16. „So I’m gonna give all my secrets away.”

Szymon

Smutna melodia rozchodzi się po pustym pomieszczeniu. Palce co rusz suną po klawiszach fortepianu. Czy nie mógłbym zagrać czegoś weselszego? Przecież jestem szczęśliwy. Dlaczego więc gram właśnie tę smętną pieśń o utracie czegoś pięknego? Nie potrafię przestać, nie potrafię zmienić melodii. Czuję się jak żeglarz, który pomimo ostrzeżeń wypłynął na wzburzone morze i teraz musi zmagać się z ogromnymi falami, które go zalewają. Fale kłamstwa zatapiają mój mały statek miłości i nadziei. I po co to komu było? Dlaczego nie mogłem być wobec niej od początku szczery? Wyrzuty sumienia paliły wnętrze, głupie głosy w głowie osaczały i coraz bardziej zgniatały. Wielka łapa zaciskała się na gardle i dusiła, nie pozwalała złapać oddechu. Co teraz będzie? Co będzie jeśli jej powiem? Jak zareaguje? Czy zrozumie? A jeśli mnie zostawi, czy dam sobie bez niej radę? Czy będę chciał żyć bez niej? Muzyka milknie. Moje dłonie zaciskają się w pięści, czuję napięte mięśnie. Z impetem odsuwam się od fortepianu prawie przewracając się na stołku. Co ja do cholery wyprawiam?!

Od dwóch cholernych dni nie potrafię odgonić od siebie nieprzyjemnych myśli. Nie potrafię spojrzeć jej, ani sobie w oczy. Serce łomocze mi w piersi, a płuca domagają się więcej tlenu pomimo głębszych oddechów. Strach, panika i wściekłość na samego siebie ściskają moją klatkę piersiową niczym obręcz. Prycham pod nosem. Teraz wyrzuty sumienia się obudziły? Teraz rozum domaga się wyjawienia prawdy? Gdzie był, gdy to wszystko się zaczynało. Dlaczego jej o tym nie powiedziałem? Na co liczyłem? Na cud, że to wszystko się ukryje? A jeżeli teraz jej powiem o Nicholasie, jaka niby ma być jej reakcja? Na co mam nadzieję? Na zrozumienie i wybaczenie zatajenia takiej sprawy? Głupiec. Sam, na jej miejscu posłałbym siebie gdzie pieprz rośnie. Tyle czasu ukrywać tak ważną rzecz? Co ja sobie wyobrażałem?

Michalina
Do świąt zostały tylko dwa tygodnie, więc sobotnie popołudnie spędzam z Zuzą przy pieczeniu pierników. Z głośników radia lecą co chwile świąteczne piosenki, które obie z zaangażowaniem próbujemy śpiewać. Wychodzi nam to z marnym skutkiem.

– Mam nadzieje, że to maleństwo odziedziczy głos po Piotrze nie po mnie.

– Nie jest jeszcze tak źle jak ze mną.- śmiejemy się.

– Nawet nie wiesz jaką ulgę czuję, że Piotr już o wszystkim wie.

– A Ty nie wiesz jaką ja czuję ulgę, że wziął to na klatę i zaproponował wspólne mieszkanie od przyszłego roku. W ogóle myślałam, że w szoku większym będzie. Miło mnie zaskoczył.

– Mnie też.- blondynka się uśmiecha, głaszcząc niewidoczny jeszcze brzuszek.- Tak się bałam, że zerwie ze mną, że nie będzie chciał mnie znać.

– No, ale okazał się prawdziwym facetem.- przytulam ją.

– No a jak Wy spędzacie święta? Jedziecie do Twoich rodziców?

– Szczerze to nie wiem. Jakoś nie było czasu o tym rozmawiać. Może on będzie miał inne plany.

– A niby jakie? Jest sam, nie ma nikogo. Kto by chciał święta spędzać sam?

– Mama ostatnio dzwoniła i Nas gorąco zapraszała. Chciałabym jechać. Teraz jak Nasze relacje się poprawiły odwiedzałabym ich co chwilę.

– To powiedz to Szymonowi. W czym widzisz problem? Na pewno się ucieszy. Sam Cię namawiał żebyś się pogodziła z rodzicami.

– Jutro się widzimy, więc z Nim na ten temat pogadam.- zamyślam się.

Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że tak potoczy się moje życie, wyśmiałabym go. Byłam przecież do szaleństwa zakochana w Robercie, nie dałabym sobie złego słowa o nim powiedzieć. Jakie życie może być przewrotne. Ile może się zdarzyć w tak krótkim czasie. Ile się zmieniło. Czy nie za szybko to wszystko się dzieje? Z ramion jednego w ramiona drugiego. Czy nie potrafiłabym być sama? Chociaż przez chwilę poczuć kontrolę nad swoim życiem. Robert, Szymon. Dwa różne światy, dwie różne osobowości. Dwóch tak różniących się od siebie, ale obydwu pokochałam. Tak, mogłabym to powiedzieć.
Robert był młodzieńczą miłością. Niedojrzałą, nagłą, nieprzemyślaną. Zatraciłam się w niej. Nie dostrzegałam niczego prócz niego. Tylko on był dla mnie najważniejszy. Zrobiłam wszystko, co chciał. Rzuciłam wszystko, tylko by być z nim. Odtrąciłam miłość bliskich, ich troskę i strach. I co mi po tym przyszło? Sprawiedliwość musiała kiedyś nadejść. Nie miałam pojęcia, że odbierze mi to wszystko w tak brutalny sposób. Ciąża, utrata dziecka. To dziwne i przerażające nie czuć powiązania z własnym dzieckiem. Nie czuć bólu po jego stracie. Jakby to teraz było? Gdyby jednak przeżyło? Byłabym w 5 miesiącu. Byłoby już widać brzuszek. Jego serduszko odgrywałoby szaleńczą pogoń, byłby już ukształtowanym człowieczkiem. W kwietniu bym urodziła. Jaką byłabym matką? Czy pomimo wszystko potrafiłabym go pokochać? Czy nie czułabym ciągłego żalu do jego ojca i nie przenosiłabym go na to dziecko? Czy gdybym nie poznała Szymona pogodziłabym się z rodzicami?

Szymon. Na samą myśl o nim usta rozciągają się w uśmiechu. Dał mi nową siebie. Odgonił złe myśli, pomógł stanąć na nogi. Pomógł odnaleźć utraconą radość. Rozświetlił swoją osobą moje szare życie. W jego ramionach wszystko było możliwe, a przeciwności jakby łatwiejsze do pokonania. Tylko czy życie czegoś nie powinno mnie nauczyć? Przecież z Robertem na samym początku było tak samo. Czułe słówka, zapewnienia, bezpieczeństwo. Tylko kiedy to wszystko zamieniło się w przyzwyczajenie? Czy z Szymonem będzie tak samo?

– O czym Ty tak rozmyślasz?- zagaduje Zuza smarując piernika nuttelą.

– Aa tak mi się na rozmyślania wzięło.- uśmiecham się, nie chcę jej martwić swoimi czarnymi myślami.

– O Szymonie? Bo wyglądałaś jakbyś batalię w głowie przechodziła.

– O Szymonie, Robercie, rodzicach. Ogólnie o minionym roku.- wzruszam ramionami.- Trochę się tego działo, no nie?

– Jasne, ale chyba teraz masz lepiej, prawda?

– O wiele.- posyłam jej szczery uśmiech, na który ona również odpowiada uśmiechem. Przyglądam się jej z zadowoleniem. Z przestraszonej, płaczącej Zuzy nie zostało nic. Siedziała natomiast teraz przede mną spokojna, szczęśliwa przyszła mama, która zaakceptowała fakt, że nią zostanie. Ani śladu lęku, czy smutku. Biła od niej radość, której jej trochę zazdrościłam.

Szymon

Od dobrych paru minut wpatruję się w przyjaciela z niedowierzaniem. Wszystkiego bym się po nim spodziewał, ale nie informacji, że zostanie ojcem. Ponownie. Nie powinien być przerażony? Mieć jakieś obawy? A nie, że sobie spokojnie siedzi piwko sączy i gdera na temat nowego mieszkania, bo przecież dziecko musi mieć swój kąt.

– Coś tak zamilkł? I wzrok masz jakbyś wariata przed sobą widział.

– Bo może siedzi przede mną wariat?- rzucam mu zaczepne spojrzenie.- Wyszedłeś z jednych pieluch, pakujesz się w następne. Ii podobno się zabezpieczaliście.- rzucam z ironicznym prychnięciem.

– Myślałem, że się ucieszysz, a Ty mi tu jakieś kpiarskie teksty rzucasz.

– Bo się martwię o Ciebie durniu. Już na jedno dziecko płacisz alimenty, a gdy Ci nie wyjdzie z Zuzą to i na drugie będziesz płacił.

– Dlaczego sądzisz, że mi nie wyjdzie z Zuzą?- gniewny wzrok Piotra w ogóle nie robi na mnie wrażenia.

– Bo po tylu latach małżeństwa z Dagą nagle Wam się odwidziało, więc skąd możesz mieć pewność, że z Zuzą nie będzie tak samo?

– Bo do Zuzy czuję coś innego niż do byłej żony i wierzę, że z nią spędzę resztę życia. Co z Tobą dzisiaj nie tak? Stało się coś?

– Nie.- odburkuję i przechylam butelkę piwa, by nie odpowiadać już na żadne pytania. Sam nie wiem co się ze mną dzieje. Przez swój parszywy humor zamiast cieszyć się szczęściem przyjaciela, dokopuję mu. Nie jest niczemu winny, a ja zachowuję się wobec niego jakby mi robił na złość. Miałem dość tej frustracji i narastającego napięcia.

– Powiem jutro Michasi o Nicolasie.- wypalam. Biorę głębszy wdech, bo znów czuję ucisk w klatce.

– Ahh czyli to Cię gnębi.- Piotr odstawia pustą butelkę.- Co Cię tak nagle natchnęło? Wyrzuty sumienia Cię zżerają?- pyta kąśliwie.- Teraz stary? Po takim czasie? Trzeba było jej od razu powiedzieć, a nie teraz. Jak jej powiesz to Cię na zbity pysk wywali.

– Dlatego ją wezmę do siebie.- Piotr patrzy na mnie zaskoczony. Jego brwi windują do góry, a usta zaciskają się w wąską linię. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. Wzdycham i zeruję do końca piwo. Sięga pod stół i podaje mi kolejną butelkę, którą chętnie odbieram. Muszę się odstresować.

– Nie poznaję Cię stary, serio.- kręci głową.- Zamiast jej od razu powiedzieć, tak jak Ci radziłem, to trzymałeś to dla siebie. Co Ci z tego przyszło? Teraz czujesz się nieswojo, bo zaczyna Ci na niej zależeć i chcesz być wobec niej fer. Nie skończy się to dobrze, ostrzegam.- krzywię się na jego słowa. Myśli, że ja o tym nie wiem. I to mnie tak bardzo przeraża. Tylko, że kiedyś ona sama się dowie, więc nie lepiej żebym powiedział jej osobiście? Po czasie, bo po czasie ale jednak, prawda?

– Co ma być to będzie.- burczę pod nosem i nie zwracam uwagi na zatroskany wzrok przyjaciela.

Na drugi dzień rano budzę się z tępym bólem głowy i suchością w gębie. Nieprzytomnym wzrokiem rejestruję, że spałem na kanapie Piotra. Mój zbolały mózg rejestruje dźwięki dochodzące z kuchni, zapach świeżej kawy wdziera się w nozdrza. Siadam najwolniej jak tylko potrafię, mam wrażenie że z mózgu zrobiła mi się papka, przelewająca się z każdym ruchem.

– Śpiąca królewna się obudziła.- na dźwięk głośnego tonu przymykam oczy i krzywię się.- Co za dużo się wczoraj pochlało?

– Stary odpuść.- mówię cichym, ochrypłym głosem. Przecieram dłońmi zmęczoną, nieogoloną twarz.- Ile żeśmy wczoraj wypili?

– Chyba Ty.- obrusza się.- Ciągnąłeś wczoraj raz za razem. Myślałem, że mi alkoholu nie wystarczy.- zakpił.

– Czasem człowiek musi, bo inaczej się udusi.- chrypię, na co on prycha i podaje mi kubek kawy.

– Dalej masz w głowie ten durny pomysł?- wzdycha poirytowany, gdy posyłam mu zwątpione spojrzenie.- No chcesz powiedzieć Michalinie o Nicolasie?

– Muszę.- upijam łyk gorzej kawy.- Żałuję tylko, że nie zrobiłem tego wcześniej.

Michalina
Budzi mnie słoneczny poranek. Nie wiedzieć czemu budzę się z uśmiechem na twarzy. Czyżby mi się coś śniło? Nie wiem, nie pamiętam. Ale jeżeli się uśmiecham, to pewnie było to coś miłego. Spoglądam na telefon. 8.40. Zero wiadomości od Szymona. Dziwne, miał mi dać znać o której się dzisiaj widzimy. Wybieram jego numer, ale odzywa się poczta głosowa. To jeszcze bardziej mnie dziwi. Zruszam jednak tylko ramionami, wyskakuję z łóżka i zabierając potrzebne rzeczy zamykam się w łazience. Spędzam w niej długie dwie godziny doprowadzając moje nogi i resztę ciała do porządku. Suszę włosy układając je w fale, bo wiem że Szymon tak lubi. Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze. Patrzy na mnie teraz inna dziewczyna, niż parę miesięcy temu. Zadowolona, uśmiechnięta, ogarnięta. Podobał mi się ten obrazek.

– Utopiłaś się tam?- słyszę stłumione ziewaniem głos Zuzy.- Wyłaź już kobieto.

– A śniadanie zrobiłaś?- pytam z uśmiechem otwierając drzwi.

– Nie, ale jak Ty w takim doskonałym humorze jesteś, to zrób.

– Omlet może być?

– Spoko.- mruczy i zamyka mi drzwi przed nosem.

Parę minut później zasiada do stołu i opiera nieprzytomną głowę o rękę. Raz po raz ziewa i mlaska, co wygląda komicznie. Podaję jej talerz ze śniadaniem i sok z pomarańczy.

– Wyglądasz nie za dobrze.

– Za to Ty dzisiaj kwitniesz.- zerka na mnie spod przymkniętych powiek.- Nie śpię ostatnio najlepiej. Nie umiem sobie znaleźć miejsca w łóżku.

– Brakuje Ci w nim Piotra, to zrozumiałe. Po nowym roku będzie już z nim spała cały czas.

– U niego znowu będzie mi brakowało Ciebie.- marudzi.

– Zuza, tak już musi być, a ja będę do Ciebie przychodzić jak często będziesz chciała mnie widzieć.

– O tym nawet nie ma co dyskutować. To się rozumie samo przez się.- patrzę z konsternacją jak ochoczo pałaszuje omleta. Jakby co najmniej tydzień nie jadła. Co ten mały człowieczek w jej brzuchu zrobił z moją przyjaciółką? Moje myśli przerywa dźwięk telefonu. Zerkam na wyświetlacz, na którym pojawia się uśmiechnięta twarz Szymona.

– Noo heej.- przeciągam samogłoski i uśmiecham się szeroko.

– Wpadnę po Ciebie po 16, dobrze?- mówi bez ogródek. Ma zmęczony, ochrypły głos.

– Nie ma problemu.- przygryzam lekko wargę.- Stało się coś?

– Pogadamy u mnie. Na razie.- i tylko tyle? Marszczę brwi. Nie podoba mi się ton Szymona. Ciekawa jednak jestem, co się takiego stało i o czym chce pogadać. Może o tym wyjeździe do Niemiec? Może chcą żeby przyjechał szybciej? Bo dlaczego byłby taki zdenerwowany? Przecież wszystko między nami jest dobrze. A może było?

Parę minut po 16 lądujemy u niego w domu. Serce łomocze mi w piersi, bo prócz przywitania chłopak się zbytnio nie odzywa. Ma posępną minę i nie chce patrzeć mi w oczy. Jego zdenerwowanie przenosi się na mnie i napięcie między nami jest coraz większe.

– Powiesz mi co jest grane?- opieram się o blat kuchenny i patrzę na jego szerokie plecy. Pod wpływem impulsu podchodzę do niego i oplatam go w pasie. Pod palcami czuję jego napięte mięśnie. Z cichym westchnieniem odwraca się do mnie przodem. Jest przygnębiony, wręcz zrezygnowany. Widać, że wczoraj nieźle popił. Tylko dlaczego? Głaszczę go po nieogolonym policzku i smutno się uśmiecham. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.

– Idź na górę. Wezmę coś na ból głowy i do Ciebie przyjdę.- całuje mnie w czoło. Chociaż niechętnie ale odrywam się od niego i spełniam jego prośbę.

Przychodzi parę minut później. Siada niepewnie na łóżku i przeciera twarz. Dźwigam się i siadam za nim. Moje dłonie zaciskają się na jego spiętych barkach. Odchyla głowę, gdy całuję go w szyję.

– Misia.- mruczy.

– Pogadamy potem.- szepczę mu do ucha, które po chwili lekko przygryzam. Dobrze wiem, że to jego słaby punkt. Długo nie muszę czekać na jego ruch. Po chwili już leżę pod jego twardym, umięśnionym ciałem. Jego miękkie, gorące wargi miażdżą moje. Brakuje mi tchu, ale on nie przestaje. Całuje mnie jakby to robił ostatni raz. Nie potrafię się jednak na tym skupić, bo czuję jego silne dłonie na piersiach. Nie wiedzieć kiedy pozbywa się mojej bluzki, a jego usta zaciskają się na moim twardym sutku. Wariuję, gdy jego palce wbijają się w moje uda. Niemal zrywa ze mnie legginsy. Gdy patrzę prosto w jego ciemne źrenice bucha od nich pożądaniem. Aż zasycha mi w gardle. Nigdy wcześniej nie był aż taki namiętny, władczy. Jego usta na mym brzuchu doprowadzają mnie do szaleństwa, a gdy ociera się o moje wrażliwe miejsce odlatuję. Zagryzam wargi, zaciskając pięści, gdy jego język zaczyna wyczyniać cuda. Matko gdzie ja jestem i co ja tutaj robię?

– O matko!- mój krzyk roznosi się po mieszkaniu, gdy on nie spodziewanie wbija się w moje wnętrze.

– Ty mi tu teściowej w takiej chwili nie wzywaj.- uśmiecham się i chcę coś powiedzieć, ale on zamyka mi usta namiętnym pocałunkiem. Oplatam go szczelnie nogami. Chce go czuć bardziej, mocniej, bliżej. Jego ruchy stają się gwałtowniejsze. Odchylam głowę, bo jest mi tak cudownie. Czuję każdy nerw w sobie. Wszystkie mięśnie w napięciu czekają na rozluźnienie. Jego ciepły, urywany oddech drażni moją skórę za uchem. Wiem, że jest na skraju wytrzymania, ale i tak czeka na mnie. Czeka na moje spełnienie, które przychodzi niespodziewanie, gwałtownie i aż brakuje mi tchu. Jemu również, bo pada obok mnie dysząc jakby co najmniej maraton przebiegł. Gdy dochodzimy do siebie przekręcam się na bok i przytulam się do niego. Otacza mnie ramieniem i mocno do siebie przyciąga. Całuje mnie w czoło, na co się uśmiecham.

– Jesteś cudowny, wiesz?- szepczę mu w klatkę piersiową. Wzdycha i jeszcze mocniej mnie do siebie przytula. Pod palcami wyczuwam jak szaleńczo bije mu serce.

– Misia.- podnosi moją głowę za podbródek. Patrzę prosto w te jego zabójcze oczy.- Chciałbym Ci coś powiedzieć.- bierze wdech.- Coś co miałem powiedzieć Ci już dawno, ale nie powiedziałem. Bo wiesz, bo ja..- jąka się. Gdy ponownie chce coś powiedzieć przerywa mu dźwięk telefonu. Najpierw chce go zignorować, ale on nie ustaje dzwonić.

– Odbierz, może to coś pilnego?- niechętnie siada na łóżku i odbiera.

– Słucham.- warczy w słuchawkę.- Nie ma tam nikogo innego? Mam dzisiaj wolne.- słucha coraz bardziej marszcząc brwi.- Dobrze zaraz będę.

– Szpital?

– Tak.- wstaje.- Był jakiś wypadek. Muszę przyjechać, jest dużo osób do poszycia.- odwraca się do mnie.- Zostań tu proszę. Jak wrócę to dokończymy tę rozmowę, dobrze?

– Obyś uporał się z tym szybko.- uśmiecham się.

– Postaram się.- wychodzi do łazienki.

Budzi mnie natarczywy dzwonek do drzwi. Spoglądam na zegarek, na którym dochodzi 20. Musiałam zasnąć. Siadam na łóżku, bo dzwonek nie przestaje dzwonić. Czyżby Szymon zapomniał kluczy? Ubieram jego puchowy szlafrok i na bosaka schodzę na dół. Uśmiech zamiera mi na twarzy, gdy otwieram drzwi. Przede mną stoi młodsza kopia Szymona i to dosłownie. Te same oczy i uśmiech z dołeczkami.

– Dobry wieczór.- lustruje mnie zaciekawiony.- Nazywam się Nicolas Zalewsky. Zastałem Szymona?

– To Twój wujek?- dukam.

– Wujek?- marszczy brwi zdziwiony.- Szymon to mój ojciec.

15.”I wanna be yours.”

Michalina

– Zuza, wychodź wreszcie z tej łazienki!! Przez Ciebie obie się spóźnimy do roboty!!- od ponad 15 minut dobijam się do łazienki, gdzie przesiaduje Zuza. Zza drzwi znowu dochodzą mnie niepokojące dźwięki.- Zuzuś wszystko w porządku?

– Chyba się czymś zatrułam.- duka blada jak ściana Zuza, która wychodzi wreszcie z łazienki.

– Wyglądasz okropnie. Zostań lepiej w domu.

– Chyba tak zrobię. Czuję się fatalnie.- wchodzi do swojego pokoju i po chwili słyszę jak rozmawia z kimś przez telefon. Ogarniam włosy i makijaż jak najszybciej to możliwe. Szymon pewnie już na mnie czeka na dole. Przed wyjściem wyciągam jeszcze tabletki dla Zuzy i życząc jej miłego dnia wychodzę z mieszkania.

– Siemka zwierzaku.- całuję go w usta i zapinam pasy.

– A Zuza gdzie?

– Źle się czuje. Od rana wymiotuje. Chyba się czegoś nabawiła.

– U mnie w szpitalu panuje grypa żołądkowa. Może od kogoś się zaraziła?

– Możliwe, mam nadzieję, że ja od niej tego nie złapię.- wzdrygam się na samą myśl.

– Możesz przecież przekimać u mnie parę nocek.- brunet puszcza mi oczko. Już ja wiem jakby te nocki wyglądały.

– Gorzej byśmy na tym wyszli niż po grypie żołądkowej.

– No wiesz.- oburza się.- Nie wiedziałem, że tak Ci źle po seksie ze mną.

– Nie oczywiście, że nie jest mi źle. Jest cudownie, bajecznie, ale kto by za Nas poszedł do pracy?

– No w sumie.-udaje, że nad czymś myśli po czym dodaje.- Ostatnio jak się rozbrykałaś to nie wiedziałem czy w ogóle się kłaść.- śmieje się za co obrywa w ramie.

– Ja się rozbrykałam?- prycham.- Ledwo co skończyliśmy, a Ty chciałeś więcej!

– Bo tak na mnie działasz.- bierze moją dłoń i przystawia do ust. Delikatny całus sprawia, że po całym ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Przygryzam wargę, by nie zachichotać jak zakochana nastolatka.

Od rana zagonieni, biegamy od zabiegu do zabiegu. Nie przeszkadza nam to jednak w posyłaniu sobie ukradkowych spojrzeń i uśmiechów. W wolnej chwili zaglądam do bruneta z dwoma kubkami kawy.

– Aniele mój kochany.- mówi odbierając parujący kubek.- Z nieba mi spadłaś.

– Tak, tak wiem. Już tak nie słodź, bo cukrzycy dostaniesz.

– Ja Ci zaraz posłodzę.- pociąga mnie za rękę, co powoduje że ląduję mu na kolanach.

– Panie doktorze tak nie wypada.- śmieję się obejmując go za szyję. Jego ciepła dłoń gładzi moje udo. Przygryzam wargę i patrzę w jego oczy, które płoną z podniecenia. Rozchylone usta zachęcają do pocałunku, co po chwili czynię. Mruczę smakując jego miękkich ust. Drapię po szyi, na co on zaciska mocniej dłoń na moim udzie. Niestety nasze igraszki przerwane zostają nagłym pukaniem do drzwi. W mgnieniu oka staję na równe nogi i poprawiam podwiniętą spódniczkę. Szymon odchrząkuje i poprawia się na krześle maskując widoczne podniecenie. Zagryzając wargę odwracam się tyłem do drzwi, udając że szukam jakichś papierów w szufladzie.

– Proszę.- brunet przybiera zobojętniały ton, ale doskonale widzę, że się zdenerwował. Mnie natomiast chce się śmiać i z całych sił powstrzymuję się żeby nie wybuchnąć śmiechem.

– Nie przeszkadzam?- szczebioczący głos Gosi od razu psuje mi humor. Nie wiem dlaczego ta dziewczyna działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Może dlatego, że szczerzy się do Szymona jak głupia i co chwilę szuka z nim kontaktu? Przecież na odległość kilometra widać, że na niego leci. No ale ja się jej w zupełności nie dziwię. Tylko denerwuje mnie fakt, że ona wie, że Szymon jest ze mną, a ją to nie zraża do podrywania go. I to do cholery na moich oczach?

– Nie, pijemy właśnie kawę.- na potwierdzenie tych słów Szymon bierze solidnego łyka, którym omal się nie zadławia. Klepię go po plecach i posyłam mu spojrzenie pełne politowania.

– Nie ta dziurka.- chrypie puszczając mi oczko. Kręcę tylko głową i uśmiecham się pod nosem.- Coś chciałaś ważnego?- zwraca się do Gosi, która bez słowa usadowiła się na krześle przed jego biurkiem.

– Chciałam obgadać z Tobą zabieg Pani Wawelskiej.

– Zostawię Was samych.- biorę swój kubek i wychodzę z gabinetu. Piszę szybkiego sms’a do Szymona, że liczę na kontynuację po pracy i idę do pokoju wspólnego.

Szymon
Dzień w pracy kończę na wypisywaniu raportów. Że też musimy bawić się w taką biurokrację. Bardziej to męczące niż same zabiegi. No, ale jak mus to mus. Oby to jak najszybciej skończyć i wreszcie ze swoją kobietą wrócić do domu. Jak to brzmi? Moja kobieta. Na samą myśl usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Nie miałem pojęcia, że moje życie aż tak się zmieni. Na plus rzecz jasna.

– A ty co się tak szczerzysz jak głupi do sera?- Odrywam zaskoczony wzrok od papierów i patrzę na Piotra.

– Bo myślę, co będę robił z pewną dziewczyną po pracy mój drogi.

– Dobra, nie chce znac szczegółów. Pamiętaj, że jestem z jej przyjaciółką.

– Właśnie co do Zuzy. Wiesz, że od rana źle się czuje? Podobno wymiotuje czy coś?- patrzę na niego znacząco, ale on nie zwraca na to uwagi.

– Tak, wiem. Gadałem z nią rano przez telefon. Jadę właśnie zaraz do niej. Może po drodze wstąpię gdzieś jakąs dobrą zupę jej kupię? Pewnie to zatrucie albo kij wie co.

– Tak, tak zatrucie.- śmieję się pod nosem, ale nie dodaję nic więcej.- Dobra na dzisiaj koniec. Widziałeś gdzieś Michasię?- pytam podnosząc się z fotela. Zgarniam papiery i wychodzimy z gabinetu.

– Widziałem ją w pokoju wspólnym. Siedziała tam z Gosią. One się chyba nie za bardzo lubią.

– Co? Dlaczego tak sądzisz?

– Nie wiem, ale wydaje mi się że Gosia jest zazdrosna, że jesteście razem.- patrzę na Piotra jak na kosmitę. Że niby Gosia zazdrosna? Że niby o Michalinę? Na głowę upadł.

– Chyba się uderzyłeś i Ci klepki powyskakiwały.- kręcę głową z niedowierzania.- Gosia nigdy nie wykazywała zainteresowania mną, więc dlaczego miałaby być zazdrosna.

– Wiesz, każdy uważał, że jesteś ten tego także po co miała coś pokazywać? A teraz jak wyszło co wyszło to jej żal?

– Wkręcasz sobie łysolku.- śmieję się i wchodzę do pokoju wspólnego. Tak jak Piotr mówił, siedziały w niej Michasia z Gosią. Każda zajęta swoimi sprawami.

– Gotowa?- pytam brunetki i całuję ją w usta.

– Tak, tak doktorku.- zostawiam fartuch w szafce i biorę nasze płaszcze. Pomagam ubrać się Michalinie ze śmiechem owijam ją szalikiem.

– Do środy!- mówię do Piotra i Gosi i wychodzimy.

Przez całą drogę do mojego domu Michalina nic nie mówi. Patrzy się tylko zamyślona w boczną szybę. Doskonale widzę, że ją coś gryzie, ale postanawiam temat zacząć dopiero w domu.

– No dobra moja piękna, co się dzieje?- pytam gdy rozsiadamy się w kuchni. Nastawiam wodę na herbatę i siadam na przeciw brunetki.

– Co się ma dziać?- wzrusza ramionami.

– No przecież widzę, że markotna jesteś. Stało się coś?- widzę jak wzdycha i zerka na mnie niepewnie.

– Podoba Ci się Gosia?- wypala i spuszcza wzrok. O co im dzisiaj chodzi z tą Gosią?

– Dobrze mi się z nią pracuje, ale tylko tyle. Nigdy o niej nie pomyślałem jak o dziewczynie. Wiesz o co mi chodzi. Nie wpadło mi do głowy, że moglibyśmy być razem. Skąd te pytanie?

– Tak tylko.- znów wzrusza ramionami skubiąc swój sweterek.

– Już Piotr mi dzisiaj insynuował, że Gosia coś do mnie ma. Powiedziała Ci coś?

– Tak, to znaczy nie, nieważne.- uśmiecha się, ale nie jest to szczery uśmiech.

– Nie kłam proszę. Powiedz mi, przecież wiesz że mnie możesz powiedzieć wszystko.

– Ale to na prawdę nie jest ważne. Nie przejmuj się, nie było tematu.

– Dobrze, jak uważasz. W środę sam jej zapytam.- wstaję i zalewam dwie herbaty.

– Szymon nie mów jej nic.- wzdycha. Podaję jej kubek i cukierniczkę.

– Albo Ty mi powiesz albo ona. Nie chcę żadnych niedomówień między nami.

– No, bo ona stwierdziła, że Ty się przy mnie marnujesz. Że gdyby wcześniej wiedziała, że wolisz dziewczyny to by się za Ciebie wzięła. Że nie zasługuję na Ciebie i takie tam brednie zazdrosnej laski.

– Oj kotku.- biorę ją za rękę i siadam ją na kolanach.- Nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę nią zainteresowany. Nie masz się czym martwić.- odgarniam jej włosy za ucho i podbródek kieruję w moją stronę.- Jestem z Tobą, czy się jej to podoba czy nie, rozumiesz?- kiwa głową lekko się uśmiechając. Gładzę jej policzek po czym całuję jej słodkie usta.

– Jemy coś? Chociaż przyznam się szczerze, że lodówka świeci pustkami, więc musimy coś zamówić.

– Mam smaka na pizze z podwójnym serem.

– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.- uśmiecham się i jeszcze raz całuję ją w usta.

Michalina
Siedzimy na ziemi i jak dzieci zajadamy się pizzą zapijając colą. Patrząc na to jaki zawód wykonujemy przedstawiamy bardzo „zdrowy” tryb życia. Nasz cholesterol, gdyby tylko mógł, wcisnąłby ironiczne „Lubię to!”. Ale każdy od czasu do czasu może, prawda? Prawdopodobnie i tak to zaraz spalimy, baraszkując pomiędzy tymi wszystkimi poduszkami, które nas otaczają. W lawinie mokrych pocałunków, w otchłani naszych wspólnych jęków będziemy wtapiać się w siebie. Na samą myśl o tym zagryzam wargę, co nie umyka Szymonowi.

– O czym znowu myślisz zboczuchu?

– Ja?- pytam udając głupią.- Nie myślę…o niczym.

– Ja już dobrze znam te zagryzanie wargi i maślany wzrok. Nie oszukasz mnie.

– No tego, bo..- jąkam się.- Myślałam o naszych cholesterolach.

– Tak, tak ja już tam wiem swoje.- niby daje mi spokój, ale widzę jak uśmiecha się pod nosem. Sama się uśmiecham, bo zachowuję się jak jakaś smarkula. Zamiast powiedzieć wprost, to wymyślam jakieś bajki.

Po skończeniu jakże zdrowego posiłku przytulam się do bruneta kładąc głowę na jego ramieniu, którym po chwili mnie obejmuje. Czuję jego palce bawiące się moimi włosami. To mnie mega odpręża. Ja swoją dłonią drapię go po odkrytym brzuchu. Imponuje mi jego lekko zarysowany czteropak, który badam opuszkiem palca. Zjeżdżam nim niżej obrysowując pępek i po delikatnej lini włosów docieram do gumki jego dresowych spodni. Niby przypadkiem zahaczam o wypukłość pod tymi spodniami. Brunet posyła mi spojrzenie spod przymkniętych powiek. Palce mocniej zaciskają się na włosach i zmuszają bym podniosła lekko głowę. Jego ciepłe, miękkie wargi miażdżą moje w mocnym, zdecydowanym pocałunku. Odrywają się dopiero gdy obojgu z nas brakuje powietrza. Pomimo panującego zewsząd mroku, rozjaśnianego od czasu do czasu filmem, czuję jego płomienny wzrok na sobie. Jego dłonie zwinnie rozbierają mnie z koszulki i biustonosza, i masują moje stęsknione piersi. Kładzie mnie na miękkich poduchach całując szyję. Z moich ust wyrywa się cichy jęk, gdy jego ciepły język okrąża twarde sutki. Podnoszę biodra czując jak szamoce się z jeansami. Warczy zły, gdy guzik za cholerę nie chce ustąpić. Lituję się nad nim szybko pozbywając się spodni.

– Następnym razem ubieraj leginsy.- mruczy pod nosem całując mój brzuch.

– Mhm.- odmrukuje tylko i zaciskam dłonie na jego ramionach, gdy zajmuje się moim wrażliwym miejscem.

Początek Grudnia

Sobotnie popołudnie spędzam z Zuzą. Od paru dni chodzi przygaszona i za nic w świecie nie chce powiedzieć dlaczego. Siedzimy właśnie przed telewizorem i oglądamy The Voice of Poland. Zerkam co jakiś czas na przyjaciółkę, która owinięta w koc wpatruje się w ekran. Dobrze jednak ją znam i wiem, że w ogóle nie skupia się na tym co ogląda.

– Powiesz w końcu co się dzieje?- pytam z nadzieją, że jednak teraz mi powie.

– Złe dni mam i tyle.- próbuje mnie zbyć.- Przejdzie mi.

– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy?- wzdycham.- Przecież dobrze wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Widzę, że coś Cię trapi i bardzo chciałabym Ci pomóc. Nie wiem jednak jak.

– Bo gdy powiem Tobie, Ty powiesz Szymonowi, a Szymon Piotrowi. A nie chcę żeby on wiedział.

– No to nie powiem Szymonowi, proste.- patrzy na mnie niepewnie. Przysiadam bliżej niej i ją przytulam.- Jeżeli mnie poprosisz to nikomu nic nie powiem.

– Jestem w ciąży.- duka i mocno się do mnie przytula. Uśmiecham się szeroko, gdy w końcu się odrywamy od siebie.

– Przecież to nic strasznego. To bardzo dobra wiadomość.

– Misha czy Ty siebie słyszysz? Jestem w ciąży. Co w tym dobrego??- zbija mnie tym pytaniem z tropu.

– Jak to? Nie chcesz tego dziecka?

– Chcę, nie chcę, nie wiem.- zaczyna szlochać.- Dostałam awans, z Piotrem znam się parę miesięcy. Na prawdę się zabezpieczaliśmy i uważaliśmy, a tu takie coś. On pewnie będzie myślał, że go na dziecko chcę złapać.

– Oj przestań. Serio tak myślisz? Na prawdę Piotr byłby do tego zdolny? Przecież ma już dziecko.

– Tak ma i byłą żonę też ma.- smarka do husteczki.- Co ja mam teraz zrobić Misha?

– Co Ci mam poradzić? Ja na Twoim miejscu powiedziałabym Piotrowi. Nie decydowałabym sama. Poza tym nawet nie przyszłaby mi do głowy aborcja.

– Nie chcę zabijać tego dziecka!- Zuza posyła mi karcące spojrzenie.- Nigdy bym tego nie zrobiła, ale przeraża mnie myśl, że mogę zostać samotną matką.

– Uważam, że Piotr nie jest taki. Weźmie odpowiedzialność za to co się stało. Przecież nie tylko Ty jesteś temu winna, prawda? Poza tym myślę, że on świata poza tobą nie widzi. Ucieszy się, mówię Ci.

– Za 3 dni są mikołajki, wtedy mu powiem.- uśmiecha się delikatnie.- Dzięki, że mogłam wreszcie komuś powiedzieć.

– Dobrze, że mi powiedziałaś.- ściskam ją mocno.- I że przypomniałaś mi o mikołajkach. Nie mam pojęcia, co dać Szymonowi.

– Przebierz się za śnieżynkę, doceni taki prezent.- puszcza mi oczko, a ja wybucham śmiechem.

Szymon
Piotr otwiera kolejne piwo, a ja przyglądam mu się z zaciekawieniem. Od godziny siedzę u niego, bo chciał o czymś pogadać, a jak dotąd wymamrotał tylko parę zdań.

– Chciałeś pogadać, czy się z kimś nawalić?- odbieram od niego butelkę.

– Ehh sam już nie wiem.- wypija prawie pół butelki na raz.- Coś jest nie tak, a za cholerę nie wiem co.

– A tak jaśniej?

– Zuza od jakiegoś czasu mnie unika, mało się odzywa, albo odwołuje spotkanie w ostatniej chwili. Dzisiaj mieliśmy się widzieć, ale znowu napisała, że jest zmęczona i chyba ją coś bierze.

– I co podejrzewasz?

– Może kogoś poznała? Albo już nie chce ze mną być, ale boi się to powiedzieć prosto w oczy?

– Albo rzeczywiście jest zmęczona. Michasia mówiła, że Zuza dostała awans. Może to ją tak męczy? Wiesz nowe obowiązki i tak dalej, a Ty od razu czarny scenariusz przedstawiasz. Pogadaj z nią po prostu zamiast pić.

– Oby było o czym rozmawiać.- wzdycha smętnie i upija łyk. Nagle ciszę przerywa odgłos przychodzącej wiadomości. To do Piotra.

– Spotkajmy się w mikołajki. Musimy porozmawiać.- czyta na głos. Odkłada telefon i patrzy na mnie zbaraniałym wzrokiem.- Cholera mówiłem Ci, że chce ze mną zerwać.

– Porozmawiać durna pało, a nie zerwać. Gdzie tam masz napisane, że chce zerwać? Panikujesz jak baba. Weź się w garść. Poza tym tak Ci na niej zależy, że się tego tak boisz?

– Przyznam się, że ona jest połówką mojego serca. Bratnią duszą i tak dalej.

– A z Dagmarą tak nie miałeś? Byliście przecież tak długo ze sobą.

– Na początku była między Nami jakaś fascynacja. Teraz wydaje mi się, że po prostu czuliśmy się ze sobą dobrze, a potem przyszło przyzwyczajenie i tyle. Z Zuzą to zupełnie co innego. Czuję, że mógłbym spędzić z nią swoje życie aż do samego jego końca.

– To jej się oświadcz.- wypalam bez przemyślenia, ale widząc minę Piotra wlepiam w niego oczy.- Nie mów, że o tym myślisz.

– Mam już nawet pierścionek, ale chciałem z tym poczekać. Jeszcze by się wystraszyła, czy coś.

– Nieźle Cię wzięło.- uśmiecham się.

– Nie masz pojęcia nawet jak bardzo.- stukamy się piwami.- Mam tylko nadzieję, że ona nie chce mnie zostawić.

– Dobra zmieniając temat. Co ja mam dać mojej damie na mikołajki?

– Może coś z biżuterii? Łańcuszek czy kij wie co.- wzrusza ramionami.- Aaalbo zabierz ją do siebie nakarm i przeleć.- rechocze unikając przy tym lecącego w jego stronę pilota.

3 dni później

Uciekamy z pracy jak najszybciej się da. Idąc do samochodu trzymamy się za ręcę i uśmiechamy do siebie jak nastolatkowie. Wsiadamy do mojej bryki i jedziemy na szybkie zakupy do najbliższego sklepu. Michalina sobie ubzdurała, że ugotujemy coś razem w domu, bo nie chce jej się chodzić po sklepach. Kupujemy produkty na spagetti i zaopatrujemy się w dwie butelki wina. Robiąc zakupy cały czas czuję na sobie jej pożądliwy wzrok. Aż jej się oczy świecą i jest dziwnie podekscytowana.

– Coś się stało?- pytam nie wytrzymując po paru minutach.- Dlaczego tak na mnie patrzysz?

– Bo nie umiem się doczekaż aż dam Ci prezent.- uśmiecha się figlarnie i jak gdyby nigdy nic pakuje makaron do wózka. Przyglądam się jej uważnie, ale pócz jej wesołości nie dostrzegam nic innego. Chce mi się śmiać, bo zachowuje się jak mała dziewczyna, która nie umie się doczekać prezentu od Świętego Mikołaja, a to przecież ona chce mi dać prezent. Nic z tego nie rozumiem, ale zostawiam to bez komentarza.

Do domu docieramy jak najszybciej się da. Wchodzimy do nagrzanego wnętrza i pozbywamy się kurtek. Uśmiecham się na widok Michaliny w przylegającej sukience, w której notabene wygląda obłędnie. Dodatkowo rozpuszcza włosy pozwalając by kaskady jej brązowych fal opadły na ramiona i plecy. Wchodząc do salonu włączam nastrojową muzykę. Michalina na chwilę znika w łazience, więc szukam świec, które mam zamiar porozpalać. Gdy brunetka przychodzi do mnie zapalam ostatnią ze świec. Nastrój jest magiczny. Z radia płynie piosenka Michaela Buble, więc porywam moją kobietę do tańca. Obracam ją powoli i przyciągam do siebie. Oświetla Nas tylko migoczące światło palonych świec. Uśmiechamy się, przytulamy, a po chwili moje usta odnajdują jej. Moje dłonie mocniej zaciskają się na jej plecach. Ona jeszcze bardziej do mnie przylega, jakby miała mnie za mało. Delikatny pocałunek przeradza się w instny atak. Nie wiedzieć kiedy moja koszula ląduje gdzieś przy ścianie. Zostaję popchnięty na sofę, na której siadam lekko zdziwiony. Nagle jej sukienka sunie po jej ciele i układa się pod jej stopami. Oniemieję na widok jej ciała obleczonego w czarne, koronkowe body. Czuję jak zasycha mi w gardle, jak spodnie robią się ciasne, jak dłonie pragną badać każdy skrawek jej ciała. Jak usta rwą się do smakowania jej warg. Nie daje mi długo czekać. Siada okrakiem na moich udach, a jej delikatne dłonie głaszczą mnie po torsie. Tam gdzie mnie dotyka, tam czuję dziwne mrowienie skóry. Uśmiecha się patrząc mi głęboko w oczy. Dreszcz przebiega po mym ciele, gdy jej usta całują mnie po linii szczęki. Jej ząbki gryzą moje ramię. Gdy robi to mocniej z warknięciem odciągam jej głowę. Wplatam palce wjej bujne włosy i całuję zachłannie. Drugą rękę zaciskam na piersi i gniotę ją. Z jej ust wydobywa się jęk, gdy delikatnie szczypię jej sutka. Wierci się na mych udach, pobudzając mojego żołnierza, który stoi na baczność.

– Wejdź we mnie.- bez zbędnych ceregieli kładę ją pod siebie, ściągam spodnie i rozchylając jej uda wbijam się w jej mokre, ciasne ścianki. Ruszam się nieśpiesznie, chociaż mam cholerną ochotę pozbyć się tego napięcia, które rozchodzi się po całym moim ciele. Syczę, gdy jej pazurki wbijają się w moje ramiona. Jestem na skraju wytrzymałości, a jej jęki doprowadzają mnie do szaleństwa. Nie potrafię dłużej wytrzymać. Podnoszę jej biodra wyżej i wbijam się w nią szybciej, szybciej i szybciej.

– O Boże.- dyszę chwilę później opierając czoło o jej ramię.

– Myślę to samo.- mruczy brunetka zaciskając mięśnie na moim przyjacielu.

*    *    *    *
tytuł rozdziału: Ella Henderson- Yours

Cześć i czołem!!
Długo mnie nie było, znowu. Ale wrzucam coś nowego i mam nadzieje, że jeszcze tutaj czasem zaglądacie.
Czekam na Wasze reakcje 🙂 Dajcie znać czy się podobało :*
Wasza Anna

14. „You don’t own me.”

 Michalina
1 listopada wita Nas istnie depresyjną pogodą. Od rana z szarego nieba leje się woda i wygląda na to, że nie zamierza przestać. W szafie na dobre zawitały już ciepłe swetry, a nawet zimowa kurtka ostatnio została wyjęta z worka. Krótkie spodenki i cienkie bluzeczki spakowane czekają na kolejne lato, które nie wiadomo kiedy nadejdzie. Nigdy nie lubiłam jesieni i zimy. Były to dla mnie zbędne pory roku. Wolałabym cały rok mieć lato. Słońce, ciepło, nie trzeba się ubierać aż nadto. Ludzie weselsi, zadowoleni z życia. A teraz? Deszcz, chłód i depresja. Na samą myśl po mym ciele przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Odrywam wzrok od mokrych dróg Wrocławia i zalewam malinową herbatę. Wrzucam do niej pokrojoną wcześniej cytrynę. Biorę mój duży, bo pół litrowy kubek i rozsiadam się na kanapie. Wzdycham smętnie, bo w mieszkaniu panuje taka cisza, że idzie dostać do głowy. Nie mam jednak jakoś ochoty na słuchanie tych samych telewizyjnych bzdur. Spoglądam z nadzieją na telefon, jednak on od wczoraj jak na złość milczy. Jakie było moje zdziwienie, gdy Szymon w czwartek ogłosił, że wyjeżdża na długi weekend. I to do Niemiec! Po co, nie wiem. Niby ma wytłumaczyć jak wróci. Trochę mi smutno, bo myślałam, że spędzimy ten weekend razem. Niestety zostałam sama. Zuza też ma dzisiaj dopiero wrócić wieczorem, bo razem z Piotrem odwiedzali Katowice. Dopiero teraz żałowałam, że nie zgodziłam się jechać z nimi. Przynajmniej spędziłabym czas z rodzicami. A tak siedzę sama w pustym mieszkaniu i dobijam się ciszą..

Z drzemki wybudza mnie dźwięk zamykanych drzwi i narzekanie Zuzy na cholerny deszcz. Siadam rozespana i próbuję ogarnąć swój nieład na głowie. Pod oczami na pewno mam smugi jak górnik wyjeżdżający z kopalni. Nagłe światło w salonie doprowadza mnie do krótkiej ślepoty, za co posyłam blondynce karcące spojrzenie.

– A Ty śpisz w salonie? Łóżka nie masz?- pyta zdziwiona Zuza, wycierając włosy w ręcznik.

– Zasnęło mi się.- mruczę rozplątując się z ciepłego koca.- Która godzina?

– Będzie przed 20.- blondynka kieruje się w stronę kuchni.- Jest coś do jedzenia? Piotrek nie zatrzymywał się ani na 5 minut.

– Coś z obiadu zostało.- wypijam resztę zimnej herbaty i idę do Zuzy, która akurat wyciąga kotleta z lodówki i wgryza się w niego jakby tydzień nie jadła.- W domu Cię nie nakamili?

– Właśnie nie.- mruczy z pełnymi ustami.- Ciastko tylko zjadłam, kawę wypiłam, a tak to po grobach łaziliśmy.

– Moich może spotkałaś?

– Z daleka, ale byli z Twoją babcią, więc nie podchodziłam. Po ostatniej akcji co mi opowiadałaś wolałam się z nią nie widzieć.

– Taa.- nie chcę sobie nawet tego przypominać.- Herbaty??

– Dwa razy nie pytaj.

W piątek wychodząc z pracy dziękowałam Bogu, że mam wolny weekend. Miałam serdecznie wszystkiego dosyć. Atmosfera w pracy jakaś napięta, każdy chodził z zawieszoną miną i miał co chwilę o coś pretensje. Na dodatek Szymon wziął do końca tygodnia urlop, bo w Niemczech dostał jakąś propozycję i chciał się dowiedzieć szczegółów. Nie robiłam mu wyrzutów, bo niby o co? Że chce się rozwijać? Że dostał szansę? Tęskniłam za nim cholernie i wcale nie pocieszał mnie fakt, że mówił mi to samo. Ogólnie to od momentu gdy wyjechał nasz kontakt zmalał. Z dnia na dzień rozmawialiśmy ze sobą coraz krócej, zwięźlej. Nasze pytania zaczynały się od standardowego jak ci minął dzień, a kończyły na życzeniu dobrej nocy. Wyczuwałam jakiś niewidzialny dystans, który się między nami wytworzył i nie miałam pojęcia dlaczego tak się działo. Może tylko mi się to wydawało? Może tak za nim tęskniłam, że chciałam żeby wrócił tu i teraz? Sama nie wiem.
Po drodze do domu wstępuję do spożywczego. Biorę produkty na obiad i 2 butelki wina. Mam ochotę pogadać z Zuzą, która zarezerwowała sobie ten wieczór dla mnie. Ona również odkąd zaczęła oficjalnie być z Piotrem miała dla mnie mniej czasu. Teraz doskonale wiedziałam, co czuła gdy zaczynałam być z Szymonem. Jednak jako moja przyjaciółka nie robiła mi względem tego żadnych wyrzutów. Po drodze do kasy dorzucam paczkę czipsów i paluszek do koszyka. Niech to pójdzie w cycki, bo biodra to mam już za szerokie. Wykładam zakupy na ladę i uśmiecham się do nowej, młodej pracownicy. Ona chyba również ma dość tego dnia, bo posyła mi zmęczone spojrzenie. Wkładam wszystko do siatki i życząc miłego weekendu wychodzę ze sklepu. Do mieszkania dostaję się nawet szybko. Ściągam niedbale buty i maszeruję z zakupami do kuchni. Siatki zostawiam na blacie i wracam żeby rozebrać się z kurtki. Jestem zmęczona i ledwo stoję na nogach. Spoglądam na swoje mizerne odbicie w lustrze i krzywię się na ten fatalny widok. Moje włosy od dawna błagają o wizytę u fryzjera, a skóra na twarzy jest szara i wychudzona. Nie ma się czemu dziwić. Przez ostatni miesiąc zeszło ze mnie 5 kilo. Sama nie wiem jak do tego doszło, ale nawet się z tego cieszyłam. Zawsze miałam problemy ze schudnięciem, a teraz działo się to samo z siebie. Zegarek w salonie informuje mnie, że za godzinę wraca Zuza, więc zabieram się za robienie obiadu. Włączam energiczną muzykę i od razu mam lepszy humor.

– Misha wyciągaj szkło!!- słyszę szczęśliwy krzyk mojej przyjaciółki. Odkładam wyciąganą akurat rybę z piekarnika i wychodzę na salon. Zuza wkracza tanecznym krokiem z butelką szampana.

– Szampan? W listopadzie? Co to za okazja?

– Dostałam awans!! Czaisz to?! Od poniedziałku będę kierownikiem oddziału!!- blondynka porywa mnie w objęcia i śmieje się do rozpuku. Mnie również chce się śmiać.

– Bardzo się cieszę. Na prawdę jest co świętować.- mówię wyciągając kieliszki z szafki. Niezdarnie otwieramy butelkę i rozlewamy.- Za nową pani kierownik!

– Wypiję za to.- śmiejemy się.

Po butelce szampana i w połowie drugiej butelki wina nasz humor sięga zenitu. Siedzimy na podłodze zajadamy pieczoną rybę i popijamy winem, zaśmiewając się z byle czego. Co chwilę ocieramy policzki z łez. Od bardzo dawna nie czułam się tak błogo, tak wolno.

– A jak tam Piotr? Jesteś z nim szczęśliwa?

– O dziwo tak. Może nie znamy się długo i on przecież ma swoją przeszłość, ale czuje się przy nim wyjątkowa. Mogę mu o wszystkim powiedzieć. Jest moim przyjacielem, ale i niezłym kochankiem.- rumieni się.

– Zakochałaś się.- stwierdzam dopijając resztę wina.

– Chyba tak, a Ty jak z Szymonem? Tęsknisz za nim? Coś długo już go nie ma.

– Taa.- momentalnie markotnieje.- Dostał jakąś propozycję w Niemczech i chciał zostać dłużej żeby to ogarnąć.

– Po co on w ogóle pojechał do tych Niemiec?- Zuza nalewa mi do kieliszka.- Ma tam jakąś rodzinę?

– Nie mam pojęcia. Było mi głupio pytać, sama nie wiem dlaczego. Powiedział tylko, że wytłumaczy mi to gdy wróci.

– Chyba nie myślisz, że on tam kogoś ma?- posyłam jej zaskoczone spojrzenie.

– Nie.- mówię piskliwym głosem.- Chyba by mi tego nie zrobił?

– Niech tylko spróbuje a skopię mu dupę!- stukamy się kieliszkami i wypijamy wszystko do dna.

Szymon
Powrót do pracy po tak długim wolnym nigdy nie jest łatwy. Na dodatek chciałem powiedzieć Michalinie o Nicolasie, co dodatkowo mnie stresowało. Czas spędzony z chłopakiem naładował mnie do maksimum, ale teraz musiałem zejść na ziemię i wrócić do swoich obowiązków. Poniedziałek zaczął się intensywnie. W szpitalu dali mnie na SOR i z ledwością wyrabiałem się z robotą. Może to już nie dla mnie? Ta cała gonitwa, stres i jechanie na pełnych obrotach? Może powinienem wybrać między szpitalem, a kliniką? Przecież Piotrowi się powodzi i to calkiem nieźle. Z dyżuru przychodzę skonany, więc piszę Michalinie, że widzimy się jutro w pracy. Biorę szybki prysznic, włączam telewizor i niewiedzieć kiedy zasypiam na kanapie, co skutkuje porannym bólem w plecach. Czuję się niewyspany, rozdrażniony i nawet kawa dzisiaj nie stawia mnie na nogi. Zwlekam się, na oślep ubieram i z kubkiem kawy wsiadam do samochodu. Od samego wejścia do kliniki czuję, że to będzie ciężki dzień i się nie mylę. Roboty jest mnóstwo. Jak zabiegów, tak i wypisywania papierków. Nie wiem co jest bardziej męczące i irytujące. Podobno ma być jakaś kontrola i musimy wypisywać raporty z każdego zabiegu. Najlepiej od razu po. Przez to przedłużają mi się zabiegi i wkurza mnie to strasznie. Michalina mignęła mi parę razy przed oczami, ale nawet czasu nie ma na podrapanie się po tyłku. Nie mamy ze sobą dzisiaj dyżuru, więc nawet nie ma jak pogadać. Po 16 opadam na skórzany fotel i zaczynam wypisywać ostatni raport. Oczy kleją się niemiłosiernie i ziewam coraz częściej. Marzę tylko o prysznicu i łóżku.

– Jak tam?- burza brązowych włosów wystaje zza drzwi.

– Nawet nie pytaj.- marudzę.- Roboty od groma, a ręce tylko dwie. Marzę o łóżku.

– Aż tak źle?- Michalina podchodzi do mnie i całuje w czubek głowy, co może kiedy indziej by mnie rozbawiło. Dzisiaj jestem zobojętniały na ten gest.

– Podrzucić Cię do domu?

– Mógłbyś? Zaczęło padać, a nie wzięłam parasolki, bo podwoził mnie Piotrek.

– Dokończę tylko raport.

Po 15 minutach jesteśmy pod blokiem Michaliny. Siedzimy jednak w samochodzie i sami dokładnie nie wiemy co mamy robić.

– Wejdziesz?- pyta ona, a ja robię zbolałą minę.

– Może jutro? Dzisiaj padam na twarz.

– Dobrze.- kiwa głową.- W takim razie dobranoc.- chce wysiąść, ale przytrzymuję ją za łokieć.

– A buziak, to już nie łaskaw Pani dać?- cmoka mnie w policzek, co mnie dziwi i w zupełności nie satysfakcjonuje. Łapię ją za podbrudek odwracam jej twarz ku sobie i namiętnie całuję. Z początku czuję jej dystans, ale po chwili mięknie pod naciskiem moich ust i odwzajemnia pocałunek.

– Do jutra.- mówi z uśmiechem i zostawia mnie samego. Uśmiecham się sam do siebie i wracam do domu.

Ostatecznie spotykamy się w piątek i to dość późno, bo dyżur jak zwykle się przeciągnął. Naprawdę zastanawiałem się nad odejściem ze szpitala. Już nie ogarniałem tego wszystkiego i jakoś czułem się przytłoczony obowiązkami i stresem. Umowę miałem jednak do końca grudnia, więc głupio było mi rezygnować na sam koniec. Przetrzymam jeszcze ten miesiąc i nie przedłużę umowy. Jeszcze ta propozycja z Niemiec..

– O czym tak myślisz?- brązowe oczy Michaliny przyglądają mi się z troską.- Masz nieciekawą minę.

– Chyba nie będę przedłużać umowy ze szpitalem na przyszły rok.- odgarniam jej kosmyk włosów.- Jestem tym już za bardzo zmęczony. Wcześniej dawałem radę, ale teraz za dużo stresu mnie to kosztuje.
– Weźmiesz więcej dni w klinice?

– Nie wiem.- całuję ją w czoło.- Czekam na wieści z Niemiec. Mają dzwonić na dniach.

– Powiesz mi coś więcej?- pyta cicho i kładzie głowę na mojej klacie. Gładzę ją po głowie i przeczesuję palcami włosy.

– Dostałem propozycję pracy i szkolenia rezydentów w niemieckim szpitalu. Dość dobre warunki i pensja lepsza niż w Polsce.

– Na ile miałbyś tam jechać?

– Jak na razie pół roku.- czuję jak po tych słowach jej ciało się napina.- Gdybym miał wszystko ogarnięte na miejscu mogłabyś do mnie dołączyć.

– Tylko, że ja nie chcę.- odrywa się ode mnie i siada.- Wyjechałam dla jednego faceta gdybyś zapomniał. Nie chcę robić tego drugi raz.

– Tylko, że ja nie jestem Robertem.- mówię z pretensją w głosie.- Ja nigdy nie zabroniłbym Ci kontaktu z rodzicami czy przyjaciółmi. Nie porównuj mnie więc z nim.

– Nie porównuję. Mówię tylko jak jest. Mam tu dobrą pracę, wreszcie pogodziłam się z rodzicami, odnowiłam przyjaźń i co? Mam to znowu tak po prostu zostawić? Znowu to ja mam się poświęcać?

– Nie musisz.- wstaję z kanapy.- Do niczego Cię nie zmuszam. Rzuciłem luźną propozycję i tyle. Nie mam zamiaru się kłócić, więc już sobie pójdę. Pogadamy jak ochłoniesz.

Idę do wyjścia, ale ona nie zamierza mnie odprowadzać. Zamykam za sobą drzwi i kieruję się do windy. Stojąc w niej zaciskam mocno dłonie w pięść i mam taką cholerną ochotę w coś przywalić. Wzdycham jedynie i wyciągam telefon. Wybieram numer Piotra.

– Muszę się napić, wpadnij do mnie.- mówię od razu gdy odbiera.

– Odwiozę tylko Zuzę i będę.- rozłączam się, wsiadam do samochodu i z piskiem opon jadę do siebie.

Michalina
Zuza zerka na mnie niepewnie, a ja kulę się na kanapie. Mam dość. Nie wiem co takiego powiedziałam, że wyszedł. Przecież stweirdziłam tylko fakt. Wyjechałam dla Roberta i jak to się skończyło? Teraz miałam zrobić to samo? Nie wydaje mi się.. Dlaczego zawsze jak mój związek się układa musi coś to popsuć? A może jednak nie jesteśmy dla siebie stworzeni i to jest znak?

– Miś, przecież Szymon jeszcze nie dostał decyzji. Poza tym powinnaś się cieszyć, że o Tobie pomyślał. Widać, że myśli o Tobie poważnie.

– Co mi po tym?- posyłam jej zrezygnowane spojrzenie.- Ja nie chcę wyjeżdżać i tylko mu to powiedziałam, a on wyszedł. Obraził się i stwierdził, że porównuję go do Roberta.

– Postąpił impulsywnie, ale może się z tym oboje prześpicie i jakoś dojdziecie do porozumienia?- wzdycham, bo Zuza w ogóle niczego nie rozumie.

– Taa.- mruczę wstając na równe nogi.- Idę się z tym przespać, bo zamiast zasypiać w jego ramionach muszę tulić się do zimnej poduszki.- zostaję odprowadzana przez troskliwy wzrok Zuzy. Zamykam za sobą drzwi pokoju i kładę się do łóżka szczelnie owijając się kołdrą.

Rano wcale nie czuję się lepiej. Patrzę na telefon, który nie oznajmia żadnej wiadomości, więc Szymon po prostu mnie olał. Zwlekam się z łóżka, biorę bieliznę i ciuchy na zmianę. Długa kąpiel trochę poprawia mi humor. Jest dopiero po 8, więc Zuza zapewne jeszcze śpi. Robię sobie kanapki, ulubioną malinową herbatę i zasiadam przed telewizorem. Dla zabicia nudy włączam stary odcinek „Pamiętniki wampirów” i wciągam się w relacje Eleny i Damona. To był na prawdę porąbany związek. Ona sobowtórem ukochanej Damona i Stefana musiała wybierać między nimi dwóma. Jak to mówią historia lubi zataczać krąg. Jeden z niewielu seriali, który przypadł mi do gustu. Tak się wciągam, że nie zauważam wibrującego telefonu, który natarczywie brzęczy od paru minut. Zerkam na wyświetlacz, który ukazuje mi uśmiechniętą twarz Szymona. Wzdycham smętnie. Nie za bardzo mam ochotę z nim rozmawiać. Odbieram jednak, bo chłopak nie daje za wygraną.

– Zanim każesz mi spadać daj mi przeprosić.- jego skruszony głos nie pozwala mi powiedzieć ani słowa.

– Mów.

– Przepraszam. Zachowałem się wczoraj głupio. Nie powinienem tak wczoraj wychodzić. To było szczeniackie.

– Było. Nawet bardzo.

– Wiem, może w geście skruchy dasz się skusić na czekoladowe ciacho?

– Z malinami?
– Otwórz drzwi i sama się przekonaj.- moje oczy otwierają się szeroko. Zbieram się szybko z kanapy i podchodzę do drzwi wyjściowych. Przez wizjer widzę Szymona z ciastem w ręku. Odczekuję chwilę i otwieram drzwi przybierając obojętną minę.

– Przepraszam.- brunet robi minę skajanego psiaka, a ze mnie ulatnia się złość. Wiem, że powinnam być twarda, ale jak mam to zrobić jak on tak na mnie patrzy? Biorę od niego ciasto i pozwalam wejść do środka.

– Powiedzmy, że przeprosiny przyjęte. Kawy?

– Chętnie.

Szymon
Po nocnej rozmowie z Piotrem i po opróżnieniu butelki whiskey doszedłem do wniosku, że zachowałem się jak palant. Tylko, że na prawdę nie miałem nic złego na myśli. Po jej słowach poczułem się dotknięty i porównany do Roberta, czy tak będzie zawsze? Wiem jednak, że muszę na razie odpuścić i odczekać. Może to za wcześnie na takie pytania.. Teraz z uśmiechem patrzyłem na Michalinę siedzącą na blacie szafek i zajadającą ciasto. Wyglądała jak mała dziewczynka, która dostała ulubioną lalkę.

– Co się tak patrzysz?- śmieje się.- Dawno nie jadłam tak pysznego ciasta.

– Widzę.- podchodzę do niej i opieram ręce o jej uda delikatnie je ściskając.- Może mógłbym chociaż trochę skosztować?- mruczę przybliżając swoją twarz do niej.

– No nie wiem.- przygryza wargę, którą uwalniam kciukiem i od razu się w nią wpijam. Jak wygłodniały drapieżnik rzucam się na swoją słodką ofiarę. Ona jednak się nie opiera. Ulegle zarzuca mi ręce i drapie delikatnie po szyi. Moje dłonie niecierpliwie błądzą pod koszulką i delektują się gładkością jej skóry na plecach.

– A kawa?- jej jękliwy, ciepły szept drażni mnie po uchu.

– Poczeka.- całuję ją po szyi, palcami dostając się pod materiał legginsów. Z zadowoleniem stwierdzam, że ma na sobie stringi, co mnie jeszcze bardziej podnieca. Już mam pozbyć się zbędnego materiału, gdy ostudza mnie głos blondynki.

– Idźcie się bzykać gdzie indziej. Kawy potrzebuję.- oboje patrzymy na Zuzę i wybuchamy śmiechem.

*    *    *    *
tytuł: Grace- You don’t own me

Noo witam serdecznie 🙂 Jesteście tutaj jeszcze??
Wiem, wiem dawno mnie nie było mam nadzieję, że nie odeszliście daleko 😉
Jeest rozdział.. No cóż dla mnie ma wiele do życzenia.. Nie za bardzo jestem z niego zadowolona,
ale mam nadzieję, że jako tako przypadnie do gustu :*
Co tam w ogóle u Was? Jak minęły wakacje?? Mam nadzieję, że jak najsłoneczniej.
Pozdrawiam mocno ściskam i czekam na Wasze komentarze.
Wasza Anna :* :*

13. „Life is a highway You’re sitting on the wheel and you decide the speed”

Szymon
Z nad kubka kawy przyglądam się Michalinie, która w wybornym humorze opowiada coś mamie. Mocno przy tym gestykuluje i dużo się śmieje. Sam jej widok wprawia mnie w zadowolenie. Ciesze się, że tak przywitali ją rodzice. Z początku sam miałem obawy czy to wypali jednak od pierwszej chwili spojrzenia na jej mamę wszelkie wątpliwości uleciały. Tęsknili za nią tak mocno jak ona za nimi. Nie rozumiałem jednak jej byłego faceta. Kto normalny zabrania kontaktów z rodzicami? Może być różnie. Mogą go nie lubić czy nie tolerować. Mają przecież do tego prawo. Jakim trzeba być człowiekiem żeby jedyne dziecko nastawiać przeciw rodzicom?

Sam się dzisiaj zastanawiałem jakby to było gdyby moi rodzice żyli. Co by powiedzieli o Michalinie? Jakby ją przyjęli? Czy by ją polubili? Pewnie tak. Michaliny przecież nie da się nie lubić. Wyobrażałem sobie moją mamę. Jakby dzisiaj wyglądała. Nie za dobrze ją już pamiętam. Gdzieś w mieszkaniu mam jej zdjęcie, gdzie trzyma mnie na rękach. Ubrana w szpitalną koszulę, potargana i zmęczona. Jednak z jej twarzy i oczu można wyczytać niewyobrażalne szczęście. Szkoda, że 3 lata później umarła. Ojciec zapewne byłby już starszym, siwym panem. Siedziałby w swoim ulubionym, dużym fotelu i czytał książki. To było jego ulubione zajęcie, zaraz oczywiście po grze na fortepianie. Miał swoją biblioteczkę pełną różnych książek. Od bajek, które mi czytywał, do kryminałów i biografii.

– O czym tak myślisz?- ciepły głos Michasi i jej dłoń na policzku wyrywa mnie zamyślenia. Odsuwam lekko krzesło i siadam ją na kolanach.

– O rodzicach. Wyobrażałem sobie jakby to było gdyby żyli.

– Musi być Ci bez nich źle.

– Jakoś daję radę.- wzruszam niedbale ramionami, jednak niewidzialna gula ściska mi gardło.- Czasem są tylko takie momenty, że mi ich bardzo brakuje. Szczególnie taty, bo mamy to zbytnio już nie pamiętam.

– Byliby z Ciebie dumni. Jestem tego pewna.- całuje mnie w policzek i mocno przytula. Uśmiecham się i daję jej soczystego buziaka w usta.

Resztę dnia spędzamy na przygotowaniach jedzenia na niedzielne urodziny pana Tomasza. Mama Michasi okazuje się wspaniałą kucharką, która robi kolorowe cuda na talerzach. Aż ślinka leci na te wszystkie przysmaki. Gdy razem z panem Tomaszem chcemy chociaż trochę skosztować od razy dostajemy po łapach i niestety, ale musimy opuścić królestwo naszych kobiet. Tata Michaliny cichaczem pokazuje mi, że mam iść za nim. Jak się okazuje schodzimy do piwnicy. Szerokim korytarzem prowadzi mnie do ostatnich dębowych drzwi. Widać, że robione u stolarza, pewnie na zamówienie. Zdejmuje specjalną wajhę i wchodzi do środka. Od razu po bokach pomieszczenia oświecają się lampy. Na specjalnych regałach leżą szklane butelki.

– Byliśmy z Joasią we Włoszech i tak mi się spodobało, że sam postanowiłem coś pokombinować.- tłumaczy pan Tomasz wchodząc w głąb pomieszczenia.- Jutro na stoły wjedzie moja perełka.- pokazuje jedną z butelek.

– Michalinie pewnie spodoba się pana hobby.

– Jaki pan.- macha niedbale ręką.- Mów mi po imieniu.

– Nie wypada, chyba.- wkładam dłonie do kieszeni spodni, bo nagle nie wiem co z nimi zrobić.

– Nie wypada, nie wypada.- mruczy pod nosem, obracając butelki.- Mam nadzieję, że kiedyś będziesz mówił mi teściu, więc się nie krępuj.- zatyka mnie na te słowa, więc uśmiecham się głupio. Zna mnie parę godzin, a już mi córkę sprzedaje. Ciekawe czy Robertowi też kiedyś coś takiego zaproponował. Ale po opowieściach Michasi dochodzę do wniosku, że chyba nie.

– Czymś jeszcze się interesujesz?- zwracam się do niego na Ty, chociaż głupio się z tym czuję.

– Oczywiście, że jak każdy facet samochodami i bardzo podoba mi się ta fura co stoi we wjeździe.- mruga do mnie znacząco.

– Jeśli nie mamy tutaj nic do roboty, możemy się przejechać.- proponuję.

– I teraz lubię Cię jeszcze bardziej.- klepie mnie po ramieniu i z szeroki uśmiechem wychodzi.

Michalina
Jakie jest moje zdziwienie gdy do kuchni wchodzi rozradowany ojciec oznajmiając, że jedzie z Szymonem na przejażdżkę. Minę ma jak pięcioletni chłopiec, który na gwiazdkę dostał ulubiony samochodzik. Dostaję szybkiego buziaka od bruneta, a od ojca cmoka w czoło. To samo robi mamie i już go nie ma.

– Tylko wróćcie na kolację.- mama grozi w powietrzu wałkiem.

– Zapewniam, że wrócimy.- Szymon uśmiecha się i wychodzi.

Uśmiecham się pod nosem, bo chyba Szymon zaskarbił sobie serca moich rodziców. Od samego początku traktują go zupełnie inaczej niż Roberta i bardzo mnie to cieszy. Podnoszę wzrok na mamę, która od paru minut zerka na mnie ukradkiem. Dobrze wiem, że coś chce powiedzieć albo o coś się zapytać, ale nie ma odwagi.

– Mów mamo, bo zaraz wybuchniesz.- uśmiecham się zachęcająco. Wyciera dłonie w ręcznik i siada na krześle. Czyli to nie będzie krótka rozmówka. Z wyczekiwaniem kroję warzywa na sałatkę. Już się boję o co może chodzić.

– No bo wiesz, chodzi o Szymona.- robi krótką pauzę i bierze głęboki wdech.- Wiesz on jest zupełnie inny od Roberta. Ja wiem, że nie chcesz do tego wracać i już nie będziemy. Chcę jednak żebyś wiedziała, że wygląda na fajnego chłopaka. Tata jak widzisz już się zakochał, a i mnie mało nie brakuje.

– Wiem mamo, widzę to. I masz rację. Szymon jest zupełnie inny od Roberta.- przestaję kroić i również siadam na krześle.- Dzięki niemu jestem szczęśliwa, a on nie robi nic szczególnego żeby tak było. Po prostu jest. Mogę na niego liczyć, mogę się wygadać i ponarzekać. On zawsze mnie wysłuchuje i pociesza. Jak mam gorsze dni robi wszystko żeby umilić mi czas. To jest nie do pojęcia, że taki facet chodzi po świecie. Jednak mam obawy, że to kiedyś minie. Że wydarzy się coś co zniszczy tą naszą mydlaną bańkę. Że pewnego dnia ona pryśnie, a ja znowu z łoskotem spadnę na moją już i tak obolałą dupę. Tylko, że nie wiem czy tym razem sobie z tym poradzę.

– Kochanie nie możesz tak myśleć, bo każdy Twój związek będzie się tak kończył. Będziesz wyczekiwać aż coś złego się stanie i to będzie psuło Wasze relacje. Żyj na razie tym co jest. Jesteś szczęśliwa, to upajaj się tym. A jak coś się zepsuje zawsze da się to naprawić. Musisz tylko tego chcieć.- ściska moją wyciągniętą dłoń.- Mam jednak nadzieję, że nic złego się między Wami nie wydarzy, a gdyby coś to możesz na Nas liczyć. Nawet sobie nie wyobrażasz jacy jesteśmy szczęśliwi, że wreszcie wróciłaś.

– Ja też mamo, bardzo. I gdyby nie Szymon, to pewnie dalej bym siedziała we Wrocławiu.- wstaję z krzesła i podchodzę do mamy, którą mocno do siebie przytulam.

– Jutro przyjeżdża babcia, więc przygotuj Szymona na niewygodne pytania.- oznajmia nagle mama, a ja robię kwaśną minę. Babcia Stasia odkąd pamiętam miała swój świat, swoje kredki. Niczym i nikim się nie przejmowała. Cała rodzina jej nie trawiła, ale że była najstarsza z rodziny zapraszano ją na urodziny czy różnego rodzaju imprezy. Uwielbiała zadawać najbardziej nietaktowne pytania i to w takim momencie, że człowiek się tego nawet nie spodziewał.

– W ogóle ona wie, że wróciłam?

– Nie. Jutro wszyscy będą wiedzieli.

– Ilu Nas w ogóle będzie? Robimy jedzenia jak dla armii.- ogarniam wzrokiem sałatki.
– Ojciec naliczył 23 osoby chyba.- mama wstaje i miesza warzywa z majonezem.- Mam nadzieję, że chłopcy do kolacji przyjadą. Jeszcze trzeba drzewa narąbać do kominka.

– Między Tobą, a tatą jest inaczej prawda?- pytam po chwili milczenia.

– Tak.- mama uśmiecha się delikatnie.- Mieliśmy bardzo duży kryzys, gdy wyjechałaś. Otarliśmy się nawet o prawników, ale poszliśmy na terapię.

– Nie wiedziałam.- mieszam się.

– Taka koleżanka mi doradziła. Na tydzień się jedzie do zamkniętego ośrodka. Jesteś tylko Ty i Twój mąż czy żona. Tam spędzacie wspólny czas. Są różne zajęcia dla par, dużo się rozmawia. To Nam bardzo pomogło. Inaczej na siebie patrzymy.

– To widać.- uśmiecham się.- Widać znów tę miłość między Wami.

– To prawda.- mama również się uśmiecha, tym razem łobuzersko.- Ojciec dalej jest gorący jak kiedyś.

– Mamo!- krzyczę oburzona po czy wybuchamy śmiechem.

Szymon
Wracamy, gdy się już szarzy. Pod czujnym okiem sąsiadów wjeżdżam na posesję. Ojciec Michaliny okazał się idealnym kompanem do rozmów o samochodach. Bardzo dobrze zna się na rzeczy i potrafi dużo doradzić. Gaszę silnik, ale Tomasz dalej siedzi.

– Coś się stało?

– Nie nic.- otrząsa się z zamyślenia. Zerka na mnie z ukosa. Jakoś tak niepewnie.- Wiesz, chciałem Ci podziękować.

– Mi? Za co?

– Za to, że ją tutaj przywiozłeś. Że ją do tego zmotywowałeś i ją w tym wspierasz. Na prawdę jestem Ci bardzo za to wdzięczny.

– Nie ma za co. Michalina rzeczywiście potrzebowała lekkiego popchnięcia, ale bardzo za Wami tęskniła. Prędzej czy później by przyjechała.

– Lepiej, że to się stało prędzej.- uśmiecha się.- A teraz chodź, bo Nas Joasia do pionu postawi.

– Chyba nie będzie tak źle.- śmieję się i wyciągam wibrujący telefon. Pokazuję Tomaszowi, że zaraz przyjdę i gdy ten znika za drzwiami odbieram.

– Cześć. Czy coś się stało?

– Nie odzywasz się ostatnio.- wyczuwam pretensję w głosie Nicolasa.- Tęsknię za Tobą.

– Całymi dniami siedzę albo w klinice albo w szpitalu.- wzdycham, bo delikatnie mijam się z prawdą.

– Masz kogoś?- jego pytanie mnie zaskakuje. Mija chwila nim zdobywam się na odpowiedź.

– To nie jest na telefon.- drapię się po głowie.- Może bym przyjechał ostatni weekend października? Wtedy mógłbym sobie zrobić długi weekend.

– Jasne, że tak.- jego głos się rozpogadza.

– No to jesteśmy wstępnie umówieni. Dam Ci znać, gdy załatwię wolne.

– Jasne. Będę czekać.

– Kocham Cię Nico.

– Wiem, ja Ciebie też.- rozłączam się i wpychając dłonie głęboko w kieszenie kurtki wpatruję się w niebo. Nie mam pojęcia jak rozegrać tę sprawę. Kiedy o tym wszystkim powiedzieć Michalinie? I jak jej o tym powiedzieć? Strasznie boję się jak zareaguje, ale nie mogę z tym czekać w nieskończoność.

– Tutaj jesteś!- wciągam mocno powietrze.

– Nie strasz mnie mała.

– Tata powiedział, że pewnie zwiałeś.- czuję jak od tyłu obejmuje mnie w pasie. Odwracam się i całuję ją w czoło.

– Nigdzie się nie wybieram.- patrzę w jej brązowe, lśniące oczy. Uśmiecha się, a mnie zżerają wyrzuty sumienia. Gładzę jej zimny policzek po czym całuję. Wpierw delikatnie by po chwili co raz bardziej pogłębiać pocałunki.- Chodź do domu, bo sąsiadom oczy wyskoczą z wrażenia.

– Taa będą gadać, że wyjechałam z jednym przyjechałam z drugim.- markotnieje.- Pewnie już i tak wymyślają historyjki, co się stało.

– Przejmujesz się tym?

– Nie za bardzo, ale coś takiego wkurza.- wchodzimy do domu. Przyjemny zapach ciasta wdziera się w nozdrza.

– Mmm ale pachnie.- mruczę rozanielony.

– Upiekłyśmy z mamą kruche ciasto z owocami i kruszonką.

– I zapewne będę musiał obejść się smakiem i poczekać do jutra?

– Jakbyś czytał mi w myślach.- chichocze.- Ale na pocieszenie możesz dostać buziaka, chcesz?

– Takie słodkiego?- znowu mruczę i obejmuję ją w pasie.

– Mhhm.- kiwa głową i słodko się uśmiecha. Jak nie skorzystać z takiej propozycji? Nachylam się i delikatnie ją całuję. Ona jednak zawiesza mi ręce na szyi i mocno do siebie przyciska. Gdzieś w progu kuchni dostrzegam ruch, więc odrywam się od niej. Chociaż robię to bardzo niechętnie.

– Przyjaciele?- pyta Tomasz z przekąsem i posyła nam spojrzenie pełne politowania.- Mama szykuje Wam pokój na górze. Łazienka jest duża, zmieścicie się oboje.- mruga do nas i wychodzi. Spoglądam rozbawiony na Michalinę, której policzki aż płoną czerwienią. Przygryza wargę jednak nie wytrzymuje długo i parska śmiechem. Ja również się śmieję, bo czuję się jak nastolatek przyłapany na gorącym uczynku. Gdy się uspakajamy idziemy na górę, gdzie mama Michasi ścieli Nam łóżko.

– My sobie mamusiu poradzimy.

– Właśnie.- kiwam głową.- Tomasz już Nas poinformował, że łazienka jest duża.- pani Joasia z rozbawieniem kręci głową.

– Dobranoc dzieci. Jakbyście czegoś potrzebowali, to będziemy na dole.

– Dobrej nocy mamo.- Michasia daje buziaka mamie i zamyka za nią drzwi. Odwraca się do mnie przodem z łobuzerskim uśmieszkiem.- No to jak? Idziemy wypróbować łazienkę?

– Jesteś niewyżyta ostatnio.- śmieję się na co ona szczerzy swoje białe ząbki.- Chodź Ty mój erotomanie.

Michalina
Budzi mnie odgłos otwieranych drzwi. Nie poruszam się chociaż czuję jak Szymon okrywa mnie bardziej kołdrą i mocniej tuli do siebie. Chyba również nie śpi.

– Może ich nie budźmy.- słyszę ściszony głos mamy.- Zobacz jak słodko śpią.

– No dobra. Zostawimy im kartkę na lodówce.- spod zmrużonych oczu widzę jak się obracają i na paluszkach opuszczają pokój. Z westchnieniem wtulam się w Szymona, który całuje mnie w głowę.

– Kłamczucha.- mruczy z uśmiechem na ustach.

– Oj tam, oj tam.

– Wstajemy?- jego dłoń gładzi mnie po nagich plecach, po których przebiega dreszcz.

– Mmm zostańmy tutaj jeszcze.- całuję go w pierś, na co on ciągnie mnie lekko za włosy i całuje namiętnie w usta.

– Masz rację, tutaj jest idealnie.- kładzie się na mnie i przykrywa nas kołdrą, po czym całuje w szyję.

Wstajemy dopiero po 10. Bierzemy szybki prysznic i schodzimy do kuchni. Rodzice akurat wjeżdżają na posesję. Pewnie byli w kościele. Wyciągam potrzebne składniki i zaczynam przygotowywać jajecznicę. Po paru minutach po domu roznosi się zapach smażonych jajek.

– Ale pachnie.- mówi ojciec wchodząc do kuchni.- Aż mi zaburczało w brzuchu.

– Siadaj tatku, zaraz będzie gotowe. A gdzie mama?

– Rozmawia z sąsiadką. Wiesz z Kryśką, tą klachulą co się z babcią koleguje. Ciekawa jest kto przyjechał taką bryką.- Szymon z wrażenia parska kawą, która ozdabia małymi kropelkami serwet.

– Babcia dzisiaj będzie.- patrzę na ojca znaczącym wzrokiem, a on robi zbolałą minę.

– Wiem, dlatego chłopcze musisz uzbroić się w cierpliwość i nie zrażać się jej głupimy pytaniami.

– Michasia mnie już ostrzegała.- uśmiecha się niepewnie.- Mam nadzieję, że nie będzie tak źle.- patrzymy na niego pocieszająco, ale sami dobrze wiemy na co stać naszą babcię.

Goście zaczęli się schodzić standardowo po 16. Ciotki z wujkami witali mnie z niemałym zdziwieniem, a Szymona z jeszcze większym zainteresowaniem. Dom przepełniony ludźmi huczał od rozmów i śmiechów. Stałam w progu i spoglądałam na tych wszystkich ludzi. Dopiero teraz do mnie dotarło jak bardzo za tym wszystkim tęskniłam. Jak bardzo brakowało mi bliskości mojej rodziny. Dzwonek wyrywa mnie z letargu. Idę otworzyć, bo mama ma zajęte ręce. Dobrze wiem kto stoi za drzwiami i mój dobry humor znika.

– Witaj babciu.- mówię do mocno zaskoczonej babci, która jak to ona bez ceregieli pakuje się do środka. Mierzy mnie od stóp po głowę podejrzanym wzrokiem.

– Kogo jak kogo, ale Ciebie się nie spodziewałam.- mruczy kpiąco. Na usta cisną mi się nieprzyjemne słowa, ale gryzę się w język. Przepuszczam ją w progu i idę za nią z posępną miną. Babcia nigdy nie była wobec mnie wylewna, ale przecież minęło 5 lat. Nie zasługuję nawet na żadne przytulenie? Powiedzenie, że cieszy się że wróciłam? Naprawdę aż tak jestem jej obojętna? Szukam wzrokiem Szymona, którego nie odnajduję. Pokazuję babci jej miejsce i uciekam do kuchni. Tam zastaję bruneta z rodzicami.

– Babcia przyszła.- oznajmiam smętnym głosem.

– I już Ci zepsuła humor?- pyta mama podając tacie tacę z kawą.

– Jak to babcia.- mruczę skubiąc ciastko. Szymon całuje mnie w głowę, co trochę mnie rozwesela.

– Jakoś to przetrwamy.- pociesza mnie mama i nam również wręcza tace. Idziemy z nimi do salonu. Babcia akurat składa życzenia ojcu, ale jej wzrok pada na Szymona. Kończy szybko i przenosi wzrok to na mnie to na bruneta. Ma nieodgadniony wyraz twarzy. Popycham lekko chłopaka w stronę babci.

– Babciu to jest Szymon.

– Widzę przecież, że to nie Robert.- łypie na Nas wzrokiem. Jej grube brwi prawie łączą się w jedną linię. Szymon wyciąga do niej rękę, którą z cichym prychnięciem ściska. Nic więcej nie mówi. Odwraca się i siada na swoje miejsce. Atmosfera w salonie zgęstniała i zrobiło się jakoś cicho. Wszyscy przyglądają się scenie. Jest mi wstyd. Czuję jak policzki robią się gorące i już mam coś powiedzieć, gdy czuję dłoń Szymona splatającą się z moją. Spoglądam na jego lekko uśmiechniętą twarz i uspokajam nerwy. To urodziny taty, po co psuć jeszcze bardziej i tak już zepsutą atmosferę. Rozkładamy ciasta i wraz z rodzicami zasiadamy do stołu. Każdy zajmuje się sobą, więc zły humor mnie opuszcza, niestety nie na długo. Ciągle na sobie czuję przenikliwy wzrok babci i tylko się modlę by nie wyskoczyła znowu z jakimś durnym pytaniem. Niestety moje modły nie zostają wysłuchane.

 

– Szymonie.- głos babci ucisza wszelkie rozmowy.- Może byś nam coś o sobie powiedział, bo moja wnuczka najwidoczniej się do tego nie kwapi.- wzrok wszystkich skierowany jest na mnie i na Szymona. Ja znów czerwona, on spokojny i opanowany.

– Nie wiem, co dokładnie Pani chciałaby wiedzieć?

– Czym się zajmujesz, bo po samochodzie widać, że nie byle czym.

– Jestem chirurgiem plastycznym. Pracuje w szpitalu i prywatnej klinice we Wrocławiu.

– Ah tak.- robi minę jakby coś analizowała.- Moja wnuczka wie jak się ustawić. Od zwykłego mechanika po bogatego lekarza.- moje brwi windują ku górze i nie mam pojęcia co mam powiedzieć.

– Pani wnuczka sobie sama świetnie radzi.- głos Szymona jest spokojny lecz stanowczy. Wygląda na rozluźnionego, ale ja dobrze wiem, że tak nie jest.- Nikt jej nic nie dał. Sama sobie na wszystko zapracowała.

– Ah tak, tak.-mówi niedbale i jakby zniechęcona rozmową zagaduje wujka siedzącego obok niej. Zerkam na Szymona, który marszczy brwi jednak gdy nasze spojrzenia się spotykają uśmiecha się. Jest to niestety wymuszony uśmiech. Dobrze wiem co czuje. Przechodzę to na każdej imprezie. Przyzwyczaiłam się.

– Już wiem przed czym mnie ostrzegałaś.- mruczy mi do ucha, w odpowiedzi ściskam jego dłoń. Bo niby co mam mu powiedzieć? Że tak jest zawsze? Że od niepamiętnych czasów jestem ta najgorsza? Ta czarna owca rodziny? Że nic mi się w życiu nie udaje?

– A Ty Michalino poznałaś już swoich przyszłych teściów?- babcia tak nagle zadaje mi te pytanie, że z wrażenia zaksztuszam się sokiem. Szymon szybko klepie mnie po plecach i po paru minutach dochodzę do siebie. Babcia nie wzruszona czeka na odpowiedź, a ja mam ochotę jej coś odpyskować.

– Nie miała takiej możliwości.

– A co Ty też nie utrzymujesz kontaktu ze swoimi rodzicami?

– Moi rodzice nie żyją.- cisza po wypowiedzeniu tego zdania jest tak paraliżująca, że nikt nie ma odwagi jakkolwiek zareagować. A ja mam ochotę jedynie zapaść się pod ziemię.

*    *    *    *
tytuł rozdziału: The Kelly Family- Cover the road
Haaaalooo jeeeest tu ktooo?!?!
Dłuuugo mnie nie było, ale walczę w krainie wiatraków 😀
Poza tym czasu mało, weny mało, wszystkiego za mało żeby cokolwiek napisać.
Ale mamy 13 (mam nadzieję, że nie pechowy) rozdział.
Jestem ciekawa Waszego zdania. Co sądzicie o całym rozdziale i o babci Stasi 😉
Myślę, że do końca zostało 7 rozdziałów, więc zbliżamy się do końcówki 😀
Trzeba coś popsuć, więc myślę, że za rozdział lub dwa zaczną się schodki.
Ściskam Was mocno i czekam na jakikolwiek odzew. Buziaki :* :*
Wasza Anna.

12. „Prodigal daughter.”

Michalina
3 październik. Godzina 6.15. Dzisiaj zaczynam pierwszy dzień pracy. Ze zdenerwowaniem kolejny raz wygładzam kremowy sweterek. Mam jeszcze pół godziny do wyjścia i stres zżera mnie coraz bardziej. A co jeśli sobie nie poradzę? Przecież to już nie przelewki. To prawdziwa praca. Jeśli zawalę i zrobię coś źle? Jeśli ktoś przeze mnie ucierpi? Serce kotłuje mi się w piersi, a żołądek podchodzi do gardła. Dawno nie byłam tak zdenerwowana.

– Misha nie przejmuj się tak.- Zuza stawia przede mną herbatę.- Przecież się na tym znasz. Mówię Ci, że tego się nie zapomina. Poza tym siedziałaś codziennie przy książkach, przypominając sobie różne wiadomości.

– Teoria to nie to samo co praktyka. Martwię się, że nie dam rady.

– Przecież od razu Ci nie dadzą decydować. Pewnie będziesz się przyglądać, coś podawać. Nie denerwuj się tak.

– Może masz rację, ale ja nie potrafię inaczej.- upijam łyk parującego napoju. Wyczuwam smak melisy z pomarańczą. Uśmiecham się delikatnie. Zuza dobrze wie, czego mi trzeba.

– Szymon przyjeżdża po Ciebie?

– Nie, nie chciałam. Do kliniki mam 12 minut. Poza tym nie muszą wiedzieć, że jesteśmy razem.

– Tak czy siak się wyda. Ale to chyba nie jest problem?

– Nie wiem czy dyrekcja wie. Na razie nie musi to wychodzić na jaw.

– Rozumiem.- posyła mi pokrzepiający uśmiech.

Z mieszkania wychodzę za dwadzieścia siódma. W połowie drogi widzę mijającego mnie Szymona i mimowolnie się uśmiecham. Świadomość, że będzie blisko mnie i czasem będziemy razem pracować poprawia mi humor. Przed wejściem do kliniki biorę dwa głębokie wdechy i wchodzę do środka.

– Pani Michalina, prawda?- zagaduje mnie dziewczyna z recepcji.

– Po prostu Michalina.- uśmiecham się.

– Sandra.- podaje mi rękę, którą ściskam.- Mam dla Ciebie przepustkę i kluczyk do szafki. Pani Danuta kazała Cię zaprowadzić do pokoju wspólnego.- zabieram rzeczy i idę za nią. Jak się okazuje pokój wspólny, to duże pomieszczenie dla wszystkich lekarzy i personelu. Są tutaj 3 duże kanapy, dwie lodówki i aneks kuchenny z mikrofalówką. W rogu stoi stół bilardowy, a na ścianie wisi telewizor. Wygląda bardziej jak pokój do wypoczynku.

– Pani Danutko przyprowadziłam Michalinę, jak Pani kazała.

– Jak miło, że chociaż jedna osoba przychodzi przed czasem.- kobieta podchodzi do mnie i z pokrzepiającym uśmiechem wprowadza mnie głębiej. Stres napędza moje serce, które buntowniczymi ruchami obija się o żebra. Chyba zaraz zejdę na atak serca.

– Dobrze się czujesz?- dobiega do mnie zaniepokojony głos Szymona.- Zbladłaś.

– Tak, wszystko w porządku.- uśmiecham się blado.- To tylko stres.

– Nie masz się czego bać.- pani Danuta ściska mnie za dłoń.- Przecież nikt Cię tutaj nie zje.

– Chyba, że Piotr śniadania nie zje. Wtedy każdy może być zagrożony.- Szymon puszcza do mnie oczko, co lekko mnie rozluźnia.
– Co mnie znowu obgadujecie?- jak na zawołanie w pokoju znalazł się Piotr.

– Zjadłeś śniadanie?- zapytał Szymon próbując zachować powagę.

– Ee no?- zdezorientowana mina Piotra była powalająca.

– No widzisz.- zwraca się do mnie.- Dzisiaj jesteś bezpieczna.- nie wytrzymujemy i wybuchamy śmiechem, co Piotr kwituje machnięciem ręki.

– Oh Szymon Ty jak coś powiesz, to na prawdę.- pani Danuta ociera łzy z policzków.

– Tak wiem pani Danutko, boki zrywać.

Do godziny 7 po kolei wchodzili ludzie, a pani Danuta cierpliwie mi ich przedstawiała. Potem pokazała mi moją szafkę i oprowadziła po salach. O godzinie 8 zaczęłyśmy zabieg z doktorem Zbyszkiem, który jak żona Maria i syn Wojciech jest założycielem całej tej kliniki. Pan Zbyszek to starszy, życzliwy mężczyzna. Przypominał mi mojego dziadka, z którym miałam bardzo dobry kontakt. Od razu załapaliśmy wspólny temat i zabieg minął w przyjemnej atmosferze. Ani się nie obejrzałam, a już minęła 12. Miałam obawy, że sobie nie poradzę, ale nie było tak źle. Rozumiałam wszystko, co tłumaczyła mi pani Danuta. Dzięki przeczytaniu książek nie miałam problemu z rozróżnianiem leków i przyrządów. Od listopada miałam zacząć kurs specjalistyczny, na którym miałam się tego wszystkiego nauczyć. Byłam wdzięczna, że dzięki tej pracy będę miała już praktykę.

Po 14 miałam zrobić sobie przerwę. Zrobiłam sobie brzoskwiniową herbatkę i wygodnie usadowiłam się na kanapie. Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam powieki. Od tych wszystkich świateł bolały mnie oczy. Czułam się zmęczona, ale było to dobre zmęczenie. Od dawna tak dobrze się nie czułam. Wreszcie byłam do czegoś potrzebna, robiłam to co lubię i na czym się znam. Ludzie, z którymi miałam dzisiaj styczność byli dla mnie mili i życzliwi.

– Zmęczona?- słyszę nad sobą pociągający głos mojego faceta.

– Jest super.- uśmiecham się, ale nie otwieram oczu. Czuję jak kanapa się ugina pod jego ciężarem, a moje stopy lądują na jego udach. Jego mocne dłonie masują mi łydki. Mruczę zadowolona.

– Zabieram Cię dzisiaj na kolację.

– Z jakiej to okazji?- otwieram oczy i patrzę w te jego magicznie ciemne oczy.

– Z okazji pierwszego dnia w pracy. Myślałem, żeby go jakoś uczcić.

– Co ja bym bez Ciebie zrobiła?- uśmiecham się, bo jest mi na prawdę miło.

– Pewnie świętowałabyś z Zuzą.

– To nie to samo co świętowanie z ukochanym.

– Serio? Jestem Twoim ukochanym?- jego szeroki uśmiech mnie rozbroił.

– A nie jesteś?- podnoszę się i siadam blisko niego.- Myślałam, że jesteś.

– Jestem.- mruczy w moje usta.- Jasne, że tak.- całuje mnie zachłannie.

Odsuwamy się od siebie, gdy ktoś nad nami chrząka. Jak się okazuje jest to Gosia, asystentka Szymona. Wygląda na zirytowaną.

– Możecie tego nie robić w miejscu pracy? Nie każdy ma ochotę patrzeć na Wasze migdalenie.- warczy i wychodzi z pokoju. Patrzę chwilę na zamknięte już drzwi, a potem zerkam na Szymona, który jest…wkurzony.

– Nie przejmuj się nią.- uśmiecha się, widząc że patrzę na niego.

– Może jest o Ciebie zazdrosna?

– Nawet gdyby, to mnie to nie obchodzi.- przytula mnie.

– A co jeśli powie szefom, że jesteśmy razem?

– Zbyszek wie. Sam mi mówił, że mam bardzo zdolną i mądrą dziewczynę. Reszta nie ma zbytnio nic do gadki, bo to on decyduje kto tu pracuje. A ty najwidoczniej skradłaś mu serce.

– No to gdzie mnie zabierasz na tę kolację?- uśmiecham się szeroko.

Szymon
Po pracy podrzucam Michasię do mieszkania, a sam pędzę do swojego domu. Biorę gorący prysznic, ubieram czarną koszulę i ciemne jeansy. Spryskuję się ulubionymi perfumami Michaliny i z szafki nocnej wyjmuję małe pudełeczko. Siadam na łóżku i uchylam wieczko, spod którego mienią się diamenciki. Spoglądam chwilę na nie, po czym zamykam wieczko i schodzę na dół. Biorę marynarkę, ubieram buty i wychodzę z domu. Po paru minutach jazdy podjeżdżam pod blok dziewczyn. Michalina już czeka na zewnątrz. Wysiadam z wozu i otwieram jej drzwi.

– Ależ Pan szarmancki.

– Staram się.- puszczam jej oczko.

Po 10 minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Tym razem wybrałem wykwintniejszą restaurację, należącą do tych ciut droższych. Wchodzimy do środka i od razu otula nas przyjemne ciepło. Nim się spostrzegamy stoi przed nami wysoki, młody kelner. Informuję go o rezerwacji na moje nazwisko, po czym kierujemy się do wskazanego stolika. Po odebraniu naszych kurtek na chwilę znika, by po chwili podawać nam karty dań.

– Ślicznie wyglądasz w tej sukience.- przyglądam się z uznaniem Michalinie. Bordowa, opięta sukienka leży na niej idealnie. Eksponuje to, co w dziewczynie najlepsze.

– Dziękuję.- uśmiecha się z nad karty.- Ty również wyglądasz dobrze.

– Tylko dobrze?

– Świetnie, bosko, obłędnie, jak ciastko, które mam ochotę schrupać.- patrzy mi prosto w oczy.- Lepiej?

– O wiele.- puszczam jej oczko, na co z rozbawienie kręci głową.

Gdy kelner kolejny raz do nas podchodzi zamawiamy pieczoną kaczkę z ziemniaczkami. Michasia bierze do tego wino, a ja proszę o sok. Uroki bycia kierowcą. Tym razem podczas posiłku nie panuje cisza. Brunetce nie zamyka się buzia. Relacjonuje mi cały dzień. Co robiła i z kim pracowała. Dzieli się pierwszymi spostrzeżeniami i stwierdza, że nie było nawet tak źle. Nie przerywam jej. Daję jej możliwość wygadania się. Widzę, że tego potrzebuje. Uśmiecham się jedynie. Jestem dumny z tego że dała sobie radę.

– Mam dla Ciebie prezent.- oznajmiam, gdy kończymy obiad.- Daj rękę i zamknij oczy. Tylko nie podglądaj.

– Ah te Twoje niespodzianki.- marudzi, ale robi to o co proszę. Wyjmuję z kieszeni pudełeczko i kładę na jej dłoni. Otwiera oczy i z lekkim przerażeniem patrzy to na mnie to na pudełko. Otwiera wieczko i strach zamienia się w ulgę.- Już się bałam, że chcesz się oświadczyć.

– Jeszcze chyba na to za wcześnie.- uśmiecham się, gdy zakłada diamentowe kolczyki.

– Są piękne, dziękuję.

– Piękne rzeczy, dla pięknej kobiety.- całuję ją w dłoń.- Spadamy stąd? Może do mnie?

– Wiedziałam, że to zaproponujesz.

Do mojego domu dojeżdżamy szybko. Jak nie dostanę mandatu za przekroczenie prędkości, to będzie cud. Wchodząc do domu włączam jedynie automatyczne zamykanie bramy i dopadam do brunetki. Niedbale zrzucam z niej kurtkę i swoją też gdzieś rzucam. Opieram ją o ścianę i niecierpliwymi dłońmi błądzę po jej udach. Dźwigam ją, a ona oplata mnie nogami w pasie. Wchodzę w głąb mieszkania i pokonuję parę schodów. Kładę ją jednak na nich, bo do głowy wpadł mi istnie zboczony pomysł.

– Zmęczyłeś się?- chichocze i patrzy na mnie z dołu.

– Może byśmy pobaraszkowali tutaj?- mruczę rozsuwając kolanem jej uda. Odpowiada mi zadziornym spojrzeniem i przyciąga do siebie. Całuję ją zachłannie, aż brakuje nam tchu. Gdy odrywamy się od siebie rozbieram ją z kozaków. Jeden po drugim. Potem na schodach lądują jej koronkowe majteczki. Niespodziewanie odwracam ją tyłem, przez co musi klęknąć na stopniu. Posyła mi niepewne spojrzenie przygryzając przy tym wargę. Podnoszę materiał jej sukienki i klepię pewnie, ale delikatnie jej nagi pośladek. Nabiera powietrza i bardziej się wypina. Z uśmiechem robię to samo z drugim pośladkiem. Oba robią się różowe, co nieźle mnie podnieca. Palcami penetruję jej wilgotne wejście, a drugą ręką odpinam spodnie i ściągam je razem z bokserkami. Zanurzam mojego twardziela w ciasnym wejściu jej cipki. Chwytam ją mocno za biodra i coraz bardziej i głębiej na nią napieram. Jej pupa idealnie się do mnie wypina, a głośne jęki informują, że bardzo jej się to podoba. Ruchy stają się szybsze i płytsze.

– Boziu zaraz dojdę.- i tak jak mówi tak się po chwili dzieje. Czuję jej zaciskającą się cipkę na moim nabrzmiałym członku i sam po chwili eksploduję. Opadam obok niej na stopniu i wyrównuję oddech.

– To było mega.- opieram się całym ciałem o schody i przymykam oczy. Ciało rozluźnia się, a na twarz wypełza błogi uśmiech.

Michalina

Drugi weekend października nadszedł dla mnie zbyt szybko. Ze stresu praktycznie od paru dni nic nie jadłam, ze snem też był problem. Miałam w sobie tyle obaw i strachu, że chciałam zrezygnować z tego szalonego pomysłu. Niestety ani Zuza, ani Szymon mi na to nie pozwolili. Spakowali mnie, bo nawet na to nie miałam siły i wpakowali do czerwonego mustanga. I tak już jedziemy od godziny w moje rodzinne strony. Z kolejnym mijanym kilometrem żołądek podchodzi mi bliżej gardła, a serce raz bije jak oszalałe, raz tak wolno, że muszę sprawdzać czy dalej mam puls. Przez całą drogę się nie odzywam i nerwowo skubię gruby wełniany sweter. Gdy po 2 godzinach wjeżdżamy w centrum Katowic, mam wrażenie jakbym miała dostać ataku serca. Zimny pot wylewa się na moją twarz i robi mi się niedobrze. Jakie jest moje zdziwienie, gdy Szymon zatrzymuje się na boku ulicy i włącza awaryjne.

– Posłuchaj mnie.- odwraca się do mnie i bierze spocone, zimne dłonie.- Nie masz się czego bać. Będę obok Ciebie i gdyby coś poszło nie tak, chociaż nie sądzę żeby tak było, po prostu stamtąd zwiejemy. Weź się w garść, bo wyglądasz jakbyś jechała na ścięcie. Kochanie, to są Twoi rodzice. Ucieszą się na Twój widok, uwierz mi.- całuje moje dłonie, a ciepło jego ust ogrzewa mi dłonie.- Możemy jechać?

– Tak.- szepczę uśmiechając się blado. Jego słowa lekko mnie podbudowują, jednak cień przerażenia depcze mi po piętach. Po paru minutach podjeżdżamy pod tak dobrze znany mi dom. Biorę dwa głębokie wdechy i wysiadam z samochodu. Niepewnie staję przed pomalowaną na zgniłą zieleń furtką. Gdy Szymon dołącza do mnie naciskam klamkę, która wydaje charakterystyczne skrzypnięcie. Idziemy wzdłuż kostkowanego chodnika, mijając różne krzewy, do których moja mama od dawna miała słabość. Pokonujemy sześć schodów, które dla uspokojenia liczę i stajemy przed ciemnobrązowymi wyjściowymi drzwiami. Stoję jak sparaliżowana, nie potrafię się ruszyć. Z ulgą przyjmuję, że Szymon naciska dzwonek. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale chyba z tych wszystkich nerwów zaraz zemdleję. Emocje sięgają zenitu, gdy drzwi otwierają się na oścież i staje w nich zaskoczona mama. Obie wpatrujemy się w siebie jakbyśmy zobaczyły co najmniej ducha.

– Michasia?- jej drżący głos wwierca się w mój otępiały mózg. Kiwam lekko głową, bo tylko na tyle mnie stać. Po chwili niespodziewanie ląduję w jej ramionach.- Nareszcie wróciłaś kochanie.- nie wiedzieć kiedy po naszych policzkach spływają łzy. Uczucie ulgi rozpływa się po całym ciele. Odzyskawszy siłę w ciele przytulam ją mocno do siebie. Tak bardzo mi tego brakowało. Tak bardzo brakowało mi tego ciepła bijącego od niej. Tych bezpiecznych ramion, które zawsze chroniły mnie od złego. Tego troskliwego spojrzenia, którym obdarzała mnie gdy coś się działo. Tego niemego wsparcia, które zawsze mi okazywała. Tej siły, którą mi przekazywała.

– Udusisz mnie zaraz mamo.- z szerokim uśmiechem odrywam się od niej. Również się uśmiecha. Nagle jej wzrok pada na Szymona, o którym całkowicie zapomnieliśmy. Patrzę w jego ciemne oczy. Na ustach widnieje lekki uśmiech, ale ja dobrze wiem że to tylko na pokaz. Robię krok ku niemu, łapię go za dłoń i lekko ją ściskam.- Mamo to jest Szymon, mój…- zacinam się, bo nie uzgodniliśmy jak mam go przedstawić. Zerkam na niego niepewnie.

– Jestem przyjacielem Pani córki.- podaje jej dłoń, ale ona od razu go przytula. Moje brwi windują ku górze ze zdziwienia. Szymon również jest zaskoczony, ale teraz w jego oczach widzę szczerą radość.

– Wchodźcie dzieci, nie będziemy stać w drzwiach.

Wchodzimy do szerokiego korytarza. Po lewej stronie piętrzą się betonowe, pokryte szarymi płytkami schody. Niegdyś tata oklejał je wykładziną. Mama zawsze narzekała, że chciałaby na nich płytki. Najwidoczniej wreszcie postawiła na sobie. Wieszamy kurtki i podążamy za mamą. Pierwszym wejściem po prawej wchodzi się do kuchni. Natomiast na przeciw znajduje się łazienka. Drzwi obok kuchni prowadzą do dużego przestronnego salonu, a z niego przechodzi się do sypialni rodziców. Taki sam układ jest na piętrze. Jak na razie wchodzimy do średniej wielkości, zielonej kuchni. Rozglądam się zaciekawiona, bo rodzice zrobili remont. Nowe meble, kolory ścian. Uśmiecham się do siebie. Nie przelewało nam się nigdy z pieniędzmi. Może nie należeliśmy do bardzo biednych ludzi, bo starczało nam na wszystko, ale o takim remoncie można było zapomnieć. Cieszyłam się, że w końcu rodzicom się udało. Zasiadamy do okrągłego, dębowego stołu.

– Czego się napijecie? Kawy? Herbaty?

– Poproszę kawy. Mocnej jeśli to nie problem.- odzywa się Szymon.

– A Ty Michasiu herbaty jak zwykle?

– Od dzieciństwa nic się nie zmieniło.- uśmiecham się.- A gdzie jest tata?

– Pojechał po tort.- zerka na mnie.- Dzisiaj ma urodziny.

– Wiem mamo, nie mam sklerozy. Właściwie dlatego dzisiaj przyjechaliśmy.

– Nawet nie wiesz jaki mu prezent sprawisz swoją obecnością.- mama ukradkiem ociera łzę z policzka.

Po paru minutach przed nami lądują dwa parujące kubki oraz talerzyk z ciastkiem. Mama również przysiada ku nam i z uśmiechem nam się przygląda. Szymon akurat wycierał mój policzek z białego kremu w-zetki. Ze śmiechem opowiadał mamie jaki ze mnie brudas, gdy jem. Mama mu wtóruje tłumacząc, że mam tak od małego. Karcę ją za to wzrokiem, ale po chwili sama się zaśmiewam.

– Może jeszcze ciastka Panie Szymonie?- proponuje mama.

– Dziękuję, ale niech mi Pani mówi po imieniu. Na Pana trzeba mieć wygląd i pieniądze.- uśmiecha się przymilnie.

– O przepraszam, ale akurat ani jednego ani drugiego Ci nie brakuje.- odbieram od mamy kolejne ciastko, bo ona dobrze wie że sobie tej pyszności nie odmówię.

– A czym się Pan.. to znaczy czym się zajmujesz, jeśli mogę zapytać?- mama już jest w swoim żywiole. Teraz to już Szymon nie będzie miał życia.

– Jestem chirurgiem plastycznym. Mam specjalizację z transplantologii.

– Szymon pracuje w prywatnej klinice medycyny estetycznej oraz w szpitalu we Wrocławiu.- dopowiadam.

– Tak i od 2 tygodni pracuję nawet z Pani córką.

– Naprawdę? Wróciłaś do pielęgniarstwa?- dumę mamy można było wyczuć na kilometr.

– Tak wróciłam. Od listopada będę robiła specjalizację z anestezjologii.

– Oh córciu nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.- podrywa się do góry i znów mnie do siebie tuli.

– Joasiu, gdzie ja mam tego torta dać?!- donośny głos ojca rozbrzmiewa od drzwi.

– Chodź z nim tutaj!- odkrzykuje mama. Siedzę jak na szpilkach. Mamę jakoś przetrwałam, teraz czas na ojca. Czy on również za mną tęsknił? Szymon ściska delikatnie moją dłoń. Z wyczekiwaniem wpatruję się w wejście do kuchni, w których parę sekund później pojawia się ojciec. Z wrażenia aż zastyga w progu. Patrzy to na mnie, to na Szymona. Mruga parę razy, jego ciemne brwi prawie łączą się w jedną linię. Mama odbiera od niego ciasto i chowa do lodówki. A my dalej wpatrujemy się w siebie i nie wiemy co mamy powiedzieć, czy zrobić.

– Uściskasz wreszcie starego ojca, czy dalej będziesz siedziała jak słup soli?- uśmiecham się niepewnie i po chwili gubię się w szerokich ramionach taty. Nie spodziewałam się takiego powitania. Byłam pewna pretensji i odrzucenia, a oni mnie przygarnęli jak ten ojciec swojego syna marnotrawnego. I właśnie się tak czułam, jak córka marnotrawna, która opuściła swoich rodziców. Pobłądziła, ale w końcu wróciła do domu. Czułam się wyśmienicie. Radość rozpierała mnie od środka.

– Tomasz, ojciec Michasi.- wyciągnął dłoń ku Szymonowi, gdy odsunęłam się od niego.

– Szymon, jej przyjaciel.- uścisnęli sobie dłonie. Widzę jak tata go mierzy wzrokiem, potem patrzy na mnie i szeroko się uśmiecha.

– Mam nadzieję, że zostaniecie na urodziny?- pyta zasiadając do stołu. Mama podaje mu kubek kawy, którą nawet nie wiem kiedy zrobiła.

– Tak, myśleliśmy zostać na weekend. Musimy jeszcze ogarnąć hotel do spania.

– Chyba sobie żartujesz?- mama patrzy na mnie oburzona- Cała góra jest wolna. Jest duże łóżko, łazienka zrobiona. Nie ma mowy o żadnym hotelu.- spoglądam na Szymona, który tylko się uśmiecha.

– No dobra, zostajemy.- kapituluję, co zadowala rodziców.

– Dziękuję bardzo za kawę, ale muszę uciekać.- Szymon wstaje.- Mam szkolenie i przynajmniej 2 godziny muszę na nim być.- tłumaczy z przepraszającą miną.

– Jasne, ale na obiad przyjedź.- mówi mama.

– Postaram się zmyć jak najszybciej.- całuje mnie w głowę i wychodzi. Z westchnieniem patrzę jeszcze za nim i przenoszę wzrok na rodziców. Rumienię się, bo wlepiają we mnie oczy.

– No co?- pytam niepewnie.

– Opowiadaj kochanie, bo chyba dość dużo się zmieniło, prawda?- mama dolewa mi herbaty i patrzy na mnie z wyczekiwaniem.

Po wypłakaniu morza łez i zrelacjonowaniu ostatnich miesięcy życia wreszcie poczułam ulgę. Taką prawdziwą, taką na sto procent. Mogłam wziąć głęboki oddech i wreszcie się nie martwić. Wszystko wróciło na swoje miejsce.

– Joasiu idę zrobić sobie drinka. Na trzeźwo tego nie wytrzymam.- ojciec po całej mojej historii wyglądał na roztrzęsionego. Mama nie wyglądała lepiej.

– Nam wszystkim przyda się coś mocniejszego.- stwierdza mama ściskając moją dłoń. Uśmiecham się i wycieram ostatnie łzy z policzków. Nagle mój telefon zaczyna wibrować na stole. Na wyświetlaczu wyskakuje zdjęcie Szymona. Odbieram z uśmiechem.

– Już się wynudziłeś?

– Płakałaś? Coś się stało?

– Nie, nic. Pogadałam sobie z rodzicami od serca. Nie martw się.

– To dobrze. Dzwonię zapytać co kupić Twojemu tacie, bo przecież jakiś prezent by się przydał.

– Oh widzisz co ja bym bez Ciebie zrobiła. Myślałem nad czymś konkretnym?

– Dobra whisky? Nie za bardzo wiem, co lubi Twój tata.

– Może być. Ty się tam lepiej na tym znasz.

– Dobra będę do pół godziny. Buziaki.

Odkładam telefon i w zamyśleniu upijam herbatę. Tata wchodzi z dwoma drinkami i stawia je przed nami. Uśmiecham się pod nosem, bo przyniósł whisky z colą. Jestem jednak zdziwiona, że mam to pije. Zawsze stroniła od alkoholu i wolała sobie wypić babskie piwo niż drinki. Najwidoczniej u nich też się dużo zmieniło.

*    *    *    *
Witajcie Kochani 🙂
Wreszcie Michalina spotyka się z rodzicami. Co o tym spotkaniu sądzicie?
Czy tak miało wyglądać? Albo wyobrażaliście sobie to jakoś inaczej?
Jestem bardzo ciekawa czy Wam się spodobał rozdział 🙂
Ściskam mocno :*
Wasza Anna

11. I found a love for me.

Szymon
Dźwięk budzika natarczywie wdziera się do mojej głowy. Nie otwierając oczu próbuję wolną ręką wyłączyć denerwujące dziadostwo. Niestety bez skutku. Z warknięciem otwieram oczy i uderzam w piszczący przedmiot, który na szczęście się wyłącza. Godzina 6.15. Czas do pracy. Zerkam na śpiącą Michalinę. Jej burza mahoniowych włosów okrywa moją rękę, która spoczywa na jej biodrze. Palcami delikatnie gładzę skórę jej nagich pleców. Mruczy coś i jej noga ląduje na moim wzwodzie. Cholera. Obracam się jak najdelikatniej potrafię i kładę jej nogę na biodrze. Odgarniam włosy spadające na jej policzek i muskam jej rozchylone wargi.

– Kociaku muszę iść do pracy.- szepczę, gdy czuję jak oddaje mi pocałunki.

– Zadzwoń, że jesteś chory.- jej usta całują moją klatę, a mnie tak bardzo nie chce się stąd ruszać.

– Dzisiaj mam klinikę kochanie.- jęczę, gdy jej język przejeżdża po sterczącym sutku.- Poza tym muszę zaplanować weekend żeby jechać z Tobą do rodziców.

– Odwieziesz mnie po drodze do domu?

– Jeśli chcesz możesz zostać tutaj. Byłoby miło nie wracać do pustego domu.- patrzy na mnie zaspanym wzrokiem. Jest taka urocza. Jej dłoń gładzi mój zarośnięty policzek, co informuje mnie, że muszę się ogolić.

– Zostanę. Zrobię obiad czy coś.

– Nie musisz gotować. Po prostu czuj się jak u siebie.- całuję ją, a ona przylega do mnie.- Teraz jednak na prawdę muszę się zbierać.- z niechęcią odrywam się i wstaję. Do łazienki odprowadza mnie jej pełne uznania mrauknięcie. Uśmiecham się kręcąc głową.

Szczerząc się jak wariat wchodzę do kliniki. Na dzień dobry wita mnie zdziwiony wzrok Sandry, tutejszej recepcjonistki.

– Weekend się udał?- uśmiecha się znacząco.

– A jakże by inaczej.- puszczam jej oczko i prawie tanecznym krokiem kieruję się do swojego gabinetu.

Dzień zaczynam dwoma zabiegami korekcji nosa. Później liposukcja i na koniec prywatne konsultacje. Między jednym, a drugim zabiegiem wpada do mnie Piotr. Bez słowa siada przede mną. Czuję jego intensywny wzrok na sobie.

– Czego chcesz Siara?- zerkam na niego z nad papierów.

– Siarę to Ty możesz zaraz mieć. Czekam na relację. Wczoraj do mnie dzwoniłeś o poradę, a teraz co? Nie doszło do niczego, że milczysz?

– A co my baby, że Cię na ploteczki wzięło?- śmieję się, jednak widząc jego wyczekującą minę wzdycham.- Doszło.- odkładam czytane dokumenty i opieram się o fotel z głupim uśmiechem na twarzy.

– Wreszcie się biedaczka doczekała.

– Nie nabijaj się. Było super, nie powiem. Ale gdybyśmy jeszcze poczekali to by się nic nie stało.

– Szymon na co Ty chcesz czekać? Młodszy nie będziesz, sprawność też kiedyś odejdzie.

– Ty i te Twoje farmazony.- kręcę rozbawiony głową.

– Mam nadzieję, że przynajmniej o zabezpieczeniu pomyślałeś?- to pytanie wytrąca mnie z równowagi. Spoglądam na niego szeroko otwierając oczy.
– O kurwa.

– Szymon serio? Ty chyba nie jesteś poważny.

– To się działo tak nagle. To znaczy może nie nagle, ale jakoś przy tym wszystkim wypadło mi z głowy.

– Wypadło Ci z głowy?- prycha.- Chłopie ile Ty masz lat?

– A Tobie się nie zdarzyło zapomnieć gumek?

– Zuza bierze tabletki. Poza tym ja się zawsze najpierw upewniam, co do zabezpieczenia.- wstaje z krzesła.- Zachowałeś się jak szczyl. Obyś nie płacił za konsekwencje.

Wychodzi, a ze mnie ulatuje resztka dobrego humoru. Zastępuje go niepokój i strach. Cholera, że to się musi przydarzać właśnie mnie. Co jeśli ona rzeczywiście zajdzie w ciążę? Przecież dopiero co zerwała z facetem, ma zaczynać pracę i nowe życie. A przeze mnie może do tego nie dojść. Co ze mnie za facet? O czym myślałem? Chociaż, z drugiej strony. Dobrze mi z Michaliną. Może nie jesteśmy ze sobą jakoś długo, ale zakochałem się w niej. W jej oczach, uśmiechu, poczuciu humoru. Czasem w jej bezradności i zagubieniu. Chcę ją chronić, ocierać jej łzy i rozśmieszać w pochmurne dni. Chcę być przy niej i ją wspierać. Czy w tym przypadku dziecko byłoby aż takie złe? Z lepszym nastawieniem zabieram się za kolejny zabieg.

Michalina
Gdy Szymon wychodzi, próbuję złapać jeszcze chociaż trochę snu. Na próżno. Wiercę się i przekręcam z boku na bok. Jednak łóżko bez niego wydaje się dla mnie za duże. W końcu kapituluję, zrzucam z siebie kołdrę i idę pod prysznic. Chłodna woda otula moje rozgrzane snem ciało. Przymykam oczy i od razu wracają wspomnienia zeszłej nocy. Machinalnie przygryzam wargę. To było coś cudownego. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś podobnego. Na samą myśl wraca przyjemny ucisk w podbrzuszu. Warto było czekać na coś takiego.

Owinięta w ręcznik z turbanem na głowie wychodzę z łazienki. Wchodzę do pokoju z fortepianem i podnoszę koc. Składam go w kostkę i zanoszę do sypialni. Ścielę łóżko, zbieram rozrzucone ciuchy. Z komody wyciągam jakąś koszulkę i sportowe spodenki. Tak ubrana schodzę na dół. Czuję się jak Pani domu, gdy szperam po kuchennych szafkach i przygotowuję sobie śniadanie. Szkoda tylko, że Pan domu musiał iść do pracy. Mogłabym tu kiedyś zamieszkać przechodzi mi przez myśl. Oczywiście nie teraz, nie w tym momencie życia. Ale kiedyś? Jak nasz związek z Szymonem wyjdzie z pierwszej ekscytacji i zauroczenia. Czemu nie? Razem byśmy jedli śniadania, potem jechalibyśmy do pracy i spędzali wspólne wieczory przy lampce wina. Z marzeń wyrywa mnie dźwięk mojego telefonu. Pędzę do sypialni i odbieram w ostatnim momencie.

– Tak słucham?- dyszę do słuchawki.

– Eee Misha? Przeszkadzam?- głos Zuzy jest niepewny.

– Byłam na dole. Musiałam biec żeby zdąrzyć odebrać.- tłumaczę się.- Coś się stało?

– Nie, dzwonię bo rano nie było Cię w mieszkaniu.

– Jestem u Szymona. Chciał żebym została.

– Ahh tak.- milknie, ale dobrze wiem że ją skręca by zadać pytanie.

– Było cudownie.- mówię pomimo, że nie zapytała.- Zuza nawet nie wiesz co on wyczynia. Takiego orgazmu w życiu nie miałam. Trochę się martwiłam, że odmówi, ale zgodził się. Matko co to było.- kładę się na łóżku, jak nastolatki w filmach.

– Po Twoim głosie nawet to słychać.- śmieje się blondynka.- Mam nadzieję, że nie przyparłaś go do ściany i nie zgwałciłaś?

– No weź. Za kogo mnie masz?

– Oj tam mów po kolei co i jak. Tylko szybko, bo zaraz mam koniec przerwy.

– Zasnęło mi się przed TV, więc myślałam że już nic nie będzie. W ogóle Szymon ma fortepian i nieźle na nim gra. I tam go zastałam. Był mega sexowny i nie wiem może on też tego chciał, bo miał taki wzrok, że gęsia skórka wychodzi. Podszedł do mnie i tak pocałował, że nogi mi się ugięły. Potem przeniósł mnie do sypialni, a tam już wiadomo co było.

– No to powiem Ci doczekałaś się fajerwerków.- słyszę jej stłumiony chichot, na co sama się uśmiecham.

– Było warto, uwierz mi. Ale to nie to jest najważniejsze. Cały weekend starał się żebym zapomniała o Robercie i tak się stało. Rozśmieszał mnie, zabierał w różne miejsca. Byliśmy nawet w Zoo.

– Wiem Piotr mi mówił. Cieszę się bardzo z Twojego szczęścia kochanie. Może wreszcie znalazłaś tego odpowiedniego.

– Może wrócę jutro to pogadamy sobie, co? Opowiesz mi jak wypadł Wasz weekend. Winka się napijemy?

– Jestem za, ale teraz muszę kończyć. Szef dzisiaj nie ma humoru. Baw się dobrze i do jutra.- cmokamy w słuchawki i się rozłączamy. Leżę jeszcze chwilę i uśmiecham się do siebie jak głupia.

Mimo protestów Szymona, postanawiam zrobić obiad. Z tego co Szymon miał w lodówce i szafkach udało mi się upichcić lasagne. Zapach roznosił się po całym mieszkaniu i nie umiałam się już doczekać wspólnego posiłku. Nakryłam stół, wino włożyłam do lodówki i włączyłam cichą, relaksacyjną muzykę.

Było przed 18, gdy Pan domu wjeżdżał na podjazd. Włączyłam piekarnik na podgrzewanie i wyjęłam wino z lodówki.

– Już jestem!- krzyknął od progu.- Co tak smakowicie pachnie?

– Zrobiłam lasagne z tego co miałeś w lodówce.- tłumaczę nalewając wina do kieliszków. Nagle czuję jego dłoń na brzuchu i usta przy uchu.

– Miło, że się zadomowiłaś.- mruczy całując mnie w szyję. Odwracam się do niego i od razu zostaję zaatakowana jego stęsknionymi wargami. Moje nie są mu dłużne.

– Zjemy? Szkoda żeby się zmarnowało.- uśmiecham się i ostatni raz cmokam go w usta, na co on się śmieje.

– Idę się przebrać. Jakbyś mogła, to nałóż mi dość sporą porcję. Nic dzisiaj nie jadłem.

– Nie ma sprawy. Umyj ręce!- krzyczę jeszcze za nim, gdy on jest już prawie na górze.

– Tak jest mamo!- odkrzykuje, a ja wybucham śmiechem.

Szymon
Obiad jemy w wesołej atmosferze, chociaż gdzieś w tyle głowy mam poranną rozmowę z Piotrem. Tylko jak miałbym się zapytać o to czy bierze tabletki? I jak przyznać się, że zapomniałem o gumkach? Cholera.

– Coś się stało?- jej zaniepokojony głos wyrywa mnie z zamyślenia.

– Szczerze to nie wiem.- zerkam na nią zawstydzony.- Chyba musimy pogadać.
– Mam się bać?- uśmiecha się, jednak po chwili poważnieje. Wzdycham.

– Chodzi o wczoraj.- mruczę niezadowolony, że muszę poruszać takie tematy.

– Żałujesz?- jej ciche pytanie mnie zaskakuje. Patrzę na nią. Ma smutek w oczach.

– Nie skądże.- zrywam się z krzesła i kucam przy niej. Biorę ją za dłonie.- Kochanie, było cudownie. Po prostu w tym wszystkim zapomniałem o najważniejszej rzeczy.- biorę wdech.- Nie byłem zabezpieczony.- wypuszczam powietrze.

Patrzy na mnie zaskoczona mrugając parę razy. Potem jej usta rozciągają się w szerokim uśmiechu, by wybuchnąć śmiechem. Czułem się zdezorientowany. Co w tym było takiego zabawnego?

– Umiesz wystraszyć człowiek, na prawdę.- wyciera łzy.- Biorę tabletki antykoncepcyjne. Nie musisz się martwić o zabezpieczenie.

– Wiesz, bo jakbyś zaszła w ciąże, to ja bym nie płakał.- teraz ja mam ubaw z jej miny.- Może nie teraz, ale w przyszłości?

– Mówisz serio? Chciałbyś dziecko? Ze mną?- nie rozumiem jej zaskoczenia. Kiwam jednak głową na potwierdzenie swoich słów.

– Myślałem nad tym dzisiaj. Wiem, że niedawno zamknęłaś poważny związek i nie znamy się za długo, ale zakochałem się w Tobie.

– I dlatego zgodziłeś się na wczoraj?

– Poniekąd. Widziałem, że potrzebujesz bliskości i chciałem Ci ją dać. Bo wiesz tu nie chodzi o to, że zgrywam jakiegoś prawiczka, czy Bóg jeden wie kogo. Po prostu dla mnie seks to coś więcej niż tylko cielesność. Chciałem się upewnić, że robię to z wyższych pobudek niż zaspokojenie seksualnych potrzeb.

– I musiałeś się upewnić czy jestem do tego odpowiednia?

– Wiem jak głupio to brzmi, ale tak. Nie jestem facetem, który interesuje się przelotnymi romansami. Jeżeli w coś się angażuję to całym sobą.

– Rozumiem.- jej dłoń gładzi mnie po policzku.- I na prawdę jestem pełna podziwu, że istnieje jeszcze taki facet.

– Jest pełno takich facetów, ale dziewczyny w dzisiejszych czasach idą na łatwiznę. Faceci to samo. Nikomu się nie chce o kogoś starać. Byleby tylko zaspokoić żądze i koniec. Nie ma w tym żadnego uczucia. Nie wiem może jestem dziwny, ale dla mnie to akurat ważne.

– Dla mnie również. I nie tylko Ty się zakochałeś. Ty dla mnie również nie jesteś obojętny. Muszę jeszcze trochę się otrząsnąć po Robercie, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dla mnie ważny i zależy mi na Tobie.

Uśmiecham się na te słowa. Bardzo dużo dla mnie znaczą. Podnoszę się z kolan i całuję ją w usta.

– Dzwoniłem dzisiaj do szpitala. Załatwiłem sobie wolne na ten nasz wypadowy weekend. Pościemniałem, że jadę na szkolenie do Siemianowic Śląskich, więc będę musiał tam skoczyć tylko po zaświadczenie.

– Ale z Ciebie kłamczuch.

– Żaden kłamczuch. Zaświadczenie będę miał. Napiszę tylko sprawozdanie i tyle. Poza tym Piotr chce jechać na to szkolenie, więc jak coś to będzie mnie krył.

– Zuza jedzie z nim?

– Chyba tak, nie doszliśmy do tego. Coś wspominał, że zatrzyma się u blondynki. Myślałem, że wiesz.

– Ostatnio jakoś nie miałyśmy okazji pogadać. Ale jutro umówiłyśmy się na winko, więc wszystko nadrobimy.

– Ja ten tydzień mam zawalony niestety. Może bym Cię w piątek gdzieś zabrał? Jakieś kino albo coś?

– Może być, ale pewnie będziesz zmęczony po pracy. Może zostawimy sobie to na niedziele?

– Mam dyżur telefoniczny, ale zobaczymy jak to będzie.

Resztę poniedziałku spędzamy wygłupiając się, przekomarzając czy całując. Powrót do domu, w którym ktoś na Ciebie czeka na prawdę jest fajny. Mogłoby być tak codziennie. Ale za wcześnie na takie deklaracje. Może w przyszłym roku bym jej to zaproponował? Jak już ze wszystkim wyjdzie na prostą? Ale czy będzie chciała?

– Szymon nie skupiasz się.- brunetka kolejny raz dobija mojego zawodnika.

– Daję Ci fory. Nie pokazałem jeszcze na co mnie stać.

– Wygrałam 4 razy z rzędu. Nie masz ze mną szans.- prostuje się i dumnie podnosi głowę. Śmiejemy się.

– Może mała przerwa?- odkładam nasze pady z konsoli i przyciągam ją ku sobie. Nie protestuje. Siada na mnie okrakiem i jej miękkie usta całują moje. Dłonie wędrują pod koszulkę i rozkoszują się gładkością jej skóry na plecach, kształtem jej pośladków, jędrnością ud. Jej palce natomiast masują mój zesztywniały kark i barki, co wprawia mnie w błogość. Zrzucam z niej zbędny ciuch i moim oczom ukazują się piersi otulone koronkowym materiałem biustonosza. Całuję jej szyję i schodzę niżej. Odsuwam materiał i przyssawam się do sutków. Jej głowa odchyla się, co bardziej eksponuje jej biust. Jej jęk mnie pobudza, gdy dociskam ją bliżej krocza. Oplatam ją w pasie i przekręcam na plecy. Nie przerwanie całuję piersi, brzuch i schodzę niżej. Odsuwam materiał spodenek, a jej biodra idą w górę. Jednym, szybkim ruchem rozbieram ją do naga. Chichocze, gdy przygryzam jedną z nóg lądującą na moim ramieniu. Potem jednak zaczynam ją całować po wewnętrznej stronie. Im bliżej jej wrażliwego miejsca tym jej oddech staje się szybszy. Rozsuwam jej wargi i dmucham w jej wilgotną muszelkę. To sprawia, że wypycha biodra jeszcze bardziej. Przejeżdżam językiem po łechtaczce i przyssawam się do niej.

– O tak, nie przestawaj.- jęczy, gdy wkładam jej palce do środka. Ruszam nimi niespiesznie, badając każdą ściankę. Gdy zaczyna pulsować przyśpieszam ruchy i po chwili jej krzyk roznosi się po pomieszczeniu.

Michalina
Wtorek rozpoczynamy wspólnym prysznicem. Potem Szymon zawozi mnie do domu, a sam pędzi do szpitala na dyżur. Z nudów robię pranie, sprzątam mieszkanie i gotuję obiad. Bez zainteresowania oglądam dwa odcinki jakiegoś serialu i z frustracją wyłączam telewizor. Dobrze, że od października zaczynam pracę, bo już dostaję od tego siedzenia w domu, do głowy. Wchodzę do zajmowanego przez siebie pokoju i otwieram szafę na oścież. Po chwili kolejne niepotrzebne ciuchy lądują w wielkim worze. Może by je dać biednym albo zawieźć do Domu Samotnej Matki? Gdy moja głowa znów ląduje w szafie słyszę wołanie Zuzy.

– Tutaj jestem!- krzyczę wyjmując starą, ale niezniszczoną jesienną kurtkę. Składam ją i wkładam do wora. Zuza stoi w progu i patrzy na mnie niepewnie.

– Wyprowadzasz się?

– Nie, a niby gdzie? Po prostu robię porządki. Poza tym musimy iść na zakupy, bo teraz moja szafa świeci pustkami.
– Ja też chyba będę musiała zrobić rozeznanie w ciuchach. Dawno się miałam za to zabrać, ale jakoś nie było kiedy. A co chcesz zrobić z tymi ciuchami?

– Myślałam nad Domem Samotnej Matki. Gdzieś u Szymona widziałam broszurę z tego miejsca.

– Dobry pomysł. Pomożesz mi z moimi rzeczami i potem się to tam zawiezie.

– Na obiad schabowy. Głodna?- wychodzimy z mojego pokoju i kierujemy się do kuchni.

– Nawet nie masz pojęcia. Ludzie są naprawdę męczący ostatnim czasem. Co chwilę o coś pretensje. Do głowy można dostać.- Nakładam nam spora porcję obiadu, bo sama zgłodniałam i zasiadamy przy jadalnianym stole.

– Słyszałam od Szymona, że wybieracie się do Katowic w drugi weekend października.

– Piotrek ma jakieś szkolenie i tak pomyślałam, że fajnie byłoby odwiedzić rodziców. Ty też byś w końcu mogła do nich pojechać.

– Jedziemy.- mruczę nie patrząc na nią.

– Razem z Szymonem?- dopytuje ciekawa.

– Tak, zaoferował się, że mnie tam zawiezie.- uśmiecham się niepewnie.- Mam takiego stresa, że nie masz pojęcia.

– Nie masz czego się bać. Przecież Twoi rodzice są super. Wybaczą Ci i nawet będę ucieszeni, że z Robertem koniec.

– No, ale jak to będzie wyglądać? Niedawno byłam z Robertem, a teraz z kimś innym? Co oni sobie pomyślą?

– Wiesz co pomyślą? Że wreszcie przejrzałaś na oczy i jesteś szczęśliwa. Ja nie wiem, że Ty nawet nie możesz do nich zadzwonić. Twoja duma jest porażająca.

– Zuza sama wiesz jak jest. Nie gadaliśmy ze sobą 5 lat. Ty wiesz jaki to szmat czasu? Poza tym oni też do mnie nie dzwonili.

– Dzwonili, ale zmieniłaś numer. Nie pamiętasz?- rzeczywiście coś takiego było. Teraz ogarnia mnie coraz większy wstyd i strach przed spotkaniem.- Dobrze, że przynajmniej chcesz tam pojechać. Dzięki Szymonowi może odnowisz relacje z rodzicami.

– Oby się udało.- wzdycham.

Po obiedzie lądujemy w pokoju Zuzy i wyciągamy wszystkie jej ciuchy na środek pokoju. Mamy przy tym niezły ubaw i zaśmiewamy się do łez. Po dokonaniu selekcji na korytarzu przy drzwiach wyjściowych lądują dwa duże worki ubrań. Dochodzimy do wniosku, że jak Szymon czy Piotr przyjdą wciśniemy im po worku i każemy zawieźć w odpowiednie miejsce. Zadowolone ze wspólnej pracy ubieramy się i wychodzimy na zakupy do centrum handlowego. Już dawno nie spędzałyśmy czasu razem. Każda zajęta swoimi sprawami, związkami i problemami, nie miałyśmy dla siebie czasu. Po buszowaniu między wieszakami i sklepami lądujemy w kawiarni.

– Nogi mi chyba zaraz odpadną.- jęczy Zuza siadając na wygodnym fotelu.

– Sama chciałaś odwiedzić wszystkie sklepy.- biorę kartę deserów i studiuję ją.- Ale przynajmniej kupiłyśmy, to co chciałyśmy.
Po 20 minutach na naszym stoliku lądują dwie mrożone kawy i naleśniki. Tak zakończyć dzień można tylko z najlepszą przyjaciółką.

*    *    *    *
tytuł rozdziału: Ed Sheeran- Perfect
Witam moi kochani 🙂 11 rozdział wszedł na salony.
Dzisiejszy rozdział trochę przejściowy. Nie za dużo się tutaj dzieje.
Mam jakoś ostatnio spadek formy 😦 łehh
Ale mam nadzieję, że ten rozdział Wam się podoba i napiszecie co o nim myślicie 😀
W następnym będzie początek pracy Michasi i ich wspólny wyjazd do rodziców dziewczyny ❤
Pozdrawiam chłodno, bo z upału to się idzie rozpuścić 😉
Wasza Anna :*

10. „Your love was handmade for somebody like me.”

Rozdział dedykowany Rebel, bez której nie udałoby mi się napisać tego wszystkiego ;*
Dziękuję kochana za pomoc i motywacyjnego „kopa” 😀

Szymon
Ten poranek to istna porażka. Na początku może nawet zabawnie było, ale po pojawieniu się tego zjeba wszystko się popsuło. Michalina wpadła w jakąś histerię, nie potrafiła się uspokoić. Zuza położyła ją do łóżka z dawką jakiś uspakajających tabletek, po których zasnęła. Po dłuższych namowach blondynka zgodziła się pojechać z Piotrem, ale pod warunkiem, że będę ją informował o jakichkolwiek zmianach u Michaliny. Sam siedziałem w salonie i bez większego zainteresowania przerzucałem kanały. Nie potrafiłem się na niczym skupić. W głowie ciągle dudniły mi słowa Michaliny, że była w ciąży. Niby coś przypuszczałem, bo sam zleciłem jej badania, ale wypadło mi to kompletnie z głowy. Nie interesowałem się jej późniejszym losem, ani nie pytałem o jej stan zdrowia. Teraz ta informacja trochę mną wstrząsnęła. Była w ciąży. Straciła dziecko. Jak się z tym czuła? Jak sobie z tym poradziła? A może jak sobie z tym radzi? Może jeszcze sama się z tego nie otrząsnęła? Miałem taką cholerną ochotę przywalić temu facetowi i wyjebać go na zbity pysk. Nie wiem dlaczego dałem się powstrzymać przez Zuzannę. Należał się temu skurwielowi taki wpierdol, że ta jego dziunia by go nie poznała. Jak można tak traktować kobietę, którą rzekomo się kocha? Jak już nie chciał z nią być, to powinien ją zostawić. Po co jechał na dwa fronty? Nigdy nie rozumiałem takich facetów. Nie rozumiałem ich myślenia, ich zachowania. Może byłem inny niż oni. Może byłem za bardzo uczuciowy, ale to przez to, że tak nauczył mnie ojciec. Wpoił we mnie szacunek do kobiet. Szacunek, którego wielu facetom w dzisiejszym świecie brakuje.

Po 13 robię sobie mocną kawę, bo prawie zasypiam na kanapie. Żołądek domaga się czegoś do jedzenia, ale dziewczyny niczego konkretnego nie mają w lodówce. Przydałyby im się porządne zakupy. Czekając na wodę, spoglądam przez okno. Pogoda wreszcie trochę się poprawiła. Słońce nieśmiało przedziera się przez szare chmury. Może wreszcie przestanie padać? Przecieram dłońmi zmęczoną twarz. Dobrze, że ten weekend mam wolny, bo już nie wyrabiałem z godzinami. Ostatni dyżur wypluł we mnie resztki sił. Dźwięk czajnika wyrywa mnie z jakiegoś letargu. Zalewam sobie kawy, a Michalinie herbaty. Jak się obudzi będzie miała idealną do picia. Dziwna z niej była dziewczyna. Herbatę piła zimną, przed jedzeniem zawsze wszystko wąchała. To mnie rozbrajało. Po domu chodziła w krótkich spodenkach, ale na stopach miała grube skarpety. Gdy spała, była przykryta po sam czubek głowy, ale nogi musiała mieć odkryte. Była pełna sprzeczności, ale taka mnie urzekła. Była silna, ale za razem taka krucha. Była towarzyska, ale lubiła przebywać w ciszy. Nie rozumiałem jak ten facet mógł ją zostawić. Przecież z nią nuda była niemożliwa.

– Myślałam, że sobie poszedłeś.- jej cichy, smutny głos wyrywa mnie z zamyślenia. Spoglądam na jej lekko przygarbioną postać, okrytą kołdrą. Oczy ma zapłakane, policzki różowe. Wygląda jak zagubiona, mała dziewczynka, która potrzebuje dużych ramion do schowania się przed światem.

– Jestem tutaj.- mówię równie cicho.- Czekam aż się obudzisz. Chodź tutaj.- podchodzi, ale nie siada obok mnie. Patrzy na mnie niepewnie i ja sam posyłam jej takie spojrzenie.

– Przepraszam za moje zachowanie.- spuszcza głowę i zaczyna skubać rąbek kołdry.- Nie miałam pojęcia, że on się pojawi. Myślałam, że to wszystko mam już za sobą, a jednak uderzyło to wszystko we mnie teraz ze zdwojoną siłą.- łzy ponownie zaczynają kapać z jej oczu. Głos się łamie.

Wzdycham głośno, przysuwam się do niej i mocno do siebie przytulam. Na początku sztywnieje, ale mija chwila i ufnie się do mnie tuli. Czuję jak koszulka robi się mokra od jej łez, ale nie zważam na to. Zmuszam ją lekko by usiadła na mnie okrakiem. Chcę mieć na nią dobry widok. Wycieram jej mokre policzki. Patrzy na mnie takim wzrokiem, że serce się kraje.

– Nie chcę żebyś mnie przepraszała, bo nie masz za co.- kładę jej palec na usta, bo chce coś powiedzieć.- To nie są łatwe sprawy i na pewno tak szybko nie da się ich wymazać. Rozumiem Twoją reakcję i zapewniam Cię, że nie jestem na Ciebie zły. Co więcej chciałbym sprawić żebyś tego tak nie przeżywała. Jestem bezsilny patrząc na Ciebie gdy płaczesz. Wolę jak się uśmiechasz, jak Twoje oczy błyszczą ze szczęścia, nie przez łzy.- jej miękkie usta przerywają mi mój wywód. Czuję smak jej słonych łez. Jej palce gładzą mnie po karku wywołując gęsią skórkę na ciele. Wplatam swoje w jej włosy i przyciskam mocniej. Po dłuższej chwili odrywa się ode mnie i mocno przytula, oplatając ramiona wokół szyi.

– Dziękuję, że jesteś.- jej ciepły oddech łaskocze mnie po uchu. Uśmiecham się lekko i również ją mocno przytulam.

– Może byśmy pojechali coś zjeść?- pytam, gdy odrywa się ode mnie.- Jakiś obiad? Deser? Cokolwiek? Bo Wasza lodówka błaga o zakupy.

– Oh na śmierć zapomniałam. Dzisiaj moja kolej zakupów.- schodzi z moich kolan i zrzuca z siebie kołdrę. Dopiero teraz dostrzegam, że jest w samym T-shercie i majtkach. Otwieram usta jak karp na święta i wpatruję się w koronkowy materiał jej bokserek.

– Już nie jestem głodny.- mówię ochrypniętym głosem i rzucam się za nią. One ze śmiechem ucieka przede mną i chowa się w swoim pokoju.- No weź mi otwórz. Będę grzeczny.- skamlę jak psiak pod jej drzwiami.

– Jasne, jasne i nigdzie nie wyjdziemy. Poza tym ja też głodna jestem.- mówi przez drzwi. Wzdycham smętnie i wracam na salon. Po paru minutach dołącza do mnie w pełni ubrana Michalina. Patrzę na nią udając obrażonego, na co ona lekko się uśmiecha.

– Weź kurtkę, bo tam gdzie Cię zabieram będzie zimno.

– A mogę się dowiedzieć gdzie mnie zabierasz? Czy znowu to jakaś niespodzianka?

– Na obiad oczywiście.- szczerzę się, na co ona kręci głową z politowaniem.

Michalina
Szymon robił wszystko żebym tylko przestała się smucić. Muszę przyznać, że nawet mu to wychodziło. Zabrał mnie na obiad do odnowionej restauracji Agawa w Parku Południowym. Zuza już wcześniej opowiadała mi o tym miejscu, ale jak chciałyśmy się tutaj wybrać, to akurat był remont. Biały namiot, który stał tutaj wcześniej, został zastąpiony oszkloną, stalową konstrukcją. We wnętrzu najbardziej zaciekawił mnie zielony sufit. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim. Zwisały z niego lampy z wiklinowymi, kulistymi kloszami. Ściany miały odcień pomarańczowo-brązowy. Lniane obrusy w barwie czerwieni dopełniały wszystkiego. Usiedliśmy przy jednej z oszklonych ścian. Był tutaj idealny widok na jesienny krajobraz parku. Słońce mieniło się w pomarańczowo-żółtych kolorach liści. Tylko pojedyncze kałuże na ścieżkach wskazywały na wcześniejszy deszcz.

– Jak Ci się podoba?- głos Szymona wyrwał mnie z zamyślenia.

– Bardzo przyjemnie.- posyłam mu ciepły uśmiech.- Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.

– Nie ma za co.- również się uśmiecha.- Masz ochotę na spacer po obiedzie?

– Jasne, słonko świeci możemy pochodzić.

Obiad jemy w ciszy. Każdy zatopiony we własnych myślach. Jakoś zazwyczaj właśnie tak konsumowaliśmy posiłki. Po obiedzie Szymon zamawia jeszcze dla siebie mocną kawę, a dla mnie herbatę na rozgrzanie. Pomimo słońca w powietrzu da się wyczuć zbliżającą się zimę, a była dopiero połowa września.

– Zabieram Cię w jedno magiczne miejsce.- oznajmia, gdy wychodzimy z restauracji.

– Czyli niespodzianek ciąg dalszy?

– A to źle?- obejmuje mnie w pasie.- Chcę Ci sprawić przyjemność.

– Sprawiasz.- wtulam się w niego.- Prowadź zatem do tego magicznego miejsca.

Szliśmy przez park trzymając się za ręce. Szymon opowiadał śmieszne anegdotki ze swojego życia i z pracy, co wywoływało u Nas ciągle salwy śmiechu. Czasem mocno gestykulował, robił głupie miny i ogólnie doprowadzał mnie do łez. Jednak były to jedynie łzy szczęścia. Nie byłam mu dłużna. Sama wracałam do moich przygód z dzieciństwa i z okresu dorastania. Przez te wszystkie opowiadania i wspomnienia zatęskniłam za moimi rodzicami.

– Tęsknie za nimi, wiesz? Pomimo tego co się między nami wydarzyło.

– To Twoi rodzice. Dziwne gdybyś nie tęskniła. Dlaczego nie chcesz do nich pojechać?

– Gdy poznałam Roberta, moim rodzicom od razu się nie spodobał. Ciągle mi wytykali, że mam się z nim nie spotykać, że to zły facet, nie dla mnie. Mama mi mówiła, że będę przez niego cierpieć. Miałam wtedy 20 lat i uważałam, że jestem dorosła i wiem lepiej z kim chcę być. On lubił imprezy, a ja nigdzie nie wychodziłam, więc to było dla mnie coś nowego. Do tego doszedł alkohol, zioło. Bardzo się przez niego zmieniłam. Po dwóch latach, gdy skończyłam studia Robert postanowił wyjechać do Holandii. Ja jako, że byłam w nim szalenie zakochana, pojechałam z nim. Na początku dzwoniłam do rodziców, gadaliśmy przez Skypa. Jednak ile można wysłuchiwać ciągle tego samego? Ciągłych pretensji, nakłaniania do powrotu i tym podobnych. Gdy pół roku później przyjechałam po resztę rzeczy powiedziałam im, że już nigdy tutaj nie wrócę. Tam mam Roberta i wszystko to co mi jest potrzebne do szczęścia. To bardzo ich zabolało i mama w gniewie powiedziała, że jeżeli tak stawiam sprawę, to od tego momentu nie mają córki.

– Dość ostre słowa.- komentuje brunet, gdy kończę wywód.- Ale moim zdaniem oni również tęsknią za Tobą. Myślę, że gdybyś do nich zadzwoniła, to wybaczyliby Ci wszystkie przykrości. Mają tylko Ciebie, a Ty masz tylko ich. Pojedź do nich. Pogadacie sobie, wyjaśnicie. Chyba nie chcesz do końca życia żałować, że nie spróbowałaś?

– Może, nie wiem. To jednak jest 5 lat. Boję się, że zatrzasną mi drzwi przed nosem.

– Bzdura.- zatrzymuje się i przyciąga ku sobie.- Jestem przekonany, że ciągle czekają na Twój telefon lub odwiedziny. Jeżeli chcesz, mógłbym jechać z Tobą.

– Mógłbyś?- patrzę mu w oczy z niemą prośbą, na co on przytakuje.

– Zdecyduj tylko kiedy, a ja sobie załatwię wolne w szpitalu.

– Może w październiku? Na urodziny taty. Wypadają akurat w drugi weekend.

– Dobrze, więc w drugi weekend października jedziemy do Twoich rodziców.- całuje mnie w nos.- A teraz chodź w te moje magiczne miejsce.

Schodzimy z głównej ścieżki i kierujemy się w boczną, mniej uczęszczaną. Z wąskiej dróżki wchodzimy na szerszą i naszym oczom ukazuje się most. Wchodzimy na niego i widok zapiera mi dech w piersiach. Jesteśmy chyba w samym środku parku. Pomarańczowo-brązowe liście suną po tafli rzeczki. Zewsząd otaczają nas drzewa, choinki i krzewy. Gdzieś z koron słychać śpiew ptaków. Zaś z dołu rechot żab. Nawet powietrze jest tutaj inne. Mam wrażenie jakbyśmy wcale nie znajdowali się w zatłoczonym Wrocławiu, a w jakiejś wyludnionej głuszy. Nie dochodzą tutaj odgłosy miasta.

– To naprawdę magiczne miejsce.- patrzę na Szymona z nieudawanym zachwytem.

– Przychodzę tutaj, gdy muszę się wyciszyć albo mam za dużo na głowie. To moja oaza. Mało osób wie o tym miejscu, bo droga do niego trochę zarosła.

– Wszystkie swoje dziewczyny tutaj przyprowadzasz?

– Tylko te wyjątkowe.- obejmuje mnie z zadziornym uśmiechem. Moje ręcę wsuwam pod klapy jego kurtki. Głowę opieram o jego klatkę. Przez materiał słyszę stłumione bicie jego serca.- A tak szczerze, to jesteś pierwszą, którą tu przyprowadziłem.- mówi szeptem. Podnoszę głowę i napotykam jego ciepłe spojrzenie, a potem nasze usta łączą się w delikatnym pocałunku.

Szymon
Niedziela wita mnie promieniami słońca, świecącymi prosto na moją twarz. Uchylam jedne oko i rejestruję, że lewa strona mojego ciała zwisa poza łóżko. Odwracam głowę i patrzę na plecy Michaliny. Całuje ją w odkryte ramię i wstaję z łóżka. Wychodząc z pokoju zahaczam o łazienkę, a potem wkraczam do kuchni. Czekając na wodę rozmasowuję sobie zdrętwiałe ramię. Łóżko Michaliny może i jest wygodne, ale strasznie małe. Zalewam sobie kawę i odbieram rozdzwoniony telefon.

– Słucham?

– No siema stary. Do papieża szybciej bym się dodzwonił.

– Coś się stało?

– U Nas? Nie, ale Zuza się dopytuje jak Misha?

– Śpi jeszcze. Byliśmy wczoraj na spacerze. Dzisiaj też jej zapewnię zajęcie. Zuza nie musi się martwić.

– No to spoko. Zadanie wykonałem, więc idę do Zuzy po nagrodę. Narka brachu.- rozłączam się z uśmiechem na twarzy.

Otwieram lodówkę, która na szczęście przepełniona jest po brzegi. Dobrze, że nie zapomnieliśmy wczoraj o zakupach. Wyciągam potrzebne produkty, włączam radio i tanecznym krokiem zabieram się za śniadanie. Wybijając rytm widelcem roztrzepuje jajka i wlewam je na patelnię.

– Ona jest ze snu, a ubrana w codzieeenność. Dla mnie zrzuca ją kiedy robi się cieeemnoo.- fałszuję na całego, ale dobry humor pcha mnie do śpiewania.

– Takie widoczki mogłabym mieć codziennie.- czuję jej dłonie oplatające się wokół mojego brzucha. Ciepłe usta całują moje plecy, co wywołuje dreszcze. Odwracam się do niej przodem. Ma tak cudownie roześmiane oczy. Skradam jej całusa i okręcam wokół osi. Odchyla głowę i śmieje się kręcąc pupą.

– Pierwsze spotkanie, jak podróż w nieznane. Siedzieliśmy wpatrzeni jak dzieci, które jeszcze nic nie wiedzą.- śpiewamy roześmiani. Nawet nieźle nam ten chórek wychodzi. Przyciągam ją mocno do siebie. Nasze ciała zderzają się ze sobą. Michalina patrzy na mnie przygryzając wargę. Naciskam kciukiem na jej podbródek, by zęby uwolniły jej nieszczęsną wargę. Potem składam na jej ustach pocałunek i kolejny, i kolejny. Jej pazurki drapią mnie po plecach, moje palce wplatają się w jej włosy, smakujemy siebie nawzajem. Jesteśmy coraz bardziej zachłanni, natarczywi, nienasyceni. Moja dłonie zaciskają się na jej pośladkach. Podnoszę ją, a ona oplata mnie nogami. Smród palonych jajek sprowadza nas na ziemię.

– Cholera.- warczę, opuszczam ją na ziemię i szybko ściągam patelnię z ognia. Krytycznym wzrokiem patrzę na to co zostało z jajecznicy.- Śniadania nie będzie.

– Nic nie szkodzi. Głodna nawet nie byłam.- bierze patelnię i wyrzuca zawartość do kosza.

– No dobra, to w takim razie zbieraj swój zgrabny tyłek i wychodzimy.- klepię ją w pośladek i ze śmiechem uciekam do pokoju też się ogarnąć.

Michalina
Jakie jest moje zdziwienie gdy stajemy przed bramą wrocławskiego Zoo. Aż głupio się przyznać, że jestem tutaj pierwszy raz. Z dziecinną radością i podekscytowaniem idę za Szymonem, który dzisiaj jest moim przewodnikiem. Trzymając się za ręce idziemy wzdłuż szerokich ścieżek. Szymon wczuwa się w swoją rolę i przy każdym ze zwierząt, czyta specjalnie dla mnie, zawieszone przy wybiegach tablice. Pogoda dzisiaj wyjątkowo nam dopisuje, więc zaliczamy jak największą liczbę zwierzątek. Zaczynamy od strefy sawanny, Sahary i Madagaskaru. Odwiedzamy ranczo kopytnych, nosorożce, małpiarnię oraz słoniarnię. Ptaki sobie odpuszczamy. Na koniec Szymon zabiera mnie do Afrykarium. I mogę z całym sercem stwierdzić, że to miejsce najbardziej mnie urzekło. Idziemy tunelami otoczonymi wodą. Tak jakbyśmy znaleźli się w środku oceanu. Dech zapiera widok ogromnych hipopotamów, uśmiechających się płaszczek i zabójczych rekinów. Spotykamy tańczące pod wodą foki oraz swobodnie pływające żółwie. Jednak największy uśmiech sprawiają pingwiny.

– To o nich mi opowiadałeś?- zagaduję Szymona, który z zainteresowaniem czyta tablicę.

– Tak, pamiętasz to?- pyta zdziwiony. Staje za mną i obejmuje mnie w pasie.

– Mówiłeś, że one łączą się w pary na całe życie.

– Bardzo im tego zazdroszczę.- przytula mnie i całuje w ramię.- Kto by tak nie chciał?

– Może kiedyś złączysz się z kimś tak jak one.- szepczę na co on odwraca mnie ku sobie. Delikatny uśmiech błąka się na jego ustach.

– Może kiedyś zostaniesz moją panią pingwinkową.

– Może kiedyś.- uśmiecham się szeroko, na co on całuje mnie w nos.

Po zwiedzaniu ZOO robimy się strasznie głodni, więc idziemy na obiad do włoskiej restauracji. Zamawiamy sobie porządną dawkę makaronowej zapiekanki. Czuję się zmęczona, ale jest to bardzo przyjemne zmęczenie. Dawno nie spędziłam tak aktywnego weekendu. Byłam wdzięczna Szymonowi, że zatroszczył się o to, abym nie myślała o przykrym, sobotnim incydencie. Robił wszystko, aby na mojej twarzy gościł uśmiech. Był opiekuńczy, delikatny i zawsze stawiał mnie na pierwszym miejscu. Czy tacy faceci jeszcze istnieli? Zapewne miał jakieś grzeszki, nie ma przecież ludzi idealnych. Ale teraz, w tym momencie on właśnie był dla mnie takim ideałem. Może jestem naiwna i pokładam za szybko w innych nadzieję, ale Szymon nie był typem, który chciałby kogoś skrzywdzić, czy wykorzystać.

– Co powiesz na nockę u mnie?- odkłada sztućce i opiera się o krzesło.- Nie żebym narzekał na Wasze mieszkanie, ale masz strasznie małe łóżko.

– Nie wyspałeś się dzisiaj?

– Nie było tragedii, ale obudziłem się z jedną stroną ciała na podłodze. 

– Bo te łóżko jest dla jednej osoby. Poza tym tak się wiercisz, że ja się nie dziwię, że potrzebujesz tak duże łóżko.

– Ja się wiercę? To Ty wywalasz swój zadek na 3/4 łóżka.- patrzymy na siebie i zaczynamy się śmiać.

Po drodze do domu Szymona wstępujemy jeszcze do sklepu. Kupujemy 2 butelki wina i jeszcze jakieś drobne produkty. Po przyjeździe Szymon każe mi się rozgościć, a sam idzie do kuchni. Gdy wchodzę po schodach słyszę jeszcze jak rozmawia z kimś przez telefon. Przed wejściem do pokoju kinowego zahaczam jeszcze o łazienkę. Gdy wychodzę wpadam na bruneta.

– Co powiesz na jakiś film?

– Może coś z akcji?- proponuję.- Romansidła mi się zbrzydły.

– Nie ma problemu.- rozsiadam się na rozłożonych poduszkach i biorę butelkę wina oraz dwa kieliszki. Szymon po wybraniu filmów dołącza do mnie. Otwiera butelkę i rozlewa do kieliszków.

– Hmm za co pijemy?- pyta unosząc kieliszek.

– Za pingwiny.- mówię poważnie, ale po chwili wybuchamy śmiechem.- A tak poważnie to może za Nas? A co się będziemy, niech Nam się wiedzie.- stukam się z nim kieliszkiem.

– Twoja skromność jest powalająca.- Szymon układa się wygodnie i włącza film.

– Czasem trzeba pomyśleć o sobie.

Budzi mnie dźwięk grającego fortepianu i nie jest to zapewne puszczane nagranie, tylko jakby ktoś na żywo na nim grał. Otwieram oczy i przyzwyczajam je do ogarniającego mnie mroku. Leżę dalej na poduszkach, przykryta kocem. Telewizor jest wyłączony. Otulam się szczelnie kocem i wychodzę na korytarz. Melodia wydobywa się zza uchylonych drzwi, które zazwyczaj są zamknięte. Z ciekawością rozchylam je bardziej i dostrzegam Szymona grającego na instrumencie. Ma zamknięte oczy i ze skupienie wymalowanym na twarzy sunie palcami po klawiszach. Wygląda obłędnie. Jedynym światłem, które na niego pada jest poświata zewnętrznej latarni. Melodię, którą akurat gra skądś kojarzę, ale nie jestem pewna skąd. Otwieram szerzej drzwi i wchodzę do środka. Dopiero po chwili Szymon orientuje się, że nie jest sam. Podnosi na mnie wzrok, ale nie przestaje grać. Patrzy tylko na mnie takim intensywnym wzrokiem, że po plecach przebiega mi dreszcz. Ani przez moment nie odrywamy od siebie oczu. Ani gdy wstaje, ani gdy podchodzi do mnie. Kiedy staje przede mną, mimowolnie oblizuję wyschnięte usta. Jego wzrok podąża za moim językiem i widzę jak przełyka ślinę. Niemal słyszę jego myśli, czuję to napięcie między nami. Jego palce muskają mój policzek, usta niewyczuwalnie całują moje. Wzdycham cicho pod wpływem tej pieszczoty. Czuję jego delikatne palce, które zsuwają ze mnie koc. Podniecenie rozsadza moje podbrzusze. Czekam na rozwój sytuacji i z obawy żeby nie przerwać tego co jest między nami, nawet się nie poruszam. Jestem ciekawa, czy Szymon zrobi coś więcej. W końcu ostatnim razem stwierdził, że chce poczekać. Czy coś się zmieniło? Zaciska dłonie pod moimi pośladkami i niespodziewanie podnosi. Bez słowa przenosi mnie do sypialni. Gdy stawia mnie na ziemię nasze ciała intensywnie się o nas ocierają. Nie wiem w co on pogrywa, ale zaczynam czuć się niepewnie. Bo nie wiem, czy chce się tylko dotykać, czy jednak chce czegoś więcej.

– Kochaj się ze mną.- szepczę, patrząc prosto w jego oczy. Pomimo mroku dostrzegam jego walkę toczącą się w środku. Jednak nie trwa to długo, bo po chwili jego usta miażdżą moje. Mruczę zadowolona i równie żarliwie oddaję pocałunki. Moje dłonie lądują na jego nagich plecach. Pod wpływem dotyku moich pazurków, jego mięśnie napinają się. Nie wiem nawet kiedy rozbiera mnie z koszulki, podnosi i kładzie na zimnej pościeli. Serce wali mi jak młotem. Szum w uszach zagłusza wszystko. Jego usta zaczynają całować moje ciało, tworząc mokre ścieżki. Pozbywa mnie bielizny i z pożądaniem skanuje moje nagie ciało. Potem pochyla się i zaczyna ssać sutki, jednocześnie wsuwając palce w moją pulsującą cipkę. W tej chwili jednak marzę o tym, żeby w końcu wypełnił mnie swoją męskością. On jednak jakby głuchy na moje zniecierpliwione jęki, doprowadza moje ciało do wrzenia. Doskonale czułam jego twardego członka, ocierającego się o moje udo. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciał we mnie wejść. Moje paznokcie wbiły się w jego plecy, tworząc na nich czerwone ślady. Słyszę jego syk, co wywołuje mój uśmiech. Obejmuję jego biodra udami, zmuszając do wyjęcia ręki z mojego wnętrza. Czuję się nienasycona i niezaspokojona, a palce to zdecydowanie za mało.

– Wejdź we mnie, błagam.- jęczę rozpalona. On uśmiecha się tylko łobuzersko i schyla się by ukąsić mnie w sutek. W tym samym momencie wchodzi gładko w moją kobiecość. Dociska mocno, do końca aż brakuje mi powietrza. Matko, ile on tam centymetrów!

– Oddychaj kociaku.- mruczy wprost do mojego ucha, co wywołuje pełen rozkoszy dreszcz. Zaczyna ruszać biodrami, stopniowo zwiększając tempo. Z każdym pchnięciem jęczę coraz głośniej, oddycham coraz płycej. Gdy już prawie dochodzę, ten zwalnia ruchy, aż w końcu całkowicie się zatrzymuje. Rzucam mu zdziwione spojrzenie.- Odwróć się.- mruczy głębokim głosem. Jestem trochę zła, że przerwał akurat w tym momencie, jednak spełniam jego prośbę. Kiedy wchodzi we mnie od tyłu, zaciskam dłonie. Takiego doznania się nie spodziewałam. W każdym milimetrze mojego wnętrza czuję jego nabrzmiałą męskość. Zaciska palce na moich biodrach i porusza się nieśpiesznie. Szybko odnajdujemy wspólny rytm, co potęguje doznania. Czuję jak kołyszą mi piersi, a sutki drażni zimny materiał pościeli. Moja cipka niebezpiecznie zaczyna się zaciskać. Napięcie w mięśniach zaczyna potęgować, by po chwili znaleźć ujście. Moje wnętrze eksploduje ciepłymi sokami, co nigdy mi się nie zdarzało. Serce wali, płuca szukają powietrza. Opadam na poduszki, a Szymon ciężko dysząc, kładzie się obok mnie. Spoglądam na niego szeroko się uśmiechając, na żadne ruchy nie mam nawet siły. 

*    *    *    *
tytuł rozdziału: Ed Sheeran- Shape of you

Witam wszystkich 😀 Dzisiaj dość długo, ale mam nadzieję, że Was aż tak bardzo nie zanudziłam 😉
Dość dużo? się dzieje. Mamy rozmowy, wspomnienia iii seks 😀 Jestem bardzo ciekawa, co o tym wszystkim myślicie.
Szymon dał sobie za zadanie odciągnąć myśli Michaliny od Roberta. Czy mu się udało?
A jak oceniacie Michalinę? Jej wspomnienia. Czy uda jej się odnowić relacje z rodzicami?
Końcówka rozdziału powstała przy współpracy Rebel, która użyczyła mi swej niegrzecznej wyobraźni. Jestem Ci kochana za to bardzo wdzięczna 😀 Jak się kiedyś spotkamy to postawię Ci piwo :*
Zacieram rączki i czekam na Wasze spostrzeżenia. Te dobre i nawet te złe 😀
Ściskam mocno :*
Wasza Anna

9. „I hate you so much right now.”

Michalina
Opuszczam mieszkanie parę minut po 9. Do kliniki Szymona mam tylko 12 minut spacerkiem. Wychodząc na zewnątrz otwieram parasol. Od paru dni panuje iście barowa pogoda. Ciemne, deszczowe chmury zakrywają niebo. Ciężkie krople odbijają się od chodnika, jezdni i wszystkiego na co natrafią. Nie ma się na nic ochoty i depresyjny humor zaczyna panować wszędzie. Idę szybkim krokiem, żeby jak najszybciej schować się przed tym cholernym deszczem. Zarzucony niedbale szalik trzepoce smagany zimnym wiatrem. Włosy plączą się ze sobą, na co zapewne będę przeklinać. Tak jak na to, że założyłam tak cienkie rajstopy i spódniczkę. Płaszczyk też nie daje za dużo ciepła.

Budynek, w którym znajduje się klinika wcale nie zachęca do odwiedzin. Zamykam jednak parasol i wchodzę przez szklane drzwi do środka. Uczucie ciepła i jasne kolory wnętrza miło mnie witają. Poprawiam w możliwy sposób swoje splątane włosy i podchodzę do recepcji. Za blatem siedzi młoda, blondwłosa dziewczyna.

– Dzień dobry.- mówi z o dziwo niewymuszonym uśmiechem.- W czym mogę Pani pomóc?

– Dzień dobry. Byłam umówiona dzisiaj na rozmowę.- zerkam na kartkę.- Z panią Danutą Kamińską.

– Musi Pani poczekać. Akurat kończy zabieg. Proszę usiąść.- wskazuje mi rząd krzeseł pod ścianą.- Jeśli Pani chce, to zrobię kawy albo herbaty.

– Herbaty, jeśli można.

Pół godziny później siedzę razem z panią Danutą w jakimś gabinecie. Jak się dowiaduję, odchodzi za trzy miesiące, dlatego klinika szuka nowej osoby. Kobieta okazuje się na prawdę miłą osobą i rozmowa przebiega w przyjemnej atmosferze. Opowiadam jej pokrótce moją historię i odpowiadam na zadawane pytania.

– Musisz być świadoma tego, że nie masz doświadczenia. Nie mniej jednak jestem pod wrażeniem Twoich wyników.

– Niestety dobrze o tym wiem. Zastanawiam się nad powrotem na studia. Może jakimiś kursami. Chciałabym wreszcie zacząć coś robić dla siebie.

– Nie obiecuję, że Cię przyjmiemy. Wydajesz się odpowiedzialną dziewczyną, ale góra stawia na doświadczenie.

– Rozumiem.- mówię z lekką nutą zrezygnowania.- Jednak było miło spróbować.

– Będę się starała coś z tym zrobić.- posyła mi pocieszający uśmiech.

– Bardzo Pani dziękuję.- ściskam jej dłoń i wychodzę z gabinetu. Niespodziewanie wpadam na Piotra.

– Kogo, jak kogo, ale Ciebie się tutaj nie spodziewałem.- mówi z uśmiechem, całując mnie w policzek.- Co Cię tutaj sprowadza?

– Praca. Miałam przed chwilą rozmowę kwalifikacyjną.

– Szymon nic mi się mówił, że działasz w Naszej branży.

– Długa i nudna historia.- macham niedbale ręką.- Wiesz może czy jest teraz wolny? Wpadłabym się przywitać.

– Jasne, zaprowadzę Cię.- uśmiecha się czarująco i przepuszcza przodem.

Idziemy w ciszy przez jasny korytarz. Ogólnie wnętrze kliniki jest prowadzone w samych jasnych kolorach. Ściany w gabinetach mają pastelowe kolory beżu i zieleni. Korytarze natomiast pomalowane są na jasny, szary kolor. Na ścianach widnieją zdjęcia wszystkich operacyjnych sukcesów. Od krzywych nosów, po jędrniejsze piersi. Zatrzymujemy się przed drzwiami jednego z gabinetów. Piotr energicznie puka po czym wkłada głowę do środka.

– Mam dla Ciebie niespodziankę. Masz chwilę?

– Właź, jak już musisz.- brunet miał rozdrażniony głos. Piotr otworzył szerzej drzwi, wepchnął mnie do środka i zniknął. Stałam niepewnie wpatrując się w zaczytanego Szymona.

– Cześć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.- oderwał nagle wzrok od papierów i szeroko się do mnie uśmiechnął. Po jego niezadowoleniu nie było śladu.

– Przepraszam za mój ton.- wstał zza biurka i podszedł bliżej.- Mam dzisiaj intensywny dzień.

– Chciałam Cię tylko zobaczyć. Za chwilę zmykam.- jego ciepłe dłonie zaciskają się na moich biodrach. Mruczenie wydobywa się z mojego gardła, gdy mnie całuje.

– Takie wizyty mógłbym mieć codziennie.- mruczy i znowu mnie całuje. Tym razem namiętniej. Tak się w tym zatracamy, że nawet nie zauważamy gościa, który wszedł do pokoju. Przerywa nam dopiero głośne chrząknięcie. Spoglądamy zaskoczeni na przybysza. Albo bardziej przybyszkę.

– Nie chciałabym przeszkadzać, ale ma Pan zaraz zabieg.- lustruje mnie z góry na dół, po czym wbija wzrok w Szymona.

– Dobrze, zaraz przyjdę.- posyła jej ponaglające spojrzenie, jednak ona udaje głupią i dalej stoi w miejscu.- Coś jeszcze, Małgorzato?

– Nie.- zerka na mnie niepewnie.- Będę czekać przed salą.

– Chyba lepiej będzie Cię nie odwiedzać.- stwierdzam, gdy dziewczyna wychodzi.

– Przestań.- uśmiecha się znowu mnie obejmując.- Gosia nigdy nie widziała mnie z dziewczyną. Chociaż w sumie to nikt mnie nie widział.

– Na bank obstawiali, że jesteś gejem. Tak jak Zuza.- wybuchamy śmiechem.- No nic ogierze, będę leciała.

– Wpadnę do Was wieczorem. Co Ty na to?- pyta, gdy wychodzimy z gabinetu.

– Będziemy czekać.- uśmiecham się, gdy kradnie mi szybkiego buziaka.- Weź Piotrka ze sobą.

Szymon
Przez cały zabieg czułem przeszywający wzrok Gosi na sobie. Nic nie mówiła, ale czułem, że bardzo by chciała. Gdy na nią zerkałem spłoszona odwracała wzrok. To było dość zabawne. Nigdy wcześniej nie było tak cicho podczas naszych wspólnych zabiegów.

– No powiedz to wreszcie.- zachęcam ją rozbawiony. Patrzy na mnie zaskoczona.

– Ale że co?

– Milczysz od samego początku. Widzę jednak, że chciałabyś coś powiedzieć.

– Nie, to znaczy tak.- miota się.- Po prostu nie widziałam Cię nigdy z dziewczyną.

– Nikt nie widział.- dodaję.

– Właśnie i po prostu się zdziwiłam. Wchodzę do gabinetu, a Ty się całujesz z dziewczyną.

– A co miałem to robić z facetem?- pytam, jednak jej zawstydzona mina mnie zaskakuje.- Serio myślałaś, że jestem gejem?

– Nie tylko ja tak myślałam.- burczy pod nosem.

– Nie jestem gejem. Po facetach mam zgagę.- puszczam jej oczko, co ona kwituje krótkim śmiechem.

Przed 20 zaparkowałem samochód pod blokiem dziewczyn. Na dworze było zimno, jakby za chwilę miał spaść śnieg. Zamknąłem pośpiesznie samochód i razem z Piotrem weszliśmy do bloku.

– Słyszałem coś o tym zakładzie. Nie wiedziałem jednak, że to na poważnie.

– Oj przestań, proszę Cię. Jak mi dzisiaj o tym powiedziała Gosia, to myślałem, że padnę. Kto normalny zakłada się, czy ktoś jest gejem czy nie? Co my w przedszkolu jesteśmy?

– Nie wkurzaj się. Teraz już na bank każdy wie, że jednak wolisz babeczki.- przyjaciel klepie mnie pocieszająco po ramieniu. Stajemy przed odpowiednimi drzwiami i naciskam dzwonek. Po chwili otwiera nam Zuza. Patrzy się zaskoczona to na mnie, to na Piotra.

– Ee cześć? Co Was sprowadza?- wpuszcza Nas do środka.

– To Michasia Ci nie mówiła? Powiedziałem jej w klinice, że wpadniemy.

– Ahh tak? Misha śpi. Przeziębiła się biedaczka i to chyba dość poważnie. Mówiłam jej, że za cienko będzie ubrana, ale ona wie swoje.- Patrzę na Piotra, a potem przenoszę swój wzrok na Zuzę.

– Może byście do kina poszli? Pewnie coś ciekawego leci.- rzucam kluczyki z samochodu zdziwionemu Piotrowi.

– Stary, Tobie też już chyba gorzej. Swój samochód mi dajesz?

– Jak zarysujesz to Ci jaja ukręcę, więc uważaj. To jak Zuza? Dasz się łysolowi porwać?- uśmiecham się do niej zachęcająco. Wzdycha jedynie i mrucząc coś o przebraniu się, wchodzi do swojego pokoju.

Parę minut później już ich nie ma. Najciszej jak potrafię wchodzę do pokoju Michaliny. Śpi zwinięta w kłębek, opatulona grubą kołdrą. Spod tego kokona widać jedynie jej włosy. Siadam na skraju łóżka i przeczesuję je. Brunetka po chwili odwraca się i wygrzebuje z zaplątanej pościeli.

– Cześć chorowitku.- gładzę jej rozpalony policzek.

– Nawet mi nie mów.- charczy.

– Brałaś już jakieś leki?- kiwa jedynie głową, że nie.- Chodź do salonu. Zrobię Ci herbaty, zmierzysz temperaturę.

Widzę jak z trudem się podnosi, jak powłócza za mną nogami. Wygląda uroczo. Taka rozczochrana, zaspana. Ciągnie za sobą tą ciężką kołdrę i jak tylko dochodzi do kanapy, od razu zawija się ponownie w kłębek. Jest mi jej na prawdę szkoda. Zostawiam ją z włączonym filmem i wchodzę do kuchni. Po przeszukaniu szafek za jakimiś kubkami, herbatą i lekami, gdy mam już wszystko gotowe, biorę tacę i siadam przy mojej biedulce.

– Masz kociaku, zmierz temperaturę.- podaję jej termometr. Podstawiam również malinową herbatę z cytryną i najróżniejsze tabletki na grypę jakie znalazłem. Parę minut później Michalina podaje mi termometr, który wskazuje 38,4.

– No to nieźle się załatwiłaś. Bierz wszystkie tabletki, pij herbatkę i leżeć.

– Tak jest doktorku.

– Zrobić Ci coś do jedzenia? Albo coś zamówię?

– Nie trzeba.- kładzie się ponownie. Tym razem głowę układa na moich kolanach.- Tak jest dobrze.

Michalina
Wreszcie nastał weekend. Ostatnie dni były dla mnie katorgą. Na szczęście już jest lepiej. Szymon codziennie zaopatrywał mnie w obiady. Skorzystała na tym nawet Zuza. Muszę mu się jakoś za to odwdzięczyć. Jak tylko mógł odwiedzał mnie i sprawdzał jak się czuję. Na prawdę czułam się przez niego rozpieszczana. Wczoraj odebrałam telefon od pani Danuty. Jak się okazało, dyrekcja zgodziła się mnie przyjąć na 3 miesięczną umowę próbną. Dziękowałam jej chyba ze 100 razy, ale ona zarzekała się że nic nie robiła w tym kierunku. Jeśli nie ona, to kto? Szymon również umywał od tego ręce. Chociaż jemu to akurat nie za bardzo wierzyłam.

– Kaawy.- do kuchni wchodzi zaspana Zuza szeroko ziewając. Podaję jej kubek z gorącym napojem, na co ona uśmiecha się z wdzięcznością.

– O której wróciłaś?

– Niedawno.- mruczy, unosząc kubek.

– To po co się zwlekałaś? Jest dopiero przed 8.

– Piotr wczoraj wymyślił, że zabierze mnie gdzieś na weekend.- mówi nieśmiało.- Wiesz żebyśmy byli sami.

– Nie musisz się tłumaczyć.- uśmiecham się.- Widać, że na siebie działacie.

– Nie miałyśmy jakoś wcześniej okazji o tym pogadać.- tu patrzy na mnie z nad kubka.- Ale ja się chyba w nim zakochałam. Wiem, że jest rozwodnikiem i ma dziecko. Ale to jest pierwszy facet od nie wiadomo jakiego czasu, z którym mam wspólne tematy, zainteresowania. Normalnie rozumiemy się bez słów i nadajemy na tych samych falach.

– I jest łysy.- dodaję ze śmiechem, do którego ona dołącza.

– Sama widzisz, lepiej trafić nie mogłam.- przytulam ją mocno do siebie, bo na prawdę cieszę się z jej szczęścia. Te nasze przytulanki przerywa nam dzwonek do drzwi. Jako, że Zuza jest w samej koszulce i czmycha do pokoju, otwieram drzwi. Zastaję za nimi uśmiechniętych panów.

– Witaj piękna.- mówią chórem i wybuchają śmiechem.

– Naćpaliście się?- wpuszczam ich do środka, patrząc na nich z lekkim zwątpieniem.

– Nie kociaku.- Szymon daje mi buziaka w usta.- Na starość zostaje już się tylko śmiać.

– Wypraszam sobie. Ja się staro nie czuję.- Piotr prostuje się, dumnie wypinając pierś.- To, że Tobie strzyka w kościach, nie znaczy, że wszystkim.

– Jak dzieci.- kiwam z rozbawieniem głową.- Chodźcie, dostaniecie kawy.

Po 10 minutach dołącza do nas gotowa już Zuza. Wita się z chłopakami i zasiada przy nas.

– To gdzie porywasz moją psiapsię? Wiesz muszę wiedzieć, gdzie Was w razie czego szukać.

– Od kiedy porywacz zdradza swoją kryjówkę? Poza tym, znając Zuzę od razu do Ciebie zadzwoni.

– No raczej nie inaczej.- śmiejemy się. Nagle rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Spoglądamy na siebie zaskoczeni, nikt nikogo się nie spodziewał. Wzruszam ramionami i idę otworzyć. Uśmiech zamiera mi na twarzy, a potem zamienia się w niedowierzanie. Kogo jak kogo, ale jego bym się w życiu nie spodziewała.

– Co Ty tutaj do cholery robisz?- warczę zła.

– Przywiozłem resztę Twoich rzeczy.- teraz dopiero dostrzegam pudła za nim.

– Mogłeś je spalić.

– Będziemy o tym rozmawiać przez próg? Nie wpuścisz mnie do środka?

– Robert, my nie mamy o czym rozmawiać. Przywiozłeś moje rzeczy, nie wiem nawet po co. Nie prosiłam Cię o to. Zostawiłam je, bo nie są mi potrzebne. Poza tym mogłeś napisać i sama bym Ci odpisała, że ich nie chcę. Tak jak nie chcę Ciebie tutaj!

– Wyprowadziłem się z tamtego mieszkania. Za dużo mamy z nim wspólnych wspomnień.- wzdycha.- Jest mi na prawdę wstyd za to jak Cię potraktowałem. Możesz dać mi chociaż 5 minut?

– Nie Robert. Wykorzystałeś już swoje 5 minut. Wolałeś wyjść z tą blond wywłoką, zamiast ze mną porozmawiać, wyjaśnić. Chociaż co tu jest do wyjaśniania?! Byłeś ze mną, zapewniałeś że mnie kochasz, a w wolnych chwilach jebałeś się z nią! Przez jebanych 6 miesięcy! Co chcesz jeszcze powiedzieć?! Że Ci przykro?! Że nie tak chciałeś?! Daruj sobie!- nie wiem kiedy po moich policzkach zaczynają płynąć łzy.

– Misia.- próbuje podejść, ale się odsuwam.

– Kochałam Cię.- mówię załamanym głosem.- Rzuciłam dla Ciebie studia, rodzinę i przyjaciół. Wszystko dla Ciebie poświęciłam i co z tego mi przyszło? Po 7 latach oznajmiasz mi, że zakochałeś się w innej. Do cholery kto tak robi? Nie chcę Cię już więcej widzieć! Nigdy więcej!

Odwracam się by go zostawić. Chcę zniknąć. Zapaść się pod ziemię, by nikt mnie nie znalazł. Nikt więcej nie zranił. Myślałam, że dałam sobie z tym już rady, ale myliłam się.

– Żaneta jest w ciąży.- zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Moje ledwo posklejane serce znów rozpada się na drobny mak. A było już tak dobrze.

– Ja też byłam w ciąży.- zaskakuję sama siebie. Odwracam się do niego przodem. Jego zszokowana twarz nie robi na mnie wrażenia.- Byłam w drugim miesiącu ciąży.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?- jego cichy, pełny wyrzutu głos zaczyna mnie denerwować.

– A co miałam Ci mówić? Jak się dowiedziałam, to okazało się, że dziecko jest martwe. Nie było już o czym.- wytarłam na nowo płynące łzy.- I wraz z utratą tego dziecka, umarły we mnie jakiekolwiek uczucia do Ciebie. Więc proszę Cię idź już sobie. Zostaw mnie. Ułóż sobie życie, bądź szczęśliwy, ale mnie zostaw w spokoju.

Jak przez mgłę widzę jego odwracającą się postać. Wytrzymuję jego ostatnie spojrzenie i gdy drzwi windy zamykają się za nim, zamykam drzwi mieszkania. Nogi mam jak z waty, głowa na nowo zaczęła boleć, a łzy nieustępliwie płyną po policzkach. Odwracam się i napotykam zmartwiony wzrok Zuzy. Za nią stoją Piotr z Szymonem. Gdy blondynka mocno mnie do siebie przytula wybucham szlochem. Już nie mam sił tego wszystkiego wstrzymywać. Tama puściła, chociaż próbowałam ją szczelnie poskładać. Wystarczył tylko jeden jego widok i wszystkie złe uczucia powróciły. Tak cholernie go kiedyś kochałam, a teraz jeszcze bardziej go nienawidzę. Za to wszystko co mi zrobił i za to wszystko co mi zabrał. Za kłamstwa, mydlenie mi oczu słodkimi słówkami ale najbardziej za dawanie mi złudnej nadziei. Od dzisiaj Robert Porczyk dla mnie nie istnieje.  

*    *    *    *
tytuł rozdziału: Kalis- I hate you so much right now
Kochani!! Mamy 9 rozdział. Jak wrażenia? Co myślicie o rozdziale?
Rozmowa kwalifikacyjna, zakład o orientację Szymona i na koniec Robert.
Czekam na Wasze uwagi 🙂 Ściskam mocno :*
A Wy jutro trzymajcie kciuki, bo mam 2 ważne egzaminy 😀
Wasza Anna

8. „I will try to fix you”

Michalina

– Zuza pożycz mi tą srebrną sukienkę z frędzlami!- krzyczę wychodząc z pokoju.- I wyjdź z tej łazienki! Ileż można włosy prostować?!

– Nie moja wina, że nie umiesz się wyrobić. Mówiłam Ci już wcześniej, że czas się szykować.- marudzi blondynka wychodząc z łazienki.- Sukienka jest w szafie. Zostawiłam Ci włączoną prostownicę.

– Dzięki.- posyłam jej buziaka, na co ona macha ręką.

– Szymon będzie czekał w klubie?- pyta wciskając się w najbardziej obcisłą sukienkę jaką miała.- Z tym kolegą?

– Tak, mamy się spotkać na miejscu. Za godzinę.

– To ruszaj tę dupę, bo się spóźnimy.- ucieka ze śmiechem do pokoju, unikając mojego kopniaka.

Po godzinie jesteśmy na miejscu. W drodze odebrałam sms’a od Szymona, że się trochę spóźnią. Jego przyjacielowi przedłużył się dyżur. Wchodzimy więc do środka i zajmujemy lożę, która znajduje się na górze klubu. Mamy stąd idealny widok na parkiet.

Kiedyś właśnie tak spędzało się weekendy. Dyskoteki, przyjaciele, drinki. Dużo śmiechu, zabawne przygody, miłe wspomnienia. Brakowało mi tego. Brakowało mi wyjść z Zuzą. Brakowało mi tego klimatu. Brakowało mi tańca. I przede wszystkim brakowało mi samej siebie. Zatraciła się gdzieś moja pewność siebie, mój pozytywny tok myślenia. Kiedyś wszystko zrobiłabym inaczej, a teraz? Czułam złość, że pozwoliłam facetowi zawładnąć moim życiem. Pozwoliłam mu decydować za mnie. Pozwoliłam się obezwładnić. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że robiłam to z pełną świadomością. Kto normalny tak robi?

– Halo ziemia.- po ciele przechodzi mnie dreszcz. Odwracam głowę i napotykam ciemne źrenice Szymona.- Mówię do Ciebie, a Ty jak posąg.

– Przepraszam zamyśliłam się.- uśmiecham się na co on daje mi buziaka w usta. Oblizuję je patrząc mu w oczy. Uśmiecha się zawadiacko i kręci głową. Przerywa nam chrząknięcie.

– Ah tak. To jest Piotr, mój przyjaciel po fachu.- przedstawia mi postawnego mężczyznę. Uśmiecham się ściskając jego ciepłą dłoń. Jest wysoki i wygląda na przyjacielskiego gościa. Jednak to co rzuca mi się w oczy, to jego łysa głowa. Zuza będzie zachwycona.

– Miło mi bardzo.

– A o Michalinie już Ci mówiłem.

– Tak, bardzo dużo ostatnio mówisz.- oboje się zaśmialiśmy na co Szymon walnął Piotra pięścią w ramię.

– Gdzie Zuza?- pyta Szymon, pewnie chcąc zmienić temat.

– Jestem!- mówi blondynka na co wszystkie oczy zwracają się ku niej.

– Zuza to Piotr.- mówię uśmiechając się szeroko.- Przyjaciel Szymona.

Widzę jak na niego patrzy. Jak pożera go wzrokiem. Otumania swoim wdziękiem. Nigdy nie rozumiałam jej fascynacji łysymi facetami. To był jej jakiś fetysz. Widziała faceta bez włosów, to dostawała jakiejś chcicy. Moim zdaniem to nie było normalne. Chociaż co było w niej normalne?

– Zuza drink Ci się zaraz wyleje.- śmieję się, bo moje słowa prawie się spełniają. Blondynka zasiada obok mnie z niemrawą miną. Posyła mi przy tym groźne spojrzenie, ale nic sobie z tego nie robię.

– Jak Ci minął dzień?- pytam Szymona, który siada po mojej lewej stronie.

– Miałem wezwanie do szpitala, ale okazało się, że to nic poważnego.

– Jutro też jesteś pod telefonem?

– Niestety, ale coś porobimy.- puszcza mi oczko na co uśmiecham się jak głupia.

Szymon
Gdy ją widzę w tej sukience jedyną myśl, którą mam w głowie, to zabranie jej do domu. Czuję napięcie w spodniach, gdy frędzle jej kiecki obijają się o moje uda za każdy razem gdy ją obracam. Jej niegrzeczne dłonie błądzą po moim torsie. Jej zaczepne spojrzenie doprowadza mnie do wrzenia. Nie jestem jej dłużny. Moje usta co chwilę intensywnie smakują jej szyi, ramienia, ust.

– Może jedziemy do Ciebie?- przyciąga mnie mocno do siebie. Takiej jej jeszcze nie znałem.

– A co z Zuzą i Piotrkiem?

– Zuza zrozumie. Chyba, że Piotrek nie.

– Zrozumie.- idziemy szybko na górę i żegnamy się z zagadaną parą. Chyba nawet nas nie zauważyli, bo ciągle do siebie paplali. Pierwszy raz widziałem swojego przyjaciela w takim stanie. Niewątpliwie dużo gadał, ale teraz był jak zahipnotyzowany.

W ciągu 20 minut parkuję na podjeździe swojego domu. Jest po 4, więc wszyscy sąsiedzi jeszcze śpią. Zapewne nie słyszą naszych śmiechów, gdy ze zniecierpliwienia nie potrafię otworzyć cholernych drzwi. Dopadam do Michaliny jeszcze w przedsionku. Dociskam ją do ściany szaleńczo całując. Podnoszę ją, a ona oplata mnie nogami. Tak wchodzę na piętro i od razu kieruję się do sypialni. Rzucam ją na łóżko i ściągam z siebie koszulkę. Widzę jej rozpalony wzrok. Jej język oblizujący wargi. Spodnie lądują na podłodze. Ona równie pośpiesznie zrzuca z siebie sukienkę, odsłaniając przy tym swoje idealne ciało. Nie umiem przestać jej podziwiać.

– Chodź tutaj tygrysie.- mruczy wyciągając do mnie ręce.

Spełniam jej życzenie nachylając się nad nią. Moje usta odnajduję jej. Przygryzam jej dolną wargę na co ona się uśmiecha. Wplątuję palce w jej włosy i przyciągam mocniej. Jej dłonie zaciskają się na moich biodrach dociskając mnie do siebie. Są takie ciepłe, miękkie. Paznokciami przejeżdża po dole moich pleców i zatrzymuje się na pośladkach. Czuję jak włosy mi się jeżą na ciele. Całuję jej szalejącą żyłkę na szyi. Biorę jej pierś w dłoń i czubkiem języka drażnię twardy sutek. Wygina głowę do tyłu. Jej jęk rozchodzi się po sypialni. Uśmiecham się pod nosem i schodzę pocałunkami niżej. Na jej rozgrzany brzuch, wystające kości biodrowe, podbrzusze. Przygryzam gumkę jej majteczek i ze śmiechem puszczam. Podnoszę głowę i napotykam jej roześmiane oczy. Palcem wskazującym pokazuje mi żebym się przybliżył, co robię, ale niezbyt chętnie. Całuję jej miękkie usta i nie wiedzieć kiedy znajduję się pod nią. Uradowana siedzi na mnie okrakiem. Dłonie zaciska mi na nadgarstkach. Przygryza wargę uśmiechając się prowokacyjnie. Jej włosy łaskoczą mnie po twarzy.

– Jesteś piękna.

– A Ty jesteś..- zastanawia się.- Mięski.

Patrzymy sobie w oczy i wybuchamy śmiechem. Po chwili jednak przymykam oczy, bo jej usta lądują na mojej klacie. Mokry język przejeżdża po sutkach. Twardy penis pulsuje mi w bokserkach. Teraz idealnie znajduje się pomiędzy jej idealnymi piersiami. Biorę głęboki wdech, gdy zaciska palce na nim i wyciąga go na wierzch. Siada na moich udach i rusza nim nieśpiesznie, a we mnie wrze. Wiem, co chce tym osiągnąć. Widzę to po niej. Ma to wypisane na twarzy. Sam się sobie dziwię, gdy łapię ją za rękę i pociągam ku sobie. Patrzy na mnie zdziwiona. Odgarniam kosmyki włosów z jej twarzy.

– Kociaku wolałbym się z tym nie śpieszyć.

– Ale że co? Nie chcesz seksu?

– A jest to dla Ciebie jakiś problem?

– Nie, skądże. Po prostu jesteś pierwszym facetem, który woli poczekać.

Wzdycham. Nawet nie miała pojęcia jak mnie pociągała. Jak miałem ochotę nie patrzeć na swoje dziwactwa. Niestety, po swoich doświadczeniach wiedziałem że nie warto się z tym śpieszyć. Można mnie uważać za mało męskiego faceta, ale wolałem poczekać. Zachowanie typowo babskie, ale taki byłem. A Michalina była dziewczyną, na której zaczynało mi zależeć. Dlaczego miałbym to zaprzepaścić? Mam jednak obawę, że ona tego nie zrozumie.

Michalina
Obudziłam się sama. Usiadłam na łóżku okrywając się pościelą. Miałam mieszane uczucia po wczorajszej rozmowie z Szymonem. Nie żeby mi aż tak zależało na współżyciu, ale jednak coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Bo od kiedy to facet chce czekać z seksem? Chyba, że jest w nim kiepski albo czegoś się wstydzi. Nie, Szymon nie miałby się czego wstydzić.

Wzdychając zbieram swoje wczorajsze ciuchy i ubieram je pośpiesznie. Co on sobie o mnie teraz myśli? Wychodzi na to, że zachowałam się jak napalona nastolatka. Schodzę na dół. Szymon krząta się po kuchni w samych bokserkach. I jak tutaj wytrzymać, jak przed sobą się ma tak przystojnego faceta?

– Miałem Cię właśnie budzić.- całuje mnie w usta.- Dzwonili ze szpitala muszę tam jechać. Podobno coś pilnego.

– Rozumiem.

– Zjedz śniadanie. Ja idę pod prysznic. W drodze do szpitala podwiozę Cię do domu.- cmoka mnie znowu i już go nie ma.

Na stole uśmiechają się do mnie kanapki z serem, szynką i namalowanymi buźkami z ketchupu. Mimowolnie się uśmiecham i biorę jedną z nich. Może szefem kuchni nie jest, ale wie jak sprawić żebym się uśmiechnęła. Pałaszuję praktycznie wszystkie kanapki, bo od wczoraj nic nie jadłam. Do tego ciepła herbata, o której również pomyślał. Po jakiś 20 minutach jedziemy już do mnie. Nie wiele ze sobą rozmawiamy przez ten krótki odcinek.

– Odezwę się po dyżurze, dobrze?- pyta, gdy mam już wychodzić z samochodu.

– Będę czekać.- daję mu szybkiego buziaka i wychodzę. Od wczoraj nie czuję się najlepiej. Dziwne myśli męczą moją głowę i nie chcą dać mi spokoju. Muszę pogadać o tym z Zuzą. Może ona wpadnie znowu na jakiś genialny pomysł, co mam z tym zrobić? Chwilę jeszcze stoję na dworze i wdycham zimne powietrze. Niby koniec września, a zimno jakby był co najmniej listopad. Wbijając kod wchodzę do bloku i windą wjeżdżam na odpowiednie piętro. Czuję się zmęczona i dopada mnie jakieś depresyjne uczucie. Zrezygnowana wchodzę do mieszkania i staję w oko w oko z Piotrem, który jest w samych bokserkach.

– Yyy cześć.- mówi skołowany.- Myślałem, że będziesz u Szymona.

– Jak widzisz zmiana planów.

– Misha?- pyta zdziwiona Zuza, owinięta w sam ręcznik.

– Tak to ja. Nie przeszkadzajcie sobie. Będę u siebie, w słuchawkach.- mówie lekko rozdrażnionym głosem i zostawiam ich na korytarzu.

Ściągam z siebie wczorajszą kieckę, która nie spełniła swojego zadania. Rzucam ją niedbale na stołek, buty lądują gdzieś przy szafie. Ubieram swój ulubiony T-shirt, krótkie spodenki i zakopuję się pod kołdrą. Jak obiecałam nakładam słuchawki na uszy i włączam swoją playlistę. Do moich uszów docierają pierwsze takty „Sing me to sleep” Alana Walkera. Rozkręcam muzykę na cały regulator i przymykam oczy. Kołdrą nakrywam się po sam czubek głowy. Marzę by zniknąć. By rozpuścić się wraz z powietrzem. Ulotnić się. Czemu życie musi być tak popierdolone? Dopiero co wyszłam z jednego związku, teraz wpakowuję się w następny. Po cholerę mi to? Co jest złego w byciu samemu? Czy zawsze trzeba kogoś mieć? Po co?

Budzą mnie czyjeś zimne palce na policzku. Nie mam jednak ochoty się budzić. Mruczę więc coś na odczepnego i nakrywam się. Niestety intruz nie daje za wygraną. Ściąga ze mnie kołdrę. Zła otwieram jedno oko. Nade mną stoi Zuza w bojowej pozie.

– Wstawaj śpiochu.- klepie mnie po udzie.- Zrobiłam gorącą czekoladę.- nim zdołam coś powiedzieć, jej już nie ma. Zwlekam się więc z ciepłego łoża i wychodzę z pokoju. Na pół ślepo kieruję się do salonu. Od razu kładę się na kanapie, zwijając się w kłębek. Okrywam się szczelnie kocem. Jest mi dziwnie zimno.

– Misha nie wygłupiaj się. Napij się czekolady, od razu będzie Ci lepiej.

– Wątpię.

– Co się stało? Wróciłaś od Szymona jakaś markotna. Pokłóciliście się?

Siadam po turecku i jeszcze bardziej okrywam się kocem. Czuję zatroskany wzrok Zuzy, ale nie chcę na nią patrzeć. Jeszcze brakuje mi jej współczucia.

– O to chodzi, że nic się nie stało. Nie żeby mi to wadziło, nie. Przecież każdy ma prawo do swoich zasad życiowych i w ogóle. Ale Zuza czy ja zawsze muszę trafiać na właśnie takich dziwnych facetów? Co jeden to lepszy. Robert był maniakiem seksualnym, przynajmniej do czasu. Zaś Szymon.. Szymon woli poczekać. Ile i na co to on już sam jeden wie. Za to ja, nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Czy ja jestem jakaś pechowa? Czy powinnam wyluzować? Mam jebany mętlik w głowie.- chowam twarz w dłonie. Chce mi się płakać. Nad sobą, nad swoim życiem, nad tym wszystkim co mnie spotkało.

– Może to dobrze, że chce poczekać? Widać, że mu zależy i może nie chce się z niczym śpieszyć? Przecież z pocałowaniem Ciebie też zwlekał, a jednak do tego doszło. Daj temu czas.

– Może masz rację.- wzdycham smętnie.- Może to ja wszystko wyolbrzymiam. Co ma być to będzie. Opowiadaj lepiej o sobie.

Zuza zalewa się czerwienią. Spoglądam na nią i humor mam trochę lepszy. Przynajmniej jej coś się udaje.

– No wiesz..- zagryza wargę.- Piotr jest chirurgiem plastycznym, tak jak Szymon. Pracują razem w klinice. Ma 32 lata i niedawno się rozwiódł. Ma syna.

– I jest łysy.- patrzymy na siebie i wybuchamy śmiechem.- Dalej nie rozumiem tego Twojego zachwytu łysymi facetami. Myślałam, że od liceum Ci przeszło.

– Tak już mam. Nie umiem Ci tego wytłumaczyć. Widzę łysego i przepalają mi się zwoje w mózgu. A Piotr to już w ogóle. Jest wysoki, dobrze zbudowany i z tym na dole też nie ma problemu.- chichocze.

– Przynajmniej Ty miałaś udaną noc.- upijam czekoladę, która zdążyła już wystygnąć.

– Nie martw się kochana. Ty też się doczekasz.- Zuza mocno mnie do siebie przytula.

Szymon
– Godzina zgonu 23.04.- oznajmiam wkurzonym tonem i wychodzę z sali. Mam dość. Szybkimi ruchami ściągam z siebie poplamiony krwią fartuch, rękawiczki i wrzucam wszystko do kosza. Nie rozumiałem co poszło nie tak. Wszystko było pod kontrolą. Nic nie wskazywało katastrofy. „Zawsze spodziewaj się niespodziewanego” mawiał mój mentor. Zostałem zaskoczony. Wróg przyczaił się i wymierzył cios, gdy w ogóle się tego nie spodziewałem. Nie byłem czujny. Zawaliłem.

Zmęczony i zły wychodzę z sali. Próbuję się uspokoić. Dwa głębokie wdechy. Trzęsące się dłonie splatam ze sobą. Podchodzę do rodziny, która za chwilę ma usłyszeć słowa zawalające cały świat.

– Przykro mi, ale robiliśmy wszystko, co się dało. Niestety Państwa ojciec miał rozległy krwotok, którego nie daliśmy rady zatamować.

Potem jest szloch, czasem krzyk. Ale zawsze jest ból i poczucie winy. Bo mogło się zrobić coś więcej. Bo przecież jesteśmy lekarzami. Czasu jednak nikt nie cofnie. Ktoś umiera, ktoś się rodzi. Życie zatacza jebany krąg. Wychodzę na zewnątrz. Zimny podmuch wiatru smaga jakby bicz moje rozgrzane policzki. Po kręgosłupie przebiega dreszcz. Opieram się o barierkę. Wyciągam z kieszeni paczkę fajek i obracam ją w dłoniach. Zastanawiam się co prędzej by mnie wykończyło. Stres czy rak płuc. Piotr miał rację odchodząc ze szpitala. W klinice jest o wiele mniejsze ryzyko zgonu niż w szpitalu. Mniejsze ryzyko, mniejszy stres. Jednak nowe cycki mają się nijak do uratowanego życia. Do uśmiechu tych ludzi, którzy dostali drugą szansę. Dzięki mnie. Dzięki moim zdolnością. Odsysanie tłuszczu nie równa się przeszczepionej skórze młodej dziewczynie po wypadku. Niby mniejsze ryzyko, ale za to mniejsza satysfakcja. Jeszcze raz spoglądam na paczkę, po czym zgniatam ją i wyrzucam do kosza. Co ma być to będzie.

Do domu wracam nad ranem. Od razu padam na łóżko nie zawracając sobie głowy rozbieraniem się. Sen, to jest to czego teraz mi trzeba. Ostatkiem sił wyciszam telefon i zapadam w krainę Morfeusza. Z pięknego snu z Michaliną w roli głównej wybudza mnie uporczywe stukanie deszczu w okno. Nic nie daje nakrycie głowy poduszką. Sen minął. Otwieram oczy, na które i tak ledwo widzę. Wstaję z łóżka, zrzucam z siebie ciuchy i nago idę do łazienki. Chłodna woda spływa po napiętych mięśniach. Wychodzę dopiero, gdy czuję się względnie rozbudzony. Zawijam ręcznik na biodrach i robiąc mokre ślady za sobą, schodzę na dół. Zegar pokazuje parę minut po 17. No to nieźle pospałem. Otwieram lodówkę, w której świeci pustkami. No tak reszta zjadalnych rzeczy poszła na śniadanie dla Michaliny. Zrezygnowany i głodny wracam na górę. Miałem dać znać po dyrzurze. Wycieram się do sucha i wykręcam numer do brunetki. Nie odbiera. Próbuję jeszcze 2 razy, ale z tym samym skutkiem. Czyżby się obraziła? Ale przecież nie miałaby o co. Ubieram się i ogarniam sypialnię oraz łazienkę. Gdy kończę nastawiać pralkę, dzwonek do drzwi informuje mnie o gościu.

– Pizza i piwo. Chętny?- zza drzwi uśmiecha się do mnie zaróżowiona twarz Michaliny. W ręku trzyma czteropak piwa i karton cudownie pachnącej pizzy.

– Z nieba mi spadłaś aniołku.- wpuszczam ją do środka.- Dzwoniłem do Ciebie przed chwilą. Myślałem, że się obraziłaś.

– Nie odbierałam, bo wolałam dostarczyć pizzę w całości. Poza tym o co miałabym się obrażać?

– Sam się nad tym zastanawiałem.

Rozsiedliśmy się w sali kinowej. Tym razem na kanapie. Puściłem jakiś film na rozluźnienie.

– Odezwali się dzisiaj z Twojej kliniki. Jutro mam przyjść na rozmowę.

– Świetnie.- nie ukrywam zadowolenia.

– Świetnie będzie jak mnie przyjmą. Na razie nie ma się z czego cieszyć.

– Wierzę, że dadzą Ci szansę. A jeśli nie, to ja sobie z nimi porozmawiam.

– Szymon, ja nie chcę żebyś w to ingerował. Jeśli się uda to super, jeśli nie to nie. Zrozumiałeś?- chcę zaprzeczyć, ale jej mina mówi sama za siebie.

– Tak zrozumiałem. Zero wpieprzania się.

– No to się dogadaliśmy.- uśmiecha się szeroko i stuka kuflem w mój kufel. Mimowolnie się uśmiecham.

– Jesteś niemożliwa.- kręcę z rozbawienie głową.

– Dlaczego?- pyta zaskoczona.

– Wszystko chcesz sama. Uważasz, że nie potrzebujesz pomocy. Taka Zosia Samosia z Ciebie.

– Nie chcę być po prostu komuś za coś wdzięczna. Już raz miałam załatwianą pracę przez swojego faceta i nie skończyło się to niczym dobrym.

Teraz ja jestem zaskoczony. Trochę zabolały mnie jej słowa, ale nie komentuję. Przecież mi wcale nie chodziło o dozgonną wdzięczność. Potrzebuje pracy, a ja chcę jej w tym pomóc. Co w tym takiego złego? Pieprzona samodzielność kobiet. Myślą, że jak facet chce im coś ułatwić, to nigdy nie robi tego bezinteresownie. Zawsze ma w tym jakiś cel. No może w większości przypadkach tak jest, ale nie zawsze. Wkurzało mnie takie wrzucanie wszystkich do jednego worka.

– Ojciec zawsze powtarzał mi, że wdzięcznym trzeba być wobec Boga za łaski, którymi Nas obdarza i siebie, za to że te łaski potrafimy wykorzystać. Moim zdaniem jeśli ktoś Ci proponuje pomoc, to powinien to robić bezinteresownie.

– Niby tak, ale w dzisiejszych czasach nic nie jest za darmo. Poza tym przez ostatnie lata nauczyłam się, że jeśli czegoś sama nie osiągnę, to nikt mi tego nie da.

– Masz rację, ale dla osób wierzących podporą jest Bóg. Jeśli w Niego wierzysz i modlisz się do Niego o pomoc, On zawsze Cię wysłucha. Chyba, że nie wierzysz?

– Wychowałam się w rodzinie katolickiej, jeśli o to Ci chodzi. Co niedzielę Kościół, w piątek zero mięsa, posty i tak dalej. Od 5 lat praktykuję jedynie bezmięsne piątki. Nie pamiętam kiedy byłam ostatnio w Kościele, o modlitwie nie wspomnę.

– Ja też miałem taki okres w swoim życiu. Zaczęło się od śmierci taty. Straciłem nadzieję i wszystko wydawało mi się bez sensu. Interesowały mnie zupełnie inne rzeczy i zapełniałem swój czas czymś innym. Do Kościoła wróciłem dopiero, gdy poznałem Laurę. Ona pochodziła z dość surowej rodziny, więc musiałem się dostosować. Z początku robiłem to z przymusu, potem dopiero przyszła przyjemność i chęć. Dzięki Niej zacząłem rozumieć wiarę w zupełnie inny sposób.

– Robert, mój były, jest nie wierzący. W Holandii w niedzielę się odpoczywa, bo zazwyczaj do soboty się pracuje. Ludzie tam spędzają czas na wycieczkach, leżeniu czy spotykaniu się z przyjaciółmi. Tam gdzie mieszkaliśmy, jeśli już były kościoły to tylko prawosławne. I tak z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc wszystko zaczęło zanikać. Przestałam kontaktować się z rodzicami, ucięłam znajomości z przyjaciółmi w Polsce. Była tylko praca i Robert. A teraz jedynie kogo mam to Zuzę.

– Nie kontaktowałaś się z rodzicami od momentu przyjazdu?

– To jest bardziej skomplikowane niż Ci się wydaje. Przy Naszej ostatniej rozmowie padły bardzo przykre słowa z mojej jak i z rodziców strony. Teraz jest mi najzwyczajniej wstyd do nich zadzwonić. Nie mam odwagi przyznać się do błędu. 5 lat to jednak szmat czasu.

Patrzę na nią ze współczuciem. Gdy po jej policzkach zaczynają płynąć łzy, bez zastanowienia przygarniam ją do siebie. Dobrze wiem jak to nie mieć rodziców. Jakie to uczucie nie móc z nimi porozmawiać. Ona jednak miała szansę jeszcze wszystko naprawić. Potrzebowała jedynie kogoś, kto jej w tym pomoże.

*    *    *    *
tytuł rozdziału: Coldplay- Fix you

Hejka 🙂 Jest tu jeszcze ktoś?
Po wielu trudach i znojach życia codziennego mamy kolejny rozdział.
Nawet wyszedł długi 😀 Co do jakości wypowiedzieć się musicie Wy :*
Ten rozdział bardziej poważniejszy, poruszane są trudniejsze tematy.
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam 😛 Piszcie co myślicie.
Życzę miłego weekendu, a przede wszystkim duuuużo słoneczka 🙂
Wasza Anna

7. „I’m taking my place, By our side I’m not leaving, Until I’m satisfied.”

Michalina

– No co Ty gadasz?- Zuza opada obok mnie z kieliszkiem wina.- Nie było nic, a nic?

– No przecież mówię. Było tylko macanie.

– Może on serio jest nie teges?

– Jakby był to przecież nic by nie było?

– No niby tak, ale wiesz.- zerka na mnie z ukosa.- Są geje, lesbijki, ale są też przecież osoby bi. One lubią to i to. Może on lubi macać laski, a seks woli z facetami.- patrzę na nią z szeroko otwartymi oczami.

– Zuza Ty chyba już nie pij, bo coraz gorzej na Ciebie to działa.- burczę na nią, chociaż jej słowa do końca nie są takie głupie. Wzdycham zrezygnowana i wypijam resztę wina.

A jeśli on serio jest taki jak mówi Zuza? To co wtedy? Jakby to miało wyglądać? Ja, on i jeszcze ktoś? Na samą myśl się wzdrygam. Nic z tego. Z jednego trójkąta się wyplątałam teraz mam wkraczać w następny? I to nie wiadomo czy z dziewczyną czy z facetem. Sama ta myśl przyprawia mnie o mdłości. Nie żebym miała coś do gejów i lesbijek. Niech sobie żyją, kochają się i w ogóle, ale nie ze mną. Czy w dzisiejszych czasach faceci już nie mogą być normalni? Chociaż co się dziwić? Teraz faceta kreują na patyczaka w rurkach, z dziwnymi fryzurami. Gdzie Ci drwale z mięśniami Herkulesa? Gdzie dżentelmeni i dawni amanci? Czy na prawdę lepszy jest wydepilowany facecik od prawdziwego męskiego macho? Kto leci na kogoś takiego? Komu podoba się taki wzorzec? W dzisiejszym świecie kobieta jest bardziej męska niż facet. Co z tym światem do cholery?!

Szymon
– Ja Cię stary nie rozumiem.- Piotr siedzi na przeciw o zamyka przeglądaną teczkę.

– Czego dokładnie?- spoglądam zaskoczony na przyjaciela.

– Zabrałeś ją na weekend, a nawet go przedłużyłeś dla niej i nic nie zrobiłeś.

– Oj przecież wiesz dlaczego.- mówię znudzony.

– Wiem, ale ona zapewne nie. Pewnie liczyła, że jeśli ją gdzieś zabierasz, to do czegoś dojdzie. Ja bym liczył.

– Bo Ty myślisz tylko o jednym.- wytykam mu.

– Tak to jest po rozwodzie.- wzdycha smętnie.

– Powiedziałem jej o Laurze.- mówię jakby w zamyśleniu.

– Ooo i jak zareagowała?

– Było jej przykro.- wzruszam ramionami.

– Ale o Nicolasie jej nie powiedziałeś?- jego kpiący ton zaczyna mnie irytować.

– Zwariowałeś chyba.- posyłam mu groźne spojrzenie. Wychodzę z gabinetu.

– A co w tym takiego?- wzrusza ramionami podążając za mną.- Każdemu może się zdarzyć. Nie rozumiem dlaczego to ukrywasz. W dzisiejszych czasach nie jest to już takie dziwne.

– Może jej powiem, nie wiem. Jak na razie jest za wcześnie. Mogłaby to źle odebrać i uciec.- wzdycham i wchodzimy do windy.

– I myślisz, że jak dowie się przez przypadek to nie zwieje?- opiera się o ścianę i patrzy na mnie sceptycznie.- Ja bym z tym nie czekał, bo później będzie gorzej.

– Po rozwodzie zacząłeś marudzić jak baba. Ogarnij się chłopie.- wychodzę na swoje piętro zostawiając rozbawionego przyjaciela.

Dzień mija mi na zabiegach, więc nie mam za dużo czasu na przemyślenia. Na rozluźnienie pozwalam sobie dopiero w domu. Zimne piwo, telewizor i spokój. Żadnego marudzenia nad głową. Musisz to, musisz tamto. Tylko ja i kolorowy ekran przede mną. Pomimo udanego weekendu czuję się zmęczony. Oczy szczypią niemiłosiernie prosząc o wytchnienie. Opieram głowę o zagłówek łóżka i przymykam je. Uśmiecham się delikatnie, bo w sypialni dalej czuć jej zapach. Już nie tak intensywny, ale jednak. Przed oczami mam jej poranny widok. Rozczochrane włosy, figlarne iskierki w oczach i jej usta na moim penisie. Na samą myśl czuję jak drga. Może mógłbym do niej zadzwonić? Przywieźć ją tu i odprężyć się tak jak wtedy? Zerkam na zegarek. 23.30. Dzisiaj już chyba nie bardzo. Do ręki biorę telefon. 4 wiadomości. 3 od Michaliny, 1 z przypomnieniem dyżurów.

„Miłego dnia :)”

„Mam nadzieję, że dzień minął szybko i niezbyt intensywnie?”

„Dobranoc :*”

Uśmiecham się jak wariat do głupiego ekraniku. Tylko 3 wiadomości, a od razu człowiekowi lepiej. Świadomość, że ktoś o Tobie myśli miło łechta ego. Szybko wystukuję odpowiedzieć, wyłączam telewizor i z lepszym humorem zasypiam.

Michalina
Dni mijają. Z Szymonem rozmawiamy albo przez sms albo czasem dzwoni. Jest zarobiony. Biedny. 3 dni wolnego, a nadrabiania jakby wziął co najmniej 3 miesiące. Klinika – szpital – dom i tak w kółko. Do domu zazwyczaj wracał późnym wieczorem i był tak skonany, że nie miał na nic siły, za co ciągle mnie przepraszał. Czy byłam zła? Nie do końca. Bardziej byłam stęskniona, ale przecież to nie z jego winy. Taka jego praca. Sama musiałam jakiejś szukać, bo za chwilę zostanę bez grosza przy duszy. Przecież euro kiedyś się skończy. Poskarżyłam się nawet ostatnio Szymonowi, który zaoferował mi swoją pomoc. Podziękowałam. Nie chciałam być kolejny raz wdzięczna facetowi za pracę.

Studia pielęgniarskie wcale nie były takie łatwe jak mi się na początku wydawało. Nie wiem co mnie podkusiło na ten kierunek. Chociaż podczas praktyk czułam się jak ryba w wodzie. Adrenalina, chęć pomocy i ciągły ruch. Nie było wtedy czasu na przemyślenia, snucie domysłów i lamentowanie. To był mój świat, który straciłam po wyjeździe do Holandii. Czasu nie cofnę, ale jestem na siebie niewyobrażalnie zła. Teraz, po fakcie. Może wróciłabym na studia? Magister przecież trwa tylko 2 lata. Zawsze to lepiej wygląda w CV niż sam licencjat. Albo jakaś specjalizacja? Sama już nie wiedziałam co mam robić. Ale nieważne czy bym poszła na studia czy nie. Pracę muszę znaleźć i to najlepiej już.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk telefonu. „Dzwoni Szymon”. Zdziwiona odbieram.

Cześć piękna.

– Cześć przystojniaku. Co tam? Aż dziw, że dzwonisz o tej porze.

Mam przerwę między zabiegami. Poza tym miło Cię usłyszeć.– uśmiecham się na te słowa.

– Ciebie również.

Słuchaj, jest taka sprawa. Popytałem trochę o tą Twoją pracę. W szpitalu nie potrzebują, ale z nieoficjalnych informacji dowiedziałem się, że w klinice zwolni się miejsce za 3 miesiące na stanowisku pielęgniarki anestezjologicznej. Wiem, że nie masz specjalizacji, ale mogłabyś zrobić kurs i wbić się w to miejsce.– trajkotał jak nakręcony.

– Szymon prosiłam Cię żebyś dał sobie z tym spokój. Sama sobie coś znajdę.

A ja Ci mówię, że to dla mnie żaden problem. Napisz ładne CV i mógłbym dzisiaj po nie podskoczyć. Nie wiem, może o 20?

– Nie chcę żebyś mi załatwiał pracę.- mówię już lekko poddenerwowana.

Ja Ci nic nie załatwiam. CV będzie leżeć na stosie z innymi. Czy Cię wybiorą czy nie zależeć będzie od mojej szefowej. Więc mogę wpaść?

– Jak tam chcesz.- wzdycham zrezygnowana.- Bądź o 20.

Gdy Zuza wraca z pracy od razu mówię jej o telefonie Szymona. Oczywiście całą sobą wyrażam swoje niezadowolenie z całej tej sytuacji. Już raz mi facet załatwił pracę i co z tego miałam? Tylko złe wspomnienia.

– Misha przecież on Ci tylko zaproponował, że odda Twoje CV. Nie powiedział, że na 100% będziesz miała tą posadę. Poza tym nawet jakby to co z tego? Dzisiaj nie dostaniesz dobrej pracy od tak. Albo musisz mieć znajomości albo gruby portfel.

– Wiem Zuzu, ale ja nie chcę być nikomu za nic wdzięczna. Sama wiesz jak było z Robertem.

– Szymon to nie Robert zrozum to wreszcie.- patrzy na mnie karcąco.- Chce Ci pomóc, więc mu na to pozwól, a jak przy okazji dostaniesz fajną posadę to tym lepiej. Kasa Ci się przyda, sama przyznaj.

– No przyda.- burczę niezadowolona.- Dobra dam mu te cholerne CV, ale i tak wątpie żeby się odezwali.

Szymon
Dzierżąc w ręku CV Michaliny wchodzę do gabinetu szefowej, która wita mnie zdziwionym spojrzeniem.

– Co Cię do mnie sprowadza Szymonie? Mam nadzieję, że nie składasz rezygnacji?- patrzy znacząco na papierek w mojej dłoni.

– Skądże znowu.- uśmiecham się i siadam na przeciw niej.- Mam osobistą sprawę.

– Słucham więc.- również się uśmiecha i opiera o skórzany fotel.

– Moja przyjaciółka poszukuje pracy.- podaję jej CV.- Może nie ma doświadczenia, ale jest młoda, szybko się uczy. Słyszałem, że Pani Danuta od Nas odchodzi, więc pomyślałem, że moglibyśmy jej dać szansę.

– Wiesz Szymonie, że łączenie pracy ze znajomościami nie jest najlepszym wyborem.

– Wiem, ale dziewczyna potrzebuje pracy. Tu nie chodzi o naszą znajomość tylko o to, że chcę jej pomóc. Tylko tyle.

– Szukamy pielęgniarki anestezjologicznej, a ona ma tylko licencjat.

– Mogłaby robić kurs i w międzyczasie szkolić się już u nas.

– A jaką dasz mi pewność, że ona temu wszystkiemu podoła? Aż tak długo ją znasz?

– Dam sobie za nią rękę uciąć.- mówię pewnie.

– Obyś nie został bez tej ręki, bo ona Ci jest bardzo potrzebna Szymonie.

– Proszę tylko o szansę dla niej. Możemy ją wziąć na staż i jeszcze jedną dziewczynę. Sprawdzimy, która się lepiej nadaje.

– Nie rozpędzaj się tak.- karci mnie.- Zobaczę co da się z tym zrobić. W odpowiednim czasie się z nią skontaktuje.

– Dziękuję.- wstaję i kieruję się do drzwi.- Szefowo? Jak coś tej rozmowy nie było.- wychodzę.

Gdyby mój plan wypalił byłoby nieźle. Mógłbym się z nią widywać częściej i ona by miała z tego jakieś korzyści. Miałem więc dużą nadzieję, że wszystko przebiegnie po mojej myśli. Jeśli jednak nie, to zawsze mogę powiedzieć, że próbowałem. Byłem trochę zdziwiony, że Michalina tak sceptycznie do tego wszystkiego podchodziła. Nie chciała mojej pomocy. Zapewniała, że poradzi sobie sama. Tylko dlaczego? Przecież chciałem jej tylko pomóc. Nie chciałem za to wdzięczności ani nic z tych rzeczy. Może gdyby chodziło o kogoś innego zastanowiłbym się nad tym dwa razy, ale tutaj chodziło o Michalinę. Moją Michalinę.

Cały dzień chodziłem nakręcony i pobudzony. Po klinice wstąpiłem do siłowni rozładować napięcie, ale nie za bardzo mi to pomogło. Była godzina 21, gdy nieśmiało zadzwoniłem do drzwi Zuzy i Michaliny. Otworzyła mi ta druga.

– Cześć.- wpuściła mnie zdziwiona.- Co Cię sprowadza o tej porze?

– Za późno? Śpicie już? Przyniosłem wino i ciacho.- pokazuję na papierową torbę i butelkę.

– Z takim ekwipunkiem zapraszamy częściej.- bierze ode mnie wino i chce odejść. O nie tak szybko. Przyciągam ją do siebie i całuję namiętnie. Gdy się od niej odrywam ma zaróżowione policzki i roześmiane oczy.

Michalina
– Może w sobotę poszlibyśmy do klubu potańczyć?- zagaduje Zuza po drugiej lampce wina.- Za niedługo będziemy starzy i nic nam się nie będzie chciało.- chichocze. Moja przyjaciółka chyba ma fazę.

– Mam dyżur telefoniczny, ale czemu nie?- zgadza się brunet.- Zaproszę swojego kumpla. Im więcej Nas tym raźniej.

– Jak nie jest gburem, to go weź.- czka blondynka, dźwigam głowę z klatki piersiowej Szymona i patrzę na nią zaskoczona.- Idę spać. Na dziś mam dość.- wstaje nieporadnie i żegnając się czkaniem idzie do swojego pokoju.

– Zostaliśmy sami.- mruczy brunet i nachyla się by mnie pocałować. Pierwszy pocałunek jest delikatny, ale później to się zmienia. Nasze pocałunki stają się niecierpliwe, chaotyczne. W momencie siadam na nim okrakiem i napieram na niego.- Kociaku.- mruczy cicho, gdy całuję go po linii szczęki i szyi. Jego dłonie błądzą pod moją koszulką.

– Chodźmy do pokoju.- dyszę gdy zaciska dłonie na piersiach.

– Trzymaj się.- szepcze i podnosi się ze mną. Chwytam go mocno za szyję i chichocząc zostaję zaniesiona do swojej sypialni. Kładzie mnie na łóżku i zdejmuje swoją koszulkę. Zamyka drzwi przekręcając kluczyk w zamku. Spoglądam na niego rozbawiona, bo nie wiedzieć czemu chce mi się śmiać. Nachyla się ku mnie i wpija się w usta. Mruczę zadowolona. Jego dłonie ponownie błądzą pod moim T-shirtem, który po chwili ląduje na podłodze. Czuję jego ciepły oddech na szyi, piersiach. Jęczę cicho, gdy przez materiał stanika przygryza mi sutka. Uśmiecha się łobuzersko, a mi odejmuje mowę. Czy on musi być tak cholernie przystojny? Przymykam oczy, gdy wyjmuje pierś z miseczki i zaczyna ssać drugiego sutka. Czuję dziwny ucisk pomiędzy nogami. Czuję, że robię się wilgotna. On jakby czytając w myślach kieruje tam swoje palce. Po chwili nie mam już na sobie nic. Leżę pod nim jedynie w staniku i skarpetkach. Jego płonący wzrok skanuje moje ciało. Przygryzam wargę, gdy całuje mój brzuch, podbrzusze i kieruje się do wiadomego miejsca. Rozchyla mi nogi i klęcząc przed łóżkiem dmucha zimnym powietrzem w moją łechtaczkę. Pod wpływem tej pieszczoty chcę złączyć uda, ale mi nie pozwala. Palcem wskazującym jedzie od wzgórka łonowego po samą dziurkę pochwy. Bez ceregieli od razu wkłada dwa palce. Wyginam się nie spodziewając się takiego doznania. Jego ciepły język doprowadza mnie do drżenia. Zaciskam dłonie na pościeli. Napięcie w moim ciele narasta, szukając ujścia. Czuję jak zaciskam się na jego placach.

– Proszę nie przestawaj.- dyszę czując, że to ostatnia prosta.- Szybciej.- jęczę błagalnie i po chwili opadam na na łóżko. Jest mi niewyobrażalnie dobrze i przyjemnie. Szymon wstaje i poprawia mnie na łóżku, po czym kładzie się obok mnie przytulając mnie do siebie.

– Mam nadzieję, że było Ci chociaż trochę dobrze.- całuje mnie we włosy. Uśmiecham się.

– Bardzo.- mruczę tuląc się do niego.- Zostań na noc, proszę.

– Wypiłem, więc i tak bym został.- czuję jak okrywa nas kołdrą, całuje mnie w czoło i mocno do siebie przytula.

*    *    *    *
tytuł rozdziału: Depeche Mode- Soothe My Soul

Witam wszystkich 🙂
Dzisiaj krócej niż zazwyczaj, ale to dlatego, że nie chciałam wszystkiego uwzględniać w jednym rozdziale 😉 Mogłoby się okazać, że opowiadanie skończyłoby się na 30 rozdziałach heh
Bardzo mi miło widzieć taki odzew pod ostatnim rozdziałem 🙂 Dziękuję wszystkim, którzy czytając i komentują :* Jesteście moją pompą napędową 😀
Co do dzisiejszego rozdziału. Co myślicie? Co Was rozbawiło? Co zaciekawiło? Jak uważacie praca Szymona razem z Michaliną wypali? I co z tym Szymonem? Jest biseksualny czy też nie? 😉
Z niecierpliwością czekam na Wasze spostrzeżenia :*
Wasza Anna