto w jego ciemne źrenice bucha od nich pożądaniem. Aż zasycha mi w gardle. Nigdy wcześniej nie był aż taki namiętny, władczy. Jego usta na mym brzuchu doprowadzają mnie do szaleństwa, a gdy ociera się o moje wrażliwe miejsce odlatuję. Zagryzam wargi, zaciskając pięści, gdy jego język zaczyna wyczyniać cuda. Matko gdzie ja jestem i co ja tutaj robię?
– O matko!- mój krzyk roznosi się po mieszkaniu, gdy on nie spodziewanie wbija się w moje wnętrze.
– Ty mi tu teściowej w takiej chwili nie wzywaj.- uśmiecham się i chcę coś powiedzieć, ale on zamyka mi usta namiętnym pocałunkiem. Oplatam go szczelnie nogami. Chce go czuć bardziej, mocniej, bliżej. Jego ruchy stają się gwałtowniejsze. Odchylam głowę, bo jest mi tak cudownie. Czuję każdy nerw w sobie. Wszystkie mięśnie w napięciu czekają na rozluźnienie. Jego ciepły, urywany oddech drażni moją skórę za uchem. Wiem, że jest na skraju wytrzymania, ale i tak czeka na mnie. Czeka na moje spełnienie, które przychodzi niespodziewanie, gwałtownie i aż brakuje mi tchu. Jemu również, bo pada obok mnie dysząc jakby co najmniej maraton przebiegł. Gdy dochodzimy do siebie przekręcam się na bok i przytulam się do niego. Otacza mnie ramieniem i mocno do siebie przyciąga. Całuje mnie w czoło, na co się uśmiecham.
– Jesteś cudowny, wiesz?- szepczę mu w klatkę piersiową. Wzdycha i jeszcze mocniej mnie do siebie przytula. Pod palcami wyczuwam jak szaleńczo bije mu serce.
– Misia.- podnosi moją głowę za podbródek. Patrzę prosto w te jego zabójcze oczy.- Chciałbym Ci coś powiedzieć.- bierze wdech.- Coś co miałem powiedzieć Ci już dawno, ale nie powiedziałem. Bo wiesz, bo ja..- jąka się. Gdy ponownie chce coś powiedzieć przerywa mu dźwięk telefonu. Najpierw chce go zignorować, ale on nie ustaje dzwonić.
– Odbierz, może to coś pilnego?- niechętnie siada na łóżku i odbiera.
– Słucham.- warczy w słuchawkę.- Nie ma tam nikogo innego? Mam dzisiaj wolne.- słucha coraz bardziej marszcząc brwi.- Dobrze zaraz będę.
– Szpital?
– Tak.- wstaje.- Był jakiś wypadek. Muszę przyjechać, jest dużo osób do poszycia.- odwraca się do mnie.- Zostań tu proszę. Jak wrócę to dokończymy tę rozmowę, dobrze?
– Obyś uporał się z tym szybko.- uśmiecham się.
– Postaram się.- wychodzi do łazienki.
Budzi mnie natarczywy dzwonek do drzwi. Spoglądam na zegarek, na którym dochodzi 20. Musiałam zasnąć. Siadam na łóżku, bo dzwonek nie przestaje dzwonić. Czyżby Szymon zapomniał kluczy? Ubieram jego puchowy szlafrok i na bosaka schodzę na dół. Uśmiech zamiera mi na twarzy, gdy otwieram drzwi. Przede mną stoi młodsza kopia Szymona i to dosłownie. Te same oczy i uśmiech z dołeczkami.
– Dobry wieczór.- lustruje mnie zaciekawiony.- Nazywam się Nicolas Zalewsky. Zastałem Szymona?
– To Twój wujek?- dukam.
– Wujek?- marszczy brwi zdziwiony.- Szymon to mój ojciec.